Logo Przewdonik Katolicki

Rok komisji

Jacek Łęski
Fot.

Przestrzeń, w jakiej poruszają się polskie media, w ciągu kilkunastu miesięcy poszerzyła się w sposób radykalny. Złożyło się na to wprawdzie kilka czynników, ale kluczową rolę odegrały publiczne przesłuchania przed komisjami. Okazało się, że mechanizm ujawniania kulis polityki i biznesu ma fundamentalne znaczenie dla wolności słowa i demokracji w Polsce. To głównie dzięki...

Przestrzeń, w jakiej poruszają się polskie media, w ciągu kilkunastu miesięcy poszerzyła się w sposób radykalny. Złożyło się na to wprawdzie kilka czynników, ale kluczową rolę odegrały publiczne przesłuchania przed komisjami. Okazało się, że mechanizm ujawniania kulis polityki i biznesu ma fundamentalne znaczenie dla wolności słowa i demokracji w Polsce.
To głównie dzięki pracom komisji śledczej w sprawie Rywina odszedł skompromitowany Robert Kwiatkowski, którego nazwisko stanie się symbolem upolitycznienia TVP niespotykanego w historii tej firmy po roku 1990. To z kolei dało początek zmianom personalnym w telewizji publicznej i wykluczeniu z niej najbardziej skompromitowanych aktywistów związanych z SLD. Oczywiście TVP nie jest jeszcze dziś firmą marzeń, ale zmiany, jakie dokonały się w ciągu roku, idą zdecydowanie w dobrym kierunku: przywrócenia dziennikarskiej niezależności, obiektywizmu w programach informacyjnych i eliminowania zachowań ewidentnie nieetycznych.
Z innych ważnych czynników, które zadecydowały o obecnym kształcie polskich telewizji było odejście Tomasza Lisa z TVN i przejście do Polsatu. To wydarzenie uruchomiło praktycznie nieobecny wcześniej mechanizm konkurencji w zakresie publicystyki i informacji telewizyjnej.
Najważniejszą zmianą, jaką wprowadziła obecność w polskim życiu publicznym komisji śledczych jest jednak obalenie wielu tabu, jakie pokutowały w polskim życiu publicznym i które dławiły swobodę słowa. Pierwszym z owych tabu była sprawa wiązania najważniejszych osób w państwie z mechanizmami korupcyjnymi w szerokim tego słowa znaczeniu. Okazało się, że nie ma świętych krów i tak Leszek Miller, jak i Aleksander Kwaśniewski muszą się tłumaczyć ze swojego postępowania, choćby im to było nie wiem jak niewygodne, a dowcipy pana prezydenta nie śmieszą już jak kiedyś.
Okazało się, że łapówki, "załatwiactwo", funkcjonowanie tak zwanego "Towarzystwa", posługiwanie się służbami specjalnymi do załatwiania partyjnych czy wręcz osobistych interesów, "zblatowanie" elit politycznych i biznesowych przeciw interesom obywateli, to nie wymysły oszołomów i obsesjonatów, ale realia III RP.
Przez całe lata od roku 1995 nikt z dziennikarzy nie miał okazji albo i śmiałości, by zapytać prezydenta Kwaśniewskiego, dlaczego po prostu kłamał w sprawie swojego wykształcenia w czasie kampanii wyborczej. Dziś, w nowej rzeczywistości "pokomisyjnej" trudno sobie coś podobnego wyobrazić. Dość przypomnieć, jaki szok wywołało żądanie, by fundacja Jolanty Kwaśniewskiej ujawniła swoje dokumenty i listę sponsorów. Jaki popłoch wiadomość, że komisja śledcza może nakazać prokuraturze dostarczenie listy wyjść i wejść do Pałacu Prezydenckiego.
Dziennikarze zobaczyli, że można stawiać pytania o najbardziej niewygodne kwestie i od tego się nie umiera, wprost przeciwnie można zyskać społeczny aplauz i szacunek.
Komisja śledcza prześwietlając niemiłosiernie urzędników i polityków zamieszanych w mętne sprawki, złamała po części ich solidarność i naruszyła zmowę milczenia. Wobec dziennikarzy można gładko kłamać bez konsekwencji. Przed komisją trudniej, bo można iść za to do więzienia. Kiedy zaś podejrzani zaczynają mówić, na światło dzienne wychodzą rzeczy, które w przekonaniu obecnych władców Polski nigdy nie były przeznaczone dla opinii publicznej. Wystarczy, że dziennikarze będą to relacjonować.
Komisja śledcza, szczególnie komisja zajmująca się sprawą Rywina, naruszyła również tabu dotyczące Agory i "Gazety Wyborczej". Środowisko "Gazety", które przez wiele lat korzystało z przywileju nietykalności w masowych mediach, nagle stanęło w obliczu ostrej krytyki i nie bardzo potrafiło się przed tą krytyką bronić. Kwestia zażyłych relacji Adama Michnika z Aleksandrem Kwaśniewskim, Jerzym Urbanem i Leszkiem Millerem okazała się kulą u nogi dla całej "Gazety". Bo co tu wyjaśniać po opowieści o wspólnej kolacji Urbana i Michnika z zającem biedakiem i wódką na dokładkę?
"Gazeta" straciła przywilej nieomylności, co również dobrze robi wolności słowa w Polsce.
Ostatnim, choć nie najmniej ważnym pożytkiem z pracy komisji śledczych dla mediów jest pokazanie publicznie, jak trudne, żmudne i pracochłonne jest poszukiwanie prawdy, gdy w grę wchodzą wielkie interesy, polityka i ludzkie emocje. Redaktorzy, którzy od dziennikarzy śledczych oczekują co tydzień dobrego tekstu aferowego, mogli na własne oczy zobaczyć, jak długo trwa praca nad wyciagnięciem prawdy na temat interesów "Towarzystwa". Już dziś owocuje to większą uwagą, jaką w gazetach przykłada się do dziennikarstwa śledczego. I oby tak dalej.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki