Logo Przewdonik Katolicki

Na miłość nigdy za późno

ks. Wojciech
Fot.

Zawsze byłam uważana za silną, za taką, która wszystkiemu zaradzi, wszystkim pomoże. Ciągle ludzie ode mnie czegoś oczekiwali. Ja im dawałam, dawałam, dawałam. Zachorowałam na chorobę nowotworową, złośliwą, z przerzutami i wtedy zupełnie wszystko się pode mną zawaliło. Ale w którymś momencie się ocknęłam i mówię: "nie mogę tak marnie ginąć. Ta resztka, która mi została...

Zawsze byłam uważana za silną, za taką, która wszystkiemu zaradzi, wszystkim pomoże. Ciągle ludzie ode mnie czegoś oczekiwali. Ja im dawałam, dawałam, dawałam. Zachorowałam na chorobę nowotworową, złośliwą, z przerzutami i wtedy zupełnie wszystko się pode mną zawaliło. Ale w którymś momencie się ocknęłam i mówię: "nie mogę tak marnie ginąć. Ta resztka, która mi została nie wiem ile muszę coś z nią zrobić!". I "uczepiłam" się Ewangelii. Tych wszystkich fragmentów, które opisują spotkania Pana Jezusa z chorymi. Jakie to są spotkania? On przyszedł, żeby uzdrawiać więc zaczęłam.
Pierwszy fragment mówił o uzdrowieniu ślepego. On ślepy, a ja mam raka. A jednak został uzdrowiony. Pan Jezus go pyta co chcesz, abym ci uczynił? To On mnie pyta i czeka na moją odpowiedź. Muszę odpowiedzieć. Więc zaczęłam krzyczeć: "Uzdrów mnie, uzdrów mnie!", wołać, drzeć się wprost do Niego: "Uzdrów mnie, musisz to zrobić, nie możesz mnie taką teraz zostawić!". Cały czas myślałam o uzdrowieniu z raka ciała. Leżąc tak w szpitalu, w chwilach, kiedy to było możliwe, czytałam Ewangelię. Zorientowałam się, że On chce wiary, chce jedynie wiary "stanie ci się według twojej wiary". Dalej przyszło oświecenie, zaczęłam się wstydzić, że chcę uzdrowienia z raka ciała, a nie z raka duszy i serca. Najpierw musi wyzdrowieć dusza, potem ciało będzie zdrowieć. I zaczęłam Go prosić, żeby mi dał jakikolwiek znak, uzdrowienie, żeby dał mi możliwość poznania mojego serca tyle lewych miłości, tyle furtek pootwierałam sobie jako zabezpieczenie, tyle mam ran w sercu zadanych przez innych ludzi, przez sytuacje, które sobie sama zafundowałam. I zaczęłam... zaczęłam zdrowieć, bo zaczęłam przebaczać.
Pierwsza rzecz to przebaczenie. Ludzi, którzy przychodzili procesjami mnie odwiedzać, zaczęłam przepraszać, prosić o wybaczenie, pojednanie z nim. Taki porządek zaczęłam robić prosić o modlitwę z wiarą, o uzdrowienie mnie z raka duszy i serca. Wyraźnie odczułam, że zdrowieję, że pokornieję, że łagodnieję, że przebaczam. Mam skądś taką siłę, że robię się mocniejsza duchowo. Odprawiłam sobie spowiedź generalną z mojego całego życia. Po spowiedzi oddałam Mu wszystkie grzechy, oddałam wszystkie słabości, oddałam chorobę. I zaczęłam wierzyć, że jest mi ona na coś potrzebna na uzdrowienie wewnętrzne. I mówię "teraz już naprawdę nic nie mam". Teraz weź Ty moje życie, całe. Zrozumiałam, że Jezus nie potrzebuje mojej harówki, potrzebuje mnie samej, całej, serca i ciała. To trwało wiele miesięcy, nie nastąpiło tak od razu, to nie była kropka nad "i".
Wielkie rzeczy mi uczynił. Tyle lat życia, a Chrystus dotknął mnie tutaj, upomniał się o mnie ten Chrystus ukrzyżowany, zmartwychwstały. Wiele w życiu słyszałam, ale chciałam zawsze sama dotknąć, sprawdzić. I mogę powiedzieć, że włożyłam rękę w Jego rany, jak Tomasz. Wierzę, że On żyje, bo tyle rzeczy czyni we mnie, bo naprawdę zdrowieję, wyraźnie wewnętrznie. Za to Mu dziękuję. Dziękuję Mu, że dał mi chorobę. Kiedyś nie byłam w stanie Jemu dziękować, dzisiaj dziękuję, dziękuję za raka. Dziękuję Ci za wszystko, co mi uczyniłeś. Zobaczyłam, że Twoja moc objawia się w moich wszystkich słabościach duszy, serca i ciała. Jego moc naprawdę się okazała. Chwała Panu!
*

Tyle świadectwa nieżyjącej od kilku lat mojej koleżanki, które pozostawiam bez komentarza, by głębiej było przemyślane.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki