To zdjęcie przypomina fotografię, która niemal dwa lata temu obiegła cały świat. Symbolem wojny w Syrii stał się wtedy kilkuletni chłopiec Omran, który z twarzą pokrytą krwią i pyłem siedział na pomarańczowym krześle, czekając na udzielenie pomocy medycznej.
Teraz na ustach całego świata znaleźli się dzieci i dorośli z położonej nieopodal Damaszku Ghuty. Tylko w drugiej połowie lutego bomby zabiły tam kilkuset cywili (w tym ponad setkę dzieci) i raniły co najmniej półtora tysiąca. W mieście pozostało jeszcze 400 tys. osób, odciętych od jakiejkolwiek pomocy humanitarnej (nie ma jedzenia, picia ani lekarstw), którą blokują wspierane przez Rosjan siły wierne prezydentowi Baszszarowi al-Asadowi.
Wschodnia Ghuta to ostatni bastion rebeliantów w okolicy syryjskiej stolicy. Według Asada w mieście zostali tylko terroryści, dlatego na miasto spada deszcz bomb, których celem są także szpitale. Dziennikarz brytyjskiego „Guardiana” nazwał sytuację w Ghucie „syryjską Srebrenicą”. Przypomnijmy: w lipcu 1995 r. Serbowie dokonali w Srebrenicy masowych egzekucji, zabijając ponad 8 tys. muzułmańskich mężczyzn, co uznawane jest za największe ludobójstwo w Europie od II wojny światowej.
„Wielka gra strategiczna Stanów Zjednoczonych, Rosji i Turcji jest prowadzona nad zwłokami pół miliona Syryjczyków” – komentarz „Guardiana” to najlepsze podsumowanie tego, co dziś, siedem lat po rozpoczęciu wojny domowej, dzieje się w Syrii.