Logo Przewdonik Katolicki

Między Petersburgiem i Evian

Jerzy Marek Nowakowski
Fot.

Tego jeszcze nie było. W ciągu czterech dni spotykają się wszyscy najważniejsi politycy współczesnego świata. Najpierw w Petersburgu, potem we francuskim Evian. Lista spotkań jest imponująca. Zarówno dwustronnych, jak w przeróżnych nieformalnych gremiach w rodzaju rady Rosja - Unia Europejska. Będziemy naturalnie obserwowali z uwagą, kto komu podał rękę (albo nie podał) wiadomo...

Tego jeszcze nie było. W ciągu czterech dni spotykają się wszyscy najważniejsi politycy współczesnego świata. Najpierw w Petersburgu, potem we francuskim Evian. Lista spotkań jest imponująca. Zarówno dwustronnych, jak w przeróżnych nieformalnych gremiach w rodzaju rady Rosja - Unia Europejska. Będziemy naturalnie obserwowali z uwagą, kto komu podał rękę (albo nie podał) wiadomo na przykład, że zapewne nie dojdzie ani w Petersburgu, ani w Evian do rozmowy w cztery oczy kanclerza Niemiec z prezydentem Bushem. Dojdzie natomiast do rozmowy na szczycie Rosja-Japonia.


W każdym razie można uznać, iż początek czerwca to spotkanie rzeczywistego dyrektoriatu współczesnego świata. Swoją rolę w tym gremium ma również Polska, bo dyrektoriat jest złożony ze Stanów Zjednoczonych i innych. Po wojnie w Iraku nikt już nie ma wątpliwości, że żyjemy w świecie jednobiegunowym. Amerykanie będą zapewne zabiegać, aby ten fakt został uznany przez resztę świata. Może jeszcze nie formalnie, ale de facto. W świetle takiego celu politycznego - a Amerykanie specjalnie go nawet nie ukrywają - wizyta Georgea Busha w Krakowie i przemówienie o przyszłej konstrukcji Europy ma ogromne znaczenie polityczne.
Dyplomacja posługuje się językiem drobnych gestów i symboli. Fakt, że Amerykański prezydent nocuje w Polsce, podnosi rangę jego wizyty w Krakowie. Podobnie jak cała jej oprawa. Bush z całą świadomością nieomal zrównuje protokolarnie swój pobyt w Polsce i w Rosji. Charakterystyczne, że Aleksander Kwaśniewski przyleci do Krakowa z Petersburga z trwającego już megaszczytu zorganizowanego przez Putina dla zaznaczenia narodzin "nowej Rosji" a prezydent USA poleci tam dopiero po wygłoszeniu, na Wawelu, kluczowego przemówienia do Europejczyków. To, że przypominamy namolnie, iż wizyta Busha to tylko postój w drodze do Rosji, jest błędem, a na dodatek rozmija się wyraźnie z intencją samych Amerykanów.
Swoją drogą, sukces Putina, który zdołał skłonić prawie wszystkich przywódców światowych do wizyty w Petersburgu, każe uchylić kapelusza wobec skuteczności rosyjskiej dyplomacji. Wszyscy mają przecież świadomość, iż współczesna Rosja jest kolosem na glinianych nogach, niezdolnym do ekspansji ekonomicznej i dysponującym coraz słabszą armią. Co więcej, szumnie ogłaszana transformacja demokratyczna przysłonięta jest cieniem Czeczenii, gdzie armia "demokraty" Putina masakruje od lat własnych obywateli. Rosja znaczną część sukcesów zawdzięcza umiejętnej grze dyplomatycznej i robieniu miny mocarstwa, w sytuacji gdy poza marsowym obliczem niewiele ma do pokazania.
Podobna gra podjęta przez postkomunistyczną ekipę w Polsce wychodzi na razie nieźle, ale widoczne są wyraźne zgrzyty. Przyjazd Busha do Krakowa został skutecznie przysłonięty przez aferę związaną z wypowiedziami prezydenta Majchrowskiego. Niby nic takiego, bo w końcu profesor i politolog ma prawo do własnych poglądów. Tyle, że Majchrowski porównał prezydenta Stanów Zjednoczonych do Stalina i obiecał Amerykanom nową Norymbergę (czyli kolejne porównanie do Hitlera). Członkini rządu Niemiec, która dopuściła się podobnego wybryku, po dwóch dniach pożegnała się ze stanowiskiem. Prezydent miasta wybrany w wolnych wyborach jest jednak nieodwoływalny. Ale zamiast namawiać go do powitania Busha, prezydent Kwaśniewski powinien namawiać Jacka Majchrowskiego do pilnego wyjazdu na wczasy do Francji. Po prostu, w kraju sprawnej dyplomacji takie rzeczy załatwia się po cichu. Zdarzają się nieodpowiedzialni samorządowcy, ale nikt nie robi z ich nieodpowiedzialności sprawy narodowej. U nas antyamerykańskie lobby uznało, że jest doskonała okazja do zamulenia wizyty prezydenta USA kolejna aferą.
Niebywała koniunktura, jaka pojawiła się przed Polską, nie będzie trwała wiecznie. Musimy z niej skorzystać teraz albo czekać lata, dziesięciolecie lub dłużej. Kolejne dyplomatyczne gafy i rozpanoszenie się antyamerykańskiego lobby nie wróży dobrze jej wykorzystaniu. Zwłaszcza, że przywódcy świata będą musieli w najbliższych dniach zdecydować, czy dogadują się co zrobić w obliczu spadających cen ropy i zmiany geografii gospodarczej powodowanej słabnięciem ekonomiki Niemiec i Francji. Co zrobić z wojną wydaną terroryzmowi i osi zła, wreszcie, czy zaakceptować przywództwo Stanów Zjednoczonych w wolnym świecie, czy też podejmować kolejne próby tworzenia bieguna alternatywnego.
Świat po Iraku jest inny. Rosja bez wpływów z niesłychanie drogiej ropy może za chwile znaleźć się w gospodarczym dołku. Chiny dotknięte epidemią SARS raczej szukają pomocy, niż chcą rywalizacji z Ameryką. A ludzie - ci zwykli obywatele - oddzielani od polityków coraz szczelniejszym kordonem policji zaczynają dopominać się o możliwość spokojnego zrównoważonego rozwoju swoich krajów. Przed grupą liderów staje więc zadanie rozwiązania kwadratury koła. Prowadzenia wojny z terroryzmem, a jednocześnie stabilizowania własnych państw. Prowadzenia wojny z terroryzmem, czyli również naciskania na państwa rozbójnicze w rodzaju Korei Północnej czy Kuby, by zmieniały się wewnętrznie i nie wspierały terroryzmu na zewnątrz.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki