Kluczowym przesłaniem niedawnego Kongresu Kultury Chrześcijańskiej w Lublinie było przywracanie nadziei chrześcijaństwu, które przestaje dziś pełnić w świecie dominującą rolę. Tytuł Pani książki Koniec świata chrześcijańskiego sugeruje jednak brak nadziei, zwłaszcza w odniesieniu do dotychczasowej formy naszej religii. Mamy zatem kontrast – z jednej strony poszukiwanie nadziei, z drugiej – tezę o jakimś wyczerpaniu się chrześcijaństwa jako cywilizacji. Czy to proces nieodwracalny, definitywny? Czy pisząc „koniec”, widzi Pani potencjał „nowego początku”, nadzieję na nową formę?
– Myślę, że jest to głęboki i nieodwracalny proces. Christianitas, czyli władza chrześcijaństwa nad moralnością, obyczajami i sumieniami – innymi słowy, chrześcijaństwo jako cywilizacja – to proces zakończony, przynajmniej w takiej formie, jaką przybrało zwłaszcza na Zachodzie, gdzie się rozwijało. Nie oznacza to, że chrześcijaństwo nigdy nie odzyska moralnej władzy w takim czy innym miejscu, ale oznacza, że chrześcijaństwo w formie, jaką znamy od szesnastu wieków, dobiegło końca.Rozpaczanie nad tą sytuacją sugerowałoby, że możemy istnieć jedynie w warunkach dominacji. Chrześcijaństwo jest religią, która może się rozwijać bez rządzenia społeczeństwem. Jest równie godne podziwu, prawowierne i szlachetne, gdy stanowi mniejszość i nie rządzi sumieniami społeczeństw.
Papież Franciszek często podkreśla, że nadzieja Kościoła i nadzieja świata powinny się spotkać. Czy nadzieja zakorzeniona w Ewangelii może znaleźć wspólny grunt czy choćby punkty styczne z nadzieją świata, który rezygnuje z chrześcijańskich wartości? Jak Pani ocenia – w praktyce – możliwość tego spotkania?
– Gdybym miała sparafrazować Augustyna z Hippony, powiedziałabym, że te dwa miasta nie dzielą wspólnych interesów i często opierają się na różnych zasadach, choć nieustannie powinniśmy dążyć do ich pogodzenia. Współczesne społeczeństwa wyznają zasadę pełnej wolności jednostki (pod warunkiem że nie narusza ona praw innych), co pozostaje w głębokiej sprzeczności z nauką Kościoła. Żyjemy w czasach ponownej „poganizacji”, która sprawia, że Kościół jawi się niekiedy wręcz jako przeciwnik. Śmiem nawet stwierdzić, że współczesne społeczeństwa wykazują świadomą tendencję do przeciwstawiania się Kościołowi, postrzeganemu jako zagrożenie dla wolności osobistej. Wystarczy spojrzeć na setki Belgów, którzy niedawno zagrozili formalnym odejściem z Kościoła w reakcji na słowa papieża dotyczące aborcji.
Czyli będzie to trudne wyzwanie. Tym bardziej, że w wykładzie wygłoszonym na zakończenie Kongresu Kultury Chrześcijańskiej mówiła Pani, że misja chrześcijańska powinna opierać się na świadectwie życia, a nie na dominacji. Liczy się to, jak żyjemy, a nie co mówimy. Słowa i dogmaty to już za mało. Czy to nam pozwoli bardziej skutecznie przekazywać Ewangelię w społeczeństwie neopogańskim, sceptycznym wobec nas?
– Myślę, że mamy tu do czynienia z problemem sięgającym głęboko w przeszłość. Już wyjaśniam. Na samym początku słowa Kościoła były przyjmowane w sposób naturalny, a pierwsi uczniowie starali się żyć zgodnie z nimi, bez obciążenia skomplikowaną instytucją. Z biegiem czasu ta coraz bardziej złożona struktura zaczęła erodować, pokrywać się kurzem, a czasem nawet ulegać zepsuciu; Kościół przeszedł przez wiele aggiornamento, ponieważ był świadomy swojego osłabienia. Dziś jednak jest bardzo wyczerpany i wydaje się, że są już tylko słowa, za którymi nie idą czyny. Słyszymy kazania w niedziele, ale jednocześnie docierają do nas informacje o pedofilii w Kościele i homoseksualistach w Watykanie. Dlatego twierdzę, że jedynym wyjściem z tego impasu jest odnalezienie na nowo autentycznego świadectwa, które ma o wiele większą moc niż same słowa – te, które przez ciągłe powtarzanie bez inspirowanego nimi działania, utraciły swoje znaczenie...
Często Pani podkreśla, że chrześcijaństwo w Europie stało się religią mniejszości, pozbawioną już wpływu na obyczaje i prawo. Misja nawracania w znaczeniu prozelityzmu, dostosowania się do wartości i norm religijnych, dobiegła końca. Niemniej jednak Kościół prowadzi działalność misyjną w wielu regionach globu. Papież Franciszek często mówi o misji, w niej upatruje przyszłości Kościoła. Jak to więc ostatecznie jest? Czy nie jest to jednostronny pesymizm?
– Mówię o końcu chrześcijaństwa jako cywilizacji, a nie o końcu chrześcijaństwa jako religii! Chrześcijaństwo w formie cywilizacji istniało tylko na Zachodzie. To koniec chrześcijaństwa rozumianego jako władza nad moralnością i prawami na Zachodzie. Nie oznacza to, że chrześcijaństwo przestaje się rozwijać w innych częściach świata jako religia: w Afryce, Chinach czy Ameryce Łacińskiej. Chrześcijaństwo, szczególnie w swojej ewangelicznej formie, jest obecnie najszybciej rozwijającą się religią na świecie. Ale to nie jest chrześcijaństwo w sensie władzy.
Przykładowo: sto milionów chińskich chrześcijan nie ma wpływu na moralne prawa swojego kraju. Nie są w stanie stworzyć chrześcijańskiej cywilizacji, ponieważ nie mają władzy politycznej. Tworzą ogromną, odważną, wartościową i znaczącą wspólnotę chrześcijańską, ale nie zamierzają przejąć kontroli nad rządem chińskim, aby zakazać aborcji!
Musimy więc dokonać radykalnego rozróżnienia chrześcijaństwa jako kultury, która stoi na fundamencie religii i jest w miarę zbieżna z jej hierarchią wartości oraz kodeksem etycznym, a chrześcijaństwem w sensie wspólnoty uczniów Chrystusa – Boga wcielonego, który umarł i zmartwychwstał, aby przywrócić nam jedność z Sacrum. Cesarzowi co cesarskie, Bogu – co Boskie. Tylko jak Kościół ma głosić dobrą nowinę o Chrystusie i Jego miłości, jeśli instytucja straci wielowiekową tożsamość? Aktualne warunki kulturowe są chyba trudniejsze niż dwa tysiące lat temu. Co prawda nie jesteśmy na Zachodzie prześladowani, nikt nas nie krzyżuje, tylko jak przebić się przez obojętność?
– Pojawia się tutaj zasadnicze pytanie. Tożsamością Kościoła jest misja. Jak mamy pełnić misję, będąc ograniczeni do roli mniejszości? Bez rzeczywistego prawa do wyjścia poza tę rolę? Jeśli każda próba przekonania innych kończy się postrzeganiem nas jako walczących sekciarzy?
Naprawdę wierzę, że musimy przejść przez czas, w którym możemy przekonywać jedynie przez pokorne i ciche świadectwo. Zbyt długo dominowaliśmy: oto prawda. Teraz naszym zadaniem jest unikać narzucania się i już teraz starać się żyć w sposób ewangeliczny. Bądźmy jak mnisi z Tibhirine. Oczywiście taka misja jest mniej spektakularna niż działania Savonaroli! Ale dzisiaj Savonarola nie miałby już racji bytu (zresztą, czy kiedykolwiek naprawdę zasługiwał na podziw?).
W książce wskazuje Pani na kwestię poczucia winy katolików na Zachodzie, które zostało spowodowane przez ujawnienie skandali pedofilskich, przemocy seksualnej, stosowanie okrutnych metod przymusu w nawracaniu rdzennych mieszkańców terenów podbijanych kiedyś przez Europejczyków, siłowe narzucanie wiary i moralności itd. Wyrzuty sumienia często są początkiem dojrzewania, warunkiem nawrócenia. Może zamiast wciąż tylko się tłumaczyć ze zła i cierpienia, jakie wyrządziliśmy, powinniśmy dostrzec szansę na zmianę? Wstyd i wyrzuty sumienia nie muszą być autodestrukcyjne, mają walory wyzwalające. To część drogi do Boga. Długo żyliśmy udawaniem, fikcją, a bez bolesnej prawdy o sobie nawrócenie się nie dokona…
– Tak, zgadzam się z tym, że wyrzuty sumienia i poczucie winy mogą prowadzić do osobistego lub wspólnotowego odkupienia, i mogą pozwolić nam zacząć od nowa iść naprzód. Ale po wyrzutach sumienia musi nastąpić rzeczywista zmiana w moralności i w strukturach, które na nią wpłynęły. Z przykrością stwierdzam, że nie widzę, by tak się stało.
Jeśli chodzi o pedofilię, Kościół wyraził skruchę, ponieważ został do tego zmuszony przez media i nie zmienił ani o jotę niezdrowego i toksycznego zarządzania instytucją. Żaden papież, w tym również Franciszek, nie jest w stanie stawić czoła skorumpowanym obyczajom panującym w Watykanie. Nie dostrzegam, by Kościół zadawał fundamentalne, dotyczące jego struktur pytania, np. czy to normalne, że Kościół jest obecnie jedyną instytucją, w której kobiety są sprowadzane do podrzędnej roli? Czy to normalne, że we wszystkich instytucjach kościelnych władza jest zawsze nieprzejrzysta, zawoalowana i niejasna?
Zmiana mentalności jest powolna, to prawda. Kościół musi wyrzec się ziemskiej władzy, jeśli ma się dziś nawrócić. Jak Pani postrzega różnicę między „inspirowaniem” (co zakłada miękkie strategie wpływu, jak zauważył Max Weber) a „kierowaniem”, które jest jednak… sprawowaniem władzy? Czy mamy się ograniczać do inspirowania czy też proponowania drogi Chrystusa w warunkach konkurencji, pluralizmu ofert religijnych?
– Tak, to, co nazywamy Christianitas, jest społeczeństwem, w którym chrześcijaństwo rządzi i narzuca zasady moralne oraz obyczajowe. Do połowy XX w., gdy pojawiały się kwestie aborcji lub zakończenia życia, konsultowano się z biskupami, którzy podejmowali decyzje. Dziś te sprawy są rozstrzygane przez komitety etyczne, składające się z przedstawicieli każdej religii, a ostateczne decyzje podejmują politycy. Nie da się już utrzymać wcześniejszego stanu rzeczy, ponieważ ogromna większość ludzi w naszych społeczeństwach nie wierzy już w Chrystusa, a przecież na tym wszystko się opierało. Nie można narzucać wymagających chrześcijańskich zasad ludziom, którzy nie mają wiary! Pozostała więc tzw. miękka siła, która może opierać się na świadectwie (i znów do tego wracamy!).
Ale spójrzmy na definicję soft power: „uwodzenie, przyciąganie”. Uczyńmy więc ducha chrześcijańskiego atrakcyjnym – to jest to, co możemy zrobić, ponieważ nie mamy już ani środków, ani chęci, by stosować siłę.
W swojej książce pisze Pani o roli cesarza Teodozjusza, który po pokonaniu wrogów zrobił chrześcijaństwo religią państwową. To nie edykt mediolański Konstantyna z 313 r. był kluczowy dla rozwoju naszej religii w stronę dominacji, ale decyzje Teodozjusza, o czym jakoś zapomnieliśmy. Konstantyn zakazał prześladowań, akceptował natomiast wielość religii. Teodozjusz był tym, który dał Kościołowi monopol.
– Rzeczywiście, kiedy chrześcijanie przejęli władzę pod rządami Teodozjusza (koniec IV w.), natychmiast wprowadzili opresyjne prawa, zniszczyli pogańskie świątynie i zakazali obchodzenia pogańskich świąt. Znajdujemy pogańskie teksty z tego okresu na próżno wzywające do tolerancji. Chrześcijanie rządzili siłą przez wiele stuleci, nawet jeśli nie był to despotyzm, z kilkoma wyjątkami. Kiedy słyszę, jak chrześcijanie we Francji narzekają, że obecnie zabrania im się głoszenia kazań przeciwko aborcji, i mówią, że wkroczyli w nowy totalitaryzm(!), mówię im, że nadużywają słów i że szybko zapomnieli, że w pierwszych wiekach chrześcijaństwa „twórcy aniołków” i homoseksualiści byli wysyłani do więzienia. Wszystkie religie i wszystkie ideologie są nietolerancyjne, gdy mają władzę.
Badania przeprowadzone przez PEW Research Center wskazują na znaczne zróżnicowanie poziomu religijności w różnych częściach świata, szczególnie w Europie, gdzie religijność wydaje się w odwrocie. Mimo to nawet wśród zlaicyzowanych społeczeństw europejskich liczba zdeklarowanych ateistów jest relatywnie niska, co sugeruje, że duchowość i refleksje nad transcendencją pozostają istotne dla wielu ludzi. W związku z tym, czy zgodziłaby się Pani z tezą, że Europa nie jest w pełni postreligijna, ale raczej poszukuje nowych form duchowości, które niekoniecznie są związane z tradycyjnymi instytucjami religijnymi?
– Fakt, że nasze społeczeństwa są zsekularyzowane, nie oznacza, że są ateistyczne. Ateizm to rzadko spotykany radykalizm. Większość tych, którzy odeszli od chrześcijaństwa, to na początku agnostycy (i sądzę, że od wieków w samym Kościele istniało wielu agnostyków, którzy traktowali religię bardziej jako element kultury niż autentycznej wiary – wystarczy przeczytać powieści z XIX w., aby to dostrzec). Obecnie często zwracają się ku nowym religiom panteistycznym lub politeistycznym, takim jak kult natury, albo ku mądrościom i duchowościom przypominającym starożytny stoicyzm lub filozofię starożytnych i współczesnych Chin. To nowa rzeczywistość religijna, a nie ateizm. Człowiek jest istotą religijną, ponieważ stawia pytania o śmierć i sens życia.
---
Christianitas – francuski termin la chrétienté, tłumaczony tu jako christianitas, odnosi się do historycznego i kulturowego obszaru, w którym chrześcijaństwo wywierało kluczowy wpływ na życie społeczne, polityczne i moralne. Opisuje okresy, kiedy chrześcijaństwo dominowało w Europie, kształtując normy społeczne, prawa i tożsamość zbiorową, począwszy od czasów Cesarstwa Rzymskiego. Christianitas wiąże się z ideą cywilizacji chrześcijańskiej, w której Kościół katolicki pełnił centralną rolę, a zasady chrześcijańskie stanowiły fundament codziennego życia.
Mnisi z Tibhirine – siedmiu francuskich trapistów pracujących w miejscowości Tibhirine. Po wybuchu wojny domowej w Algierii, mimo realnego niebezpieczeństwa, zdecydowali się pozostać w klasztorze, by wspierać lokalną ludność i prowadzić dialog z muzułmanami. W 1996 r. zostali porwani i zamordowani przez terrorystów islamskich, beatyfikowani w 2018 r., jako męczennicy za wiarę. Ich historia została przedstawiona w filmie Ludzie Boga.
Girolamo Savonarola (1452–1498) – włoski dominikanin, charyzmatyczny kaznodzieja nawołujący do odrodzenia moralnego. Zdobywszy liczne grono zwolenników, stał się duchowym przywódcą Republiki Florenckiej. Jego próba narzucenia surowych zasad moralnych za pomocą działań czysto politycznych, skończyła się politycznym fiaskiem, aresztowaniem i powieszeniem.
„Twórcy aniołków” – w dawnych czasach to określenie było eufemistycznym sposobem nazywania osób, które przeprowadzały nielegalne aborcje, często w podziemiu i bez odpowiednich środków bezpieczeństwa. W kontekście historycznym i moralnym osoby te były postrzegane jako te, które, zamiast wspierać życie, przyczyniały się do jego przerwania, co było niezgodne z wartościami chrześcijańskimi i prawem.
---
Prof. Chantal Delsol
Francuska filozofka, zajmuje się filozofią polityczną, historią idei i antropologią filozoficzną; założycielka Instytutu Badań im. Hannah Arendt; szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée w Paryżu; autorka kilkunastu książek filozoficznych i powieści; jako publicystka współpracuje m.in. z „Le Figaro”; w październiku otrzymała tytuł doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego
---
Ks. dr Tomasz Adamczyk
Adiunkt w Katedrze Socjologii Kultury, Religii i Migracji KUL; autor książki Autentyczność i duchowość. Księża w opinii polskiej młodzieży – analiza socjologiczna