Logo Przewdonik Katolicki

Niech patrzą

Dr hab. prof. KUL Barbara Chyrowicz SSpS
Fot.

W szary, deszczowy dzień przyszło mi kiedyś czekać na przystanku miejskiego autobusu. Zdeterminowanym kandydatem na pasażera była jeszcze prócz mnie matka z dzieckiem na ręku. Mimo że na przystanku było pusto, kobieta stała w samym kącie przystankowej wiaty i tuliła do siebie dziecko tak, jakby usiłowała je ukryć. Przyjazd autobusu zmusił ją do opuszczenia kąta, a ja przy okazji...

W szary, deszczowy dzień przyszło mi kiedyś czekać na przystanku miejskiego autobusu. Zdeterminowanym kandydatem na pasażera była jeszcze prócz mnie matka z dzieckiem na ręku. Mimo że na przystanku było pusto, kobieta stała w samym kącie przystankowej wiaty i tuliła do siebie dziecko tak, jakby usiłowała je ukryć. Przyjazd autobusu zmusił ją do opuszczenia kąta, a ja przy okazji kątem oka zauważyłam wyraźne oznaki choroby Downa na twarzy dziecka. To przypadkowe spotkanie dało mi do myślenia. Nie wiem, co sprawiło, że matka chciała wyraźnie ukryć chorobę dziecka przed wzrokiem innych - być może ten wzrok niejednokrotnie ją ranił i chciała go oszczędzić sobie i dziecku. Wstydliwie ukrywając chorobę dziecka, w rzeczywistości zawstydzała wszystkich zdrowych współpasażerów. Najwyraźniej nie liczyła bowiem na to, że spojrzą na jej dziecko tak, jak na każde inne. Spojrzą inaczej, z pożałowaniem. Choroba, słabość, niepełnosprawność bywa przez nas ukrywana, nie chcemy na nią patrzeć. Dlaczego jednak słabość ludzkiej kondycji miałaby być powodem do wstydu?
Prawdą jest, że na ogół wstydzimy się własnej słabości. Sądzimy bowiem najczęściej, że słabość nas poniża, a poniżenie tak przed samym sobą, jak i przed innymi trudno nam znieść. "Męki wstydu (i zazdrości) - powiada La Rochefoucauld - dlatego są tak ostre, że próżność nie może dopomóc do ich znoszenia". Naturalna staje się zatem chęć ukrycia tego, czego się wstydzimy. Ukrywamy własną słabość, boimy się, że zostaniemy "odkryci". Już Platon zauważył, że wstyd jest pewną częścią strachu. Wstydząc się własnej słabości, nie chcemy pogodzić się z naszą ludzką kondycją - i to zarówno mając na uwadze ułomność fizyczną, jak i moralną. Problem w tym, że nie zmienimy tego, jacy jesteśmy, chociaż decydujemy o tym, kim będziemy. Z pierwszym pozostaje się tylko pogodzić, o drugie - usilnie się starać. Słabość nie jest porażką, nie może też być powodem wstydu - porażką jest grzech. Nie uciekniemy od słabości, nie ma zatem sensu wstydliwie jej ukrywać, udając, że się nas nie ima. Nasza wielkość paradoksalnie polega na tym właśnie, że potrafimy się przyznać do naszej - ludzkiej słabości. Chorujemy, tracimy siły, nie radzimy sobie czasem z najprostszymi czynnościami, ale to nie powód, żeby nas wtedy wstydliwie ukrywać w obawie, że innym będzie na nas przykro patrzeć. Niech patrzą! Tacy właśnie jesteśmy! Godność i wielkość człowieka nie mierzy się idealnymi proporcjami ciała i błyskotliwą inteligencją. Sięga głębiej... Chrześcijanin winien o tym pamiętać.
W minionym tygodniu media szeroko komentowały pogarszający się stan zdrowia Papieża. Nie milkną spekulacje na temat tego, jak poradzi sobie z czekającymi go uroczystościami związanymi z obchodami dwudziestopięciolecia pontyfikatu. Jedni patrzą i żałują, drudzy patrzą i pytają: "jak długo jeszcze?", jeszcze inni stwierdzają, że czas najwyższy, by Papież sam zrezygnował z pełnionej funkcji. No cóż, media żyją z takich spekulacji. Tymczasem potrzeba ogromnej odwagi i pokory, by pokazać się światu z całą słabością i mimo słabości. Patrzmy! Może zrozumiemy, dostrzeżemy piękno człowieka spoza wszelkich ułomności i żadna matka nie będzie musiała zasłaniać twarzy chorego dziecka w obawie przed pytającym wzrokiem innych.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki