Podczas spotkania z dziennikarzami, o północy z niedzieli na poniedziałek, Renzi przyznał, że zwycięstwo przeciwników zmian w konstytucji jest bardzo wyraźne.
"Nie udało się nam. Otrzymaliśmy miliony głosów, które robią wrażenie, ale były niewystarczające. Biorę na siebie pełną odpowiedzialność za porażkę" - powiedział.
Następnie oświadczył: "Kończy się doświadczenie mojego rządu". Renzi mówił: "Przegrałem(...) Chciałem zredukować liczbę foteli w polityce, a koniec końcem ten, który zostanie opuszczony, jest mój". "Wierzę w demokrację, odchodzimy bez żalu" - zapewnił.
Premier poinformował, że w poniedziałek po południu uda się do Pałacu Prezydenckiego, by złożyć dymisję. Zadeklarował też: "Z instytucjonalną przyjaźnią i wielkim uśmiechem oraz uściskiem powitam mojego następcę, ktokolwiek nim będzie". Podkreślił, że przyszłemu premierowi przekaże "długą listę rzeczy", które zostały już zrobione i które należy zrobić.
Matteo Renzi złożył gratulacje ugrupowaniom opozycji, które nawoływały do głosowania za odrzuceniem zmian w konstytucji.
Na zakończenie 11-minutowego wystąpienia szef rządu nie krył wzruszenia, choć wcześniej mówił: "Można przegrać referendum, ale nie można stracić dobrego humoru".
Według sondaży exit poll dla kilku stacji telewizyjnych zmiany w konstytucji, proponowane przez rząd Renziego, odrzuciło około 60 procent Włochów, a poparło ok. 40 procent.
Opozycja apeluje o natychmiastowe rozpisanie przedterminowych wyborów. Obecnie niewiadomą pozostaje, jaką decyzję podejmie prezydent Mattarella. Komentatorzy zwracają uwagę, że szef państwa ma dwie możliwości. Mattarella może przekonać Renziego, by przemyślał swą decyzję i poprosił o wotum zaufania dla swego rządu w parlamencie po to, by jego gabinet mógł dokończyć pracę nad budżetem i reformą ordynacji wyborczej. Jeśli zaś szef rządu potwierdzi zamiar dymisji po tym, jak stanowczo ogłosił to w nocy, prezydent przyjmie ją i tym samym rozpocznie się kryzys rządowy.