(...) W naszej parafii niedawno było bierzmowanie. Młodzież przygotowywała się intensywnie, bo miała wiele spotkań i księża bardzo fajnie to przygotowali i poprowadzili. Minęły dwa tygodnie i bierzmowana młodzież zniknęła z kościoła. To było szokujące, jak nagle zmniejszyła się ich frekwencja na Mszy Świętej niedzielnej. Jestem nauczycielem i znam dobrze problemy pracy z młodzieżą. Dlatego chcę zapytać, czy ten sakrament nie jest udzielany za wcześnie? Przecież ci ludzie nie są jeszcze dojrzali duchowo. W gruncie rzeczy to ciągle po prostu dzieci i obawiam się, że to rodzice ich zmobilizowali do przystąpienia do sakramentu. Jaki jest sens tego olbrzymiego wysiłku katechetów i księży włożonego w przygotowania, skoro młodzież i tak rezygnuje później z więzi z Kościołem? Może stosowanie tych wszystkich kartek, indeksów, sprawdzania obecności powoduje, że młodzież znika, kiedy kończy się przymus? Wiem, że problem bierzmowanych nie dotyczy tylko naszej parafii. Rozmawiam z koleżankami i kolegami w pracy i oni mają podobne wrażenia. Chyba Kościół powinien się nad tym poważnie zastanowić.
Rafał
Kościół od dawna poważnie się zastanawia nad problemem odpowiedniego przygotowania i udzielania bierzmowania. Kościół - i to nie tylko duchowieństwo i hierarchia, lecz i wielu świeckich. Wyrazem tego poważnego zastanowienia jest choćby Twój list. Jesteś przecież człowiekiem wierzącym, a więc też należysz do Kościoła.
Wiemy dobrze, że młodzież nastoletnia dojrzałością duchową raczej się nie odznacza. Głęboką i świadomą wiarą również. Bo po prostu są jeszcze na to za młodzi i zbyt mocno uzależnieni od swoich rodziców i opiekunów. Zbyt mało jeszcze w życiu przeszli, zbyt mało doświadczyli. Dojrzałość psychiczna i duchowa pojawi się w ich życiu później, być może znacznie później. No i tu wprost ciśnie się na usta pytanie: dlaczego teraz bierzmowanie?
Powinniśmy spojrzeć na sprawę w duchu wiary. Podobnie, jak sakrament chrztu udzielony małemu dziecku, tak samo bierzmowanie jest ziarnem łaski zasianym w duszy człowieka. Ziarnem, które musi poczekać na swój czas, by zacząć kiełkować i przynosić owoce. Po ludzku rzecz biorąc, nikt nie jest gotowy i dojrzały do przyjęcia zarówno bierzmowania, jak i pozostałych sakramentów. To łaska Boża powoduje, że człowiek jednak potrafi wykorzystać dary, które z ręki Bożej otrzymuje, że do nich dorasta. Potrzeba jednak na to czasu i zaufania, że ziarno Boże, skoro gdzieś jakoś w duszę zapadło, to i owoc w końcu wydać musi.
Doprawdy, nie wiem, w jaki sposób moglibyśmy oceniać dojrzałość potrzebną do przyjęcia bierzmowania. Jaką miarą mierzyć, jakie kryteria przyjąć? "Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni" - powiedział Jezus. Zatem pozostaje nam postawa pełnego zaufania Bożej Opatrzności, która nie pozwala Słowu Bożemu pozostawać bezowocnym.
Dlatego też nie można uważać za bezowocne wszelkie formy, które zmierzają do zmobilizowania młodzieży do praktyk religijnych. Może i mało jest w tym ich własnej dobrej woli, lecz te wszystkie przeżyte Msze Święte, spowiedzi, nabożeństwa, modlitwy, spotkania w jakiś sposób na pewno zaowocują. Może dopiero w dalekiej przyszłości, kiedy ów człowiek doświadczony już życiem, stwierdzi, że jednak w Panu Bogu będzie szukał pociechy, pomocy i dalszej drogi życia.
Jestem pewien, że Pan Bóg nie pozwoli, by zmarnowała się praca katechetów i kapłanów, że owoce będą. Może znacznie później, lecz właśnie to bywa najtrudniejsze w wierze, by całkowicie jakiś problem Bogu powierzyć i nie przejmować się początkowymi niepowodzeniami. Nie jestem nadmiernym optymistą, lecz po prostu wiele razy widziałem, jak człowiek w końcu wracał do Pana Boga.