Prowadziłem rekolekcje wielkopostne dla młodzieży dużej szkoły zawodowej. Trudne rekolekcje. Czułem, że głoszone Słowo może nie trafiać do wszystkich. Odbiorcy to w przytłaczającej większości młodzi chłopcy. W ich wieku dość często Pan Bóg wydaje się im mało atrakcyjny... Nadszedł ostatni dzień rekolekcji, który wieńczyła Msza święta. Nadszedł moment Komunii świętej i... kilku kapłanów, ze mną włącznie, stanęło w miejscu, gdzie daje się Ciało Chrystusa. Z chwili na chwilę wzrastała w nas konsternacja. Z wielkiego tłumu młodzieży nikt nie wychodził z ławki, by przyjść do Stołu Pańskiego. Bodaj po minucie, może więcej... przyszło do nas zaledwie kilkanaście osób - dwanaście, może czternaście. A więc każdy z nas dał trzy, cztery Komunie święte. Tym, którzy wyszli z tłumu, by przyjąć Ciało Chrystusa, towarzyszyły słyszalne śmiechy, przykre, cyniczne słowa, nawet poleciał za nimi jeden, drugi papierek, pudełko po zapałkach. Taki tłum...
Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby prosiły o Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. (Mt 27, 20)
To wydarzenie również związane jest z rekolekcjami młodzieżowymi. Tym razem grupa była o wiele mniejsza. Jeden z młodzieńców szczególnie źle się zachowywał. Nie pomagały uwagi nauczyciela ani księdza. Nadszedł czas spowiedzi świętej. We wszystkich konfesjonałach byli kapłani, by chętni sprawnie i szybko mogli pojednać się z Bogiem. Młodzieniec, który szczególnie utrudniał prowadzenie rekolekcji, nie wyraził chęci skorzystania ze spowiedzi świętej. Zaproszeni kapłani po skończonej posłudze wyjechali do swoich parafii. Został tylko kolega i ja. Po wszystkim także młodzież udała się do swoich domów. Kilka osób jeszcze modliło się w samotności. Czekaliśmy, aż opuszczą świątynię. A oto nagle do jednego z nas podszedł ów młodzieniec, który tak bardzo przeszkadzał w prowadzeniu rekolekcji i spytał: "Przepraszam księdza, czy mogę się wyspowiadać?...".
Tłum ma swoją psychologię. Ten na stadionie i ten w kościele, ten na dworcu i ten na koncercie. Tłumowi trudno się przeciwstawić. Z tłumu trudno wyjść, tym bardziej, gdy wyjściem daje się świadectwo, że jest się innym. Gdyby młodzież, z jednego i drugiego kościoła, znalazła się w tłumie nieznanych sobie ludzi na niedzielnej Mszy, na pewno zachowywałaby się jak ci obcy ludzie. Podobnie, gdyby w cztery oczy rozmawiać z każdym z tych młodych ludzi, to zapewne wszyscy, czy prawie wszyscy, okazaliby się całkiem normalnymi ludźmi... albo, mimo młodego wieku, już bardzo poranionymi przez życie... stąd takie nietypowe zachowania w kościele.
W tę niedzielę słuchamy w czasie Liturgii opisu Męki Pana Jezusa. Także wspomniany jest tłum, który domagał się uwolnienia Barabasza, a uśmiercenia Jezusa. Czy to możliwe, by ci ludzie, którzy z wielkim wrzaskiem nalegali, by Piłat zrobił tak jak chcą, w rozmowie w cztery oczy byli całkiem innymi ludźmi? Nie wiemy... Wiemy tylko, jakimi my jesteśmy w tłumie i w cztery oczy... Warto o tym pomyśleć...