Logo Przewdonik Katolicki

Do lepszej ligi...?

Michał Zaborowski
Fot.

O kolejnym etapie na drodze naszej ojczyzny do zjednoczonej Europy z księdzem dr. hab. Piotrem Mazurkiewiczem rozmawia Michał Zaborowski Po pierwszym dniu frekwencja w referendum, w którym Polacy decydowali o przyszłości swego kraju, wyniosła niecałe 18 procent. Z jakim nastawieniem oczekiwał ksiądz wyników dnia drugiego? - Było to bardzo ważne referendum. Zmiana, jaką ono spowoduje...

O kolejnym etapie na drodze naszej ojczyzny do zjednoczonej Europy z księdzem dr. hab. Piotrem Mazurkiewiczem rozmawia Michał Zaborowski

Po pierwszym dniu frekwencja w referendum, w którym Polacy decydowali o przyszłości swego kraju, wyniosła niecałe 18 procent. Z jakim nastawieniem oczekiwał ksiądz wyników dnia drugiego?

- Było to bardzo ważne referendum. Zmiana, jaką ono spowoduje w naszym kraju jest równie radykalna jak ta, która dokonała się w wyniku wyborów w roku 1989. Natomiast, gdy chodzi o moje nastawienie do życia politycznego w ogóle, sądzę, że chrześcijanina, a zwłaszcza księdza, powinien charakteryzować pewien dystans eschatologiczny. Oznacza to, że sprawy polityki są bardzo ważne i mają pewien związek z rozwojem Królestwa Bożego, ale się z nim nie utożsamiają. Źródło naszej nadziei ulokowane jest poza światem polityki. Jeśli więc zapadają decyzje, które słusznie można postrzegać jako porażki, może nawet bardzo poważne porażki - nie jest to tragedia. Nie oznacza to, że historia wymknęła się Panu Bogu z rąk. W tym sensie na wynik referendum czekałem spokojnie.

Jeszcze 3 czerwca ks. bp. Piotr Libera, sekretarz Konferencji Episkopatu Polski mówił, że nie można być pewnym, czy katolicy gremialnie zagłosują "tak" w referendum ze względu na brak Invocatio Dei i w ogóle odniesienia do wartości chrześcijańskich w projekcie konstytucji UE. Czy katolicy głosując nie podzielili tych obaw?

- Wydaje mi się, że w tym pytaniu poruszone są dwie istotne kwestie. Pierwsza dotyczy naszego uczestnictwa w procesie integracji europejskiej. Stosunek katolików do integracji z UE jest bardzo zróżnicowany. Mając świadomość wyniku referendum i struktury wyznaniowej polskiego społeczeństwa, możemy powiedzieć, że w grupie głosującej "za" olbrzymią większość stanowili katolicy, ale również w grupie, która głosowała przeciw, a to prawie 4 mln ludzi, większość stanowią katolicy. Również wśród tych, którzy nie poszli do referendum, większość stanowią katolicy. To pokazuje, jak zróżnicowany jest stosunek katolików do procesu integracji europejskiej, a także do samej Polski. Dotyczy to także poczucia odpowiedzialności za przyszłość naszego państwa.
Druga sprawa to fakt, że sama UE przechodzi teraz bardzo poważną transformację. Przychodzące ze strony Konwentu sygnały dotyczące tego, jak w przyszłości UE ma wyglądać, także mają różny walor. Niektóre są bardzo optymistyczne, inne zaś wydają się być echem jakiejś ideologicznej walki, która toczy się głównie w obszarze symbolicznym. Chodzi tu o dostęp do przestrzeni społecznej wyobraźni. Gdy czytamy projekt traktatu konstytucyjnego, trzeba zwrócić uwagę, że w zakresie kwestii merytorycznych, takich jak cała sfera wartości oraz status Kościołów w UE (art. I-51), Kościołowi wiele rzeczy udało się przeforsować. Natomiast tam, gdzie spór dotyczył nie mniej ważnej warstwy symbolicznej, toczy się bardzo poważny spór ideologiczny i wciąż nie wiemy, jak się on zakończy. Niektóre propozycje są bardzo radykalne, inne zaś tak bardzo kompromisowe, że nikogo nie satysfakcjonują. Pytanie zatem, jakie w tym zakresie postawiono Polakom podczas referendum, dotyczyło tego, czy chcemy w tym sporze uczestniczyć i współkształtować przyszłość UE, czy też wolimy pozostawić to innym. Ostatnia, wycofana już propozycja preambuły, tekstu, którego w założeniu dzieci w całej Europie mają się uczyć na pamięć, budziła bardzo poważne zdziwienie. I myślę, że nie tylko wśród ludzi wierzących, ale w ogóle wśród tych, którzy mają jakiekolwiek pojęcie o historii Europy, gdyż tekst ten w zasadniczy sposób rozmijał się z historyczną prawdą i obecną rzeczywistością Starego Kontynentu. Fakt, że ta niemądra propozycja preambuły zgłoszona została krótko przed naszym referendum, sprawiał niektórym osobom dodatkową trudność. Ale wyniki referendum świadczą chyba o tym, że Polacy potrafili te dwie rzeczy rozróżnić i że chcą sami coś powiedzieć w sprawie Europy.

"Od Unii Lubelskiej do Unii Europejskiej" - te słowa Ojca Świętego wypowiedziane 19 maja w Rzymie podczas Narodowej Pielgrzymki Jubileuszu Papieskiego zdaniem wielu polityków przybliżyły nas do UE. Zaraz po ogłoszeniu pierwszych prognoz wyników, zarówno prezydent jak i premier dziękowali Papieżowi za wsparcie procesu integracji.

- Myślę, że w ostatnich tygodniach stało się coś ważnego dla Polaków także z tego powodu, że widać było jakąś wspólną mobilizację całego narodu. Mimo istniejących różnic politycznych, mimo że poszczególne partie prowadziły kampanie referendalne osobno, był to czas wspólnej troski o polską rację stanu. Wymaganie 50-procentowej frekwencji oznaczało, że decyzja musi mieć charakter ogólnonarodowy. Jeśli wsłuchać się w słowa wypowiedziane przez polityków lewicy bezpośrednio po referendum, również tu można odnaleźć poczucie wspólnoty ponad podziałami oraz uznanie społecznej roli Kościoła i Jana Pawła II. Następny dzień jednakże przyniósł pytanie, na ile wolno te wypowiedzi brać na poważnie. Premier Leszek Miller zapowiedział "powrót do programu socjaldemokracji" i początek wojny ideologicznej. W związku ze słabą pozycją rządu na tapetę ma powrócić temat aborcji i jemu podobne. Tonący brzytwy się chwyta. Politycy niekiedy gotowi są podpalić kraj, byle uratować własną skórę. Które z tych słów: z niedzieli czy z poniedziałku mamy traktować poważnie? Polsce nie jest potrzebna wojna religijna, zwłaszcza, że ostatnie miesiące przed akcesją do UE to czas niezwykle pracowity. Od tego, jak się w tych ostatnich dniach przygotujemy, zależeć będą nasze pierwsze lata w Unii. Między innymi to, czy będziemy potrafili dobrze wykorzystać unijne pieniądze, czy też - w wyniku własnej nieudolności - staniemy się płatnikiem netto. Nie możemy wchodzić do Unii jako naród wewnętrznie skłócony i niezdolny do wspólnego działania.
Rok 1989 rozpoczął bardzo trudny okres w dziejach Polski, mimo że zdecydowanie bardziej optymistyczny od poprzedniego, podobnie i teraz rozpoczynamy trudny czas w historii kraju, chociaż pełen nadziei. Można powiedzieć, że wówczas Polska przeszła z trzeciej ligi do drugiej, teraz zaś próbuje dostać się do pierwszej ligi światowej. To bardzo poważne wyzwanie. Jeśli w Polsce rozpocznie się teraz okres wojen politycznych i ideologicznych kłótni z pominięciem interesu państwa, możemy tej szansy nie wykorzystać.

Papież wyraził nadzieję, że wynik referendum akcesyjnego posłuży zarówno Polsce, jak i UE. Coraz głośniej, także na Zachodzie, mówi się o tym, co Polska może wnieść i wniesie do Unii Europejskiej.

- Trzeba, byśmy uczestniczyli w życiu społeczności europejskiej bez żadnych kompleksów. Jesteśmy narodem o tysiącletniej tradycji i bardzo bogatej kulturze. Niedawno była 430. rocznica uchwalenia Konfederacji Warszawskiej - pierwszego aktu tolerancji religijnej w Europie. Uczyliśmy wówczas Francuzów polskiej tolerancji, a nasze poselstwo przymusiło króla Francji do zawarcia pokoju religijnego. Jesteśmy autorami pierwszej nowożytnej konstytucji w Europie i pokojowej rewolucji "Solidarności". Wyzwoliliśmy od grozy komunizmu całą Europę. Mamy także świadomość wielkiego wkładu polskiej kultury poprzez osobę Jana Pawła II. Szczególnym polskim wkładem jest nasze przywiązanie do wolności. Żaden naród w Europie nie jest tak przywiązany do wolności, jak Polacy. Obecność Polaków jest więc rodzajem wentyla bezpieczeństwa, gdyby kiedyś się okazało, że coś z tą wolnością w Europie dzieje się złego. Nasze umiłowanie wolności na co dzień często owocuje chaosem, brakiem organizacji, niezdolnością do skoordynowanego działania. Ale w czasach kryzysu i zamachów na wolność, było ono niesamowicie twórcze. Wielkim skarbem jest nasza religijność: pełne kościoły i pełne seminaria. Nasze przywiązanie do rodziny. Ale także polska przedsiębiorczość. Jesteśmy zaprawieni w trudnych bojach. Nauczyliśmy się dawać sobie radę w czasach rozbiorów, okupacji, komunizmu i transformacji ustrojowej. Istnieją wprawdzie w Polsce różne obawy w związku z naszą akcesją, ale również w społeczeństwach zachodnich można spotkać podobne postawy. Niemcy boją się, że będziemy ich wypierać z ich rynku pracy. Austriacy, że polskie produkty żywnościowe tanie, zdrowe i smaczne będą zbyt konkurencyjne dla ich rodzimej produkcji. Polska nieszablonowość jest naszym bardzo poważnym atutem.

Teraz można powiedzieć, że kierunek zmian, które będą zachodzić w Polsce jest znany. Ale czy wiemy na pewno, jaki jest kierunek, w którym zmierza Europa?

- Gdy chodzi o kwestie kulturowe czy religijne, to przyszłość Europy w znacznym stopniu zależy od umiejętności właściwego się w niej odnalezienia przez Polskę. W UE są państwa bardziej katolickie od Polski (Irlandia, Hiszpania, Włochy, Malta czy Portugalia). Jeśli Polska dołączy w racjonalny sposób do tej grupy, może przeważyć szalę w UE na stronę chrześcijańską, katolicką. Co znaczy: w racjonalny sposób? To sprawa pewnego potencjału duchowego, który ujawnia się poprzez instytucje kościelne, a zatem pytanie o to, na ile Kościół katolicki w Polsce będzie się chciał angażować w sprawy europejskie. Z drugiej strony, to jest pytanie o racjonalne zachowanie polskich polityków, którzy odwołują się do chrześcijaństwa. Obecnie największą frakcją w Parlamencie Europejskim jest partia chadecko-konserwatywna. Czy tak pozostanie po wyborach do Parlamentu Europejskiego w roku 2004, zależeć będzie w znacznym stopniu od tego, jak będą przebiegały te wybory w Polsce. Jeżeli polscy politycy odwołujący się do chrześcijańskiej inspiracji wystawią jedną listę, zapewni to, prawdopodobnie pierwszeństwo chadecji w Parlamencie Europejskim. Jeśli natomiast będą walczyć miedzy sobą, wówczas wygra socjaldemokracja, a w związku z tym w Parlamencie Europejskim najsilniejszą frakcją stanie się, najprawdopodobniej, właśnie socjaldemokracja. To kwestia roztropności. Do tej pory politycy prawicy i centroprawicy najczęściej zwalczali się nawzajem, zapewniając w ten sposób władze w Polsce lewicy. Teraz skutki takiej niemądrej walki będą przenosić się na forum europejskie. A warto zwrócić uwagę, że ci zwalczający się wzajemnie "chrześcijańscy" politycy i tak wylądują w Parlamencie Europejskim w jednej frakcji.

Czym jest proces integracji z UE? Czy wiąże się z globalizacją?

- On jest odwrotnością globalizacji! W świecie daje się zaobserwować tendencja do scalania i ujednolicania. Wobec tych prądów globalizacyjnych każde z państw europejskich pojedynczo w gruncie rzeczy jest dość bezbronne. Proces integracji europejskiej można przedstawić obrazowo jako rozbieranie murów granicznych na Starym Kontynencie po to, aby z tych samych cegieł zbudować mur wokół całości. To jest taki chiński mur wokół UE. Państwa europejskie postanawiają zatem wspólnie się bronić przed tendencjami globalizacyjnymi. Ale aby przeciwstawiać się globalizacji, trzeba rozporządzać większym potencjałem niż ten, jaki mają do dyspozycji poszczególne państwa narodowe. Jest to próba obrony europejskiej różnorodności kulturowej, szacunku dla praw człowieka, demokracji, społecznej gospodarki rynkowej. Dzisiaj są to kwestie mocno obecne w polityce europejskiej. Jak będzie w przyszłości? Teraz zależy to, między innymi, od nas.

Ks. dr hab. Piotr Mazurkiewicz (ur. 1960), politolog, kierownik Katedry Historii Idei i Doktryn Politycznych w Instytucie Politologii Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Ostatnio opublikował m.in. książki "Europeizacja Europy. Tożsamość kulturowa Europy w kontekście procesów integracji" oraz "Kościół i demokracja".

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki