Logo Przewdonik Katolicki

Śniadanie z tęczową flagą

Piotr Zaremba
Fot. Magdalena Bartkiewicz

Trudno wymyślić coś sensownego, kiedy w takich związkach, na razie nieformalnych (ale pod nową koalicją wszystko zmierza do ich sformalizowania), są nasi dobrzy znajomi. Nagle dylemat przestaje być odległy, teoretyczny, jedynie ideowy

W święto Trzech Króli mieliśmy do czynienia z widowiskiem. Oto przejęta (dodajmy – nielegalnie) TVP ma nadal poranny program „Pytanie na śniadanie”. Prowadzą go ci sami dziennikarze. Ten, będący kontynuacją Bożego Narodzenia dzień został tam „uczczony” w szczególny sposób.
Oto zaproszono do studia dwie pary: gejowską i lesbijską. Miały opowiadać, jak zapewnić związkowi trwałość. Było wszystko, łącznie z rozpościeraniem tęczowej flagi. Zdjęcia z tego programu są powielane na internetowych forach.
Trudno uniknąć kilku uwag. Za czasów poprzednich kierownictw telewizji publicznej tacy goście by się w „Pytaniu na śniadanie” nie pojawili. Gorliwość, z jaką zaproszono ich teraz, akurat w ten ważny dla katolików dzień, robi wrażenie schlebiania progresywnym modom. A nawet czemuś więcej, bo temat postulatów środowisk LGBT jest żywym tematem politycznym. Nowa koalicja wzięła go na sztandary. Więc opanowana przez tę koalicję telewizja musi się wykazać, że też jest „postępowa”.
I tym można by skończyć. Ale oto na Facebooku pewien bez wątpienia katolicki profesor (pojawia się i na tych łamach) zaczął na kanwie fotki z programu przekonywać, że rzecz nie jest wcale drastyczna. Że zmieniają się okoliczności, przede wszystkim postrzeganie takich związków. To prezydent Donald Trump wysłał do Niemiec ambasadora, któremu towarzyszył jego mąż. Niektórzy geje bywają dziś na Zachodzie wręcz konserwatystami, przypomniał.
Profesorowi odpowiedziały gniewne repliki ludzi o tradycyjnych poglądach. Zarzucono mu gwałt na języku – to żaden „mąż”, mężem może być mężczyzna, który poślubił kobietę. Zachęcono go też, aby, skoro ma takie poglądy, przeskoczył na drugą stronę barykady, a nie siał chaos w oblężonej twierdzy katolickich zasad.
Celowo nie wymieniam nazwisk. Choć debata toczyła się na tak zwanym publicznym profilu, ja stale mam poczucie, że na Facebooku podpatruję i podsłuchuję półprywatne wymiany zdań. Przypierany do muru profesor zapewnił, że nie chodzi o normy katolickie. Tu nic się nie zmieniło. Chodzi o relacje katolików ze światem zewnętrznym. To są realia. Dodam już od siebie, że trudno wymyślić coś sensownego, kiedy w takich związkach, na razie nieformalnych (ale pod nową koalicją wszystko zmierza do ich sformalizowania), są nasi dobrzy znajomi. Nagle dylemat przestaje być odległy, teoretyczny, jedynie ideowy.
Streszczam tę wymianę zdań nie po to, aby pchać się z własną receptą. Bez wątpienia – uwaga do prawowiernych katolików – można po ludzku akceptować ludzi, którzy żyją nie tak, jak byśmy chcieli. To przecież dotyczy i nieślubnych związków hetero. Co nie musi oznaczać akceptacji żądań politycznych: po związkach partnerskich przyjdzie pora na małżeństwa, a potem na przyznanie im prawa adopcji dzieci. Jeszcze kilka lat temu nawet znany gejowski aktor upierał się w internecie, że dziecko powinno mieć tatę i mamę. Dziś by tego nie powtórzył. Wiadomo: polaryzacja.
Strona progresywna uporczywie miesza porządki prywatny i polityczny. Nie akceptujesz agendy ruchu LGBT, znaczy, że nie szanujesz ludzi o odmiennej orientacji. To słynny spór, czy LGBT „to ideologia czy ludzie”. I jedno, i drugie – ale w różnych kontekstach. Ja to wiem, co nie zmienia faktu, że w różnych sytuacjach nie będzie wygodnie. Zwłaszcza że uwaga o gejach i lesbijkach, będących sojusznikami prawicy, też jest trafna. Na Zachodzie bywają oni przerażeni podważaniem aksjomatu dwóch płci. W Polsce dochodzą inne tematy: stosunek do tradycji narodowej, do patriotyzmu, do historii. I co z tym począć? Jak być sobą i nie dotykać tym innych?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki