Czy atak Rosjan na Ukrainę to jest absolutne zaskoczenie, szok, czy mieszkańcy spodziewali się tej napaści?
– Wojna na Ukrainie trwa już od ośmiu lat. Przez cały ten czas modliliśmy się o to, by ustała. Aby nie ginęli ludzie na froncie. Każdego tygodnia 3-4 żołnierzy oddawało życie za ojczyznę. Wiele rodzin zostało osieroconych. Utraciły ojców, mężów, synów. Dużo osób wróciło z wojny okaleczonych, niepełnosprawnych. Zawsze ufaliśmy jednak Bogu, wierzyliśmy w moc modlitwy. Zachęcaliśmy do tego – zwłaszcza w ostatnich tygodniach – aby intensywnie modlić się o uchronienie Ukrainy od tej wojny. Mimo wszystko atak Rosji w godzinach porannych w czwartek 24 lutego był dla nas wszystkich wielkim zaskoczeniem. Rosja dokonała agresji na Ukrainę.
Panuje tu wielki strach. Ogromna niepewność. Do aż takiej skali agresji nie byliśmy przygotowani. Wierzyliśmy w zwycięstwo naszej modlitwy. Nadal się modlimy, aby wojna się nie rozprzestrzeniała. By jak najszybciej się zakończyła, bo ludziom odbierane jest niewinne życie. Ono jest bezcenne.
W Polsce pracuje bardzo dużo Ukraińców. Przyjeżdżają całymi rodzinami. Sporo osób uczy się i studiuje. Niektórzy przyjeżdżali też cyklicznie, pracując po kilka miesięcy. Na Ukrainie zostawili domy i bliskich. Co można im powiedzieć w tej chwili?
– Mieszkańcy Ukrainy byli zmuszeni do wyjazdu za chlebem. Emigrowali w poszukiwaniu pracy do Polski, a czasem do innych krajów Europy. Dzięki ich wielkiemu trudowi i licznym wyrzeczeniom ich rodziny pozostające na Ukrainie mogły egzystować. Przeżyć. Ukraina od lat znajduje się w bardzo trudnej sytuacji politycznej i gospodarczej. Myślę, że w obecnym stanie wojny lepiej będzie dla nich, aby pozostali w Polsce. Mając tu pracę będą mogli w jeszcze większym stopniu pomóc swoim rodzinom w kraju. Jeśli natomiast ktoś czuje potrzebę powrotu, bo chce bronić ojczyzny, walczyć o jej niepodległość, powinien mieć taką możliwość.
Słyszałam wypowiedź pewnego studenta z Lublina, który wraca. Chce wstąpić do wojska i walczyć o wolność.
– Każdy z nas nosi w sercu swój kraj. Swoją ojczyznę. Czy tę małą, lokalną, nawet jeśli to są małe miejscowości, czy ojczyznę w znaczeniu kraju. Myślę, że to jest naturalny instynkt, który pobudza każdego człowieka czującego się obywatelem, aby za ojczyznę oddać nawet życie.
Jeden z dziennikarzy komentujących wydarzenia zauważył, jak bardzo zmieniła się Ukraina od czasu jego pobytu w Donbasie 8 lat temu. Twierdzi, że wzrosła świadomość narodowa Ukraińców. Wcześniej było z tym różnie. Faktycznie tak jest?
– Musimy sobie zdać sprawę z tego, że Ukraina jest niezależnym państwem dopiero od 30 lat. Świadomość narodowa dopiero się „wyrabia”. Ludzie, nawet na Wschodzie, czują się jednak Ukraińcami, obywatelami wolnej Ukrainy. Może sytuacja wojny bardziej ich zespoliła? Uświadomiła im, kim są, czym jest własna ojczyzna… Czują, jak wielki to jest ból, kiedy agresor na nią napada. Nie mogą się cieszyć pełną wolnością.
Kościół rzymskokatolicki przez 30 lat wolności podnosił się z ruin. W czasie przynależności do Związku Radzieckiego zniszczono go w sposób niewyobrażalny. Co wojna oznacza dla Kościoła?
– W 1945 r. wielu kapłanów i biskupów musiało opuścić dawne tereny Rzeczpospolitej. Nasi wierni, którzy zostali na terytorium ZSRR, nie mieli możliwości praktykowania życia religijnego. Było tylko jedno seminarium na cały Związek Radziecki – w Rydze, z ograniczoną liczbą kandydatów. Istnieje obawa, że obecnie może spotkać nas podobny los. Szkoda by nam było stracić ten wielki dorobek z ostatnich 30 lat. Odnowiliśmy struktury Kościoła rzymskokatolickiego, pomagając ludziom wrócić do wiary, żyć w niej i wzrastać.
W drugiej połowie XX w. pojawił się ruch sprzeciwu wobec przemocy. Dziś wraca „kult siły”. Kościół uczy, że mamy prawo do samoobrony?
– Tak. W czasie wojny każdy ma prawo bronić przed napastnikiem siebie, swoich bliskich i swojej ojczyzny. Nawet za cenę odebrania życia agresorowi.
abp Mieczysław Mokrzycki
arcybiskup metropolita lwowski, przewodniczący Konferencji Episkopatu Ukrainy