Logo Przewdonik Katolicki

„Siedzę i maluję...”

Natalia Budzyńska
Fot.

Do 18 lutego w poznańskim Zamku oglądać można wystawę Jacek Malczewski w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki. Ostatni raz można było obejrzeć część obrazów z tej kolekcji 35 lat temu, podczas największej monograficznej ekspozycji dzieł tego polskiego symbolisty w Muzeum Narodowym w Poznaniu. Obrazy Jacka Malczewskiego tkwią w naszej świadomości, są oswojone i bardzo...

Do 18 lutego w poznańskim Zamku oglądać można wystawę „Jacek Malczewski w zbiorach Lwowskiej Galerii Sztuki”. Ostatni raz można było obejrzeć część obrazów z tej kolekcji 35 lat temu, podczas największej monograficznej ekspozycji dzieł tego polskiego symbolisty w Muzeum Narodowym w Poznaniu.


Obrazy Jacka Malczewskiego tkwią w naszej świadomości, są oswojone i bardzo bliskie. Chimery, nimfy, aniołowie, wieśniacy, autoportrety w przeróżnym towarzystwie i w najdziwniejszych rolach, pejzaże wiejskie, szerokie rozlewiska, słoneczne światło, narodowe porywy, a to wszystko podane w sosie idei wyzwoleńczych, głęboko patriotycznych. Do dziś podejmuje się próby odszyfrowania symbolicznych treści obrazów Malczewskiego. Obsesyjne stosowanie przez niego określonych rekwizytów, symboli, kojarzenie mitologii z etnografią, tworów baśniowych z postaciami realnymi budzi zaciekawienie. Wszystko to jest obecne w kolekcji lwowskiej, wystawianej obecnie w Poznaniu. W zamku zobaczyć można 50 obrazów olejnych oraz 15 gwaszy, szkiców i akwarel, od prac najwcześniejszych, jak na przykład „Matka Boska” z 1874 roku, przez obrazy realistyczne, symboliczne, aż do tych, w których obecny jest duch ekspresjonizmu.

Konflikt z Matejką


Jacek Malczewski urodził się 15 lipca 1854 roku w Radomiu. Był pod dużym wpływem ojca, wielbiciela poetów romantycznych, a szczególnie Słowackiego, który później mocno oddziaływał na twórczość Malczewskiego. Wiele planów wobec artysty miał Jan Matejko, który obiecywał mu osobistą opiekę, jednak chyba za bardzo chciał rządzić życiem i planami Malczewskiego, skoro ten wprost zbuntował się i z powodu tego konfliktu opuścił krakowską Szkołę Sztuk Pięknych. Nie przeszkodziło mu to parę lat później przyjąć nominacji na zastępcę profesora w tejże szkole. Malczewski malował niewyobrażalne ilości obrazów. Cały dorobek artysty obejmuje 2000 płócien (w tym szereg tryptyków), w okresie najbardziej płodnym malował około 100 obrazów rocznie. Ktoś kiedyś zauważył, że gdyby ustawić te obrazy obok siebie, utworzyłyby one fryz długości kilometra! „U mnie nic nowego – siedzę i maluję. A we łbie moim tak jak zawsze przesuwają się obrazy i obrazki, światła i cienie, i postacie. Wrażenia odczute niegdyś uplastyczniają się – obrazy niegdyś widziane wracają – albo i przenoszą się na płótna, albo giną zacierane nowymi i tak już będzie przez całe życie.” – pisał do żony w 1892 roku.
W kolekcji lwowskiej są obecne wszystkie te tematy, które dla twórczości Malczewskiego są najbardziej charakterystyczne; a więc cykl Tobiaszów, zatrutych studni i autoportretów.

Anioły i zatrute studnie


Biblijny temat Tobiasza absorbował artystę przez ponad 20 lat. Z całej historii, do której sięgali między innymi Rembrandt i Delacroix, Malczewskiego zaciekawiły dwa wątki: wędrówka z aniołem i, w znacznie skromniejszej skali, uzdrawianie ojca ze ślepoty. Dlaczego artysta upodobał sobie ten temat? Niektórzy badacze sugerują, że w cierpliwej, wytrwałej wędrówce Tobiasza, syna narodu pozbawionego Ojczyzny (Izraelici byli w niewoli babilońskiej) można upatrywać analogię do sytuacji Polaków czasu zaborów. Taką hipotezę można oprzeć na trwałej obecności narodowej symboliki w twórczości malarza, który mówił o sobie: „Gdybym nie był Polakiem, nie byłbym artystą”. Podobnie zresztą jest komentowany drugi znany cykl z motywem studni. Wśród płócien tworzonych przez 15 lat (1902-1917) o monotonnie powtarzanych tytułach („U studni”, „Przy studni...”) osobną grupę stanowi zespół obrazów określanych jako „Zatruta studnia”. W każdym z nich powtarza się pewien schemat: prawie zawsze mamy do czynienia z utrudzonym wędrowcem, któremu podają wodę postaci realne bądź mitologiczno-baśniowe. Kazimierz Wyka pisał: „zawsze jest ktoś, kto po wodę przychodzi i ktoś drugi, kto wody strzeże”.

W rolach


Chyba żaden malarz nie uwiecznił siebie na obrazach w takiej ilości, jak Malczewski. To, co on uprawiał, Wyka nazwał kryptoportretem, czyli autoportretem w przebraniu i w innej roli, dalekiej od rzeczywistości. Występuje w swoich obrazach czasami jako stary Tobiasz, w stroju Stańczyka czy zbroi Don Kichota. Ale także „oddaje” swoją twarz Chrystusowi w obrazach „Chrystus w Emaus”, „Chrystus przed Piłatem” oraz „Chrystus i Samarytanka”. W tryptyku lwowskim zobaczymy go w stalowej obręczy na głowie, która przypomina tortownicę. Dlaczego? Trudno dociec motywów, ale przecież skłonność do samomistyfikacji w przypadku artysty nie powinna dziwić. Świat stworzony przez niego, pełen mitów, symboli, legend ogarnął go i wchłonął. W książce „Wielki Tercjarz” Michalina Janoszanka wspomina: „Ubrany był zawsze oryginalnie w jakieś bluzki aksamitne l la Rembrandt. Lubował się w kamizelkach kolorowych, których miał kilka. Na nogach zawsze nosił owijacze. Pamiętam pana Jacka w czapeczkach najrozmaitszych, hełmach, furażerkach, beretach...”. Kucharka Malczewskich mawiała: „Dużo różnych widziałam, ale takiego nagłupiastego pana jak nasz, nigdy”.
Czy z tego hermetycznego świata tajemnych symboli i znaczeń przetrwało coś do dziś? Nie wiem, ale zapraszam na wystawę, żeby się w ten rozległy świat zagłębić, a to w przypadku malarstwa Malczewskiego jest łatwe i przyjemne, nawet dla pokolenia wychowanego na innej estetyce.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki