Logo Przewdonik Katolicki

Niezrozumiany przez rodaków

Małgorzata Bilska
Rys. Zosia Komorowska/PK

Rozmowa z Tomaszem Kycią

Jak Niemcy przyjęli śmierć Benedykta XVI?
– W medialnym mainstreamie wiadomość o jego śmierci podana została z godnością i szacunkiem, ale natychmiast wspomniano też, że Joseph Ratzinger był postacią kontrowersyjną. Jako przykład koledzy dziennikarze przytaczali znane już od dawna zarzuty: konserwatywny teolog, pancerny kardynał, papież, który rzekomo nie wyjaśnił swojej odpowiedzialności w kwestii pedofilii w Kościele. W mediach społecznościowych wylała się wręcz fala nienawiści, jadu i złośliwości. Ale były też – choć w mniejszości – środowiska opłakujące Benedykta XVI: czy to w niszowych mediach, czy w kolejkach do ksiąg kondolencyjnych w nuncjaturze i w wielu diecezjach. Joseph Ratzinger był na pewno postacią skrajnie różnie odbieraną przez Niemców i było to widoczne także w chwili jego śmierci.

Joseph Ratzinger był nie tylko hierarchą, ale też wybitnym teologiem. Jaka jest recepcja jego myśli w Niemczech?
– Powiem trochę uszczypliwie: prawie zerowa. Jak stwierdził prezenter telewizji ZDF Peter Hahne, notabene ewangelik, „odeszła skała, pozostał gruz. Duch Święty zmienił się na ducha czasu”. Widać to szczególnie w zaprzeczających myśli Ratzingera tekstach tzw. drogi synodalnej. Po Soborze Watykańskim II Ratzinger nie poszedł tak daleko jak część jego teologicznych towarzyszy i przestrzegał, że Kościół do nas nie należy, ale jest nam powierzony. Zmiany nie mogą zaprzeczać jego istocie. Tymczasem większość członków drogi synodalnej robi dokładnie to, co robili krytycy Ratzingera w latach 70.: kompletnie zrywają z nauczaniem Kościoła, wymyślając je na nowo. Dzieje się tak, ponieważ większość niemieckiego establishmentu albo nie rozumiała Ratzingera, albo nie chciała zrozumieć. Oczywiście są wyjątki wśród teologów i niemieckich biskupów. W 2007 r. powstała nawet fundacja im. Benedykta XVI. Ale to mała grupa, która nie nadaje tonu debacie.

A jak ocenia się jego pontyfikat?
– Złośliwi twierdzą, że największym osiągnięciem Benedykta XVI było jego ustąpienie z urzędu. Mniejszość docenia jego starania o dialog wiary z rozumem, jego miłość do liturgii, nową propozycję biblijnej egzegezy czy postawienie w centrum nauczania samego Boga. Po Światowych Dniach Młodzieży w Kolonii w 2005 r. powstało nawet pojęcie pokolenia Benedykta. Z tej euforii jednak niewiele zostało. W 2011 r. Benedykt XVI przestrzegał w niemieckim parlamencie przed porzuceniem prawa naturalnego i przylgnięciem do koncepcji pozytywistycznej. Dziś większość polityczna w Bundestagu kieruje się właśnie tą drugą opcją. Podczas tej samej pielgrzymki przestrzegał niemieckich biskupów przed Kościołem „zadowolonym z siebie, który przystosowuje się do tego świata” i który przywiązuje „większą wagę do organizacji i instytucjonalizacji niż do swego powołania do bycia otwartym na Boga”. Jego słynny apel o „odświatowienie” Kościoła okazał się wołaniem na puszczy.
Dziś Kościół w Niemczech tonie w swoich strukturach i pieniądzach, tracąc jednocześnie swoich członków. Podczas drogi synodalnej debatuje się o zmianach w strukturach, ale nie ma ani jednej grupy roboczej zajmującej się nową ewangelizacją. Można mieć tylko nadzieję, że kiedyś tu, w Niemczech, nastąpi przebudzenie i nowe odczytanie Benedykta XVI.

Benedykt XVI, rezygnując z urzędu, wybrał milczenie. To jest pod prąd światu, w którym rację ma ten, kto głośniej krzyczy. Co „papież kontemplujący” mówi nam o chrześcijaństwie?
– Chyba zbyt wiele mówimy i piszemy, zamiast słuchać i czytać. Dialog we wspólnocie wierzących jest słuszny i konieczny, ale powinien się zaczynać od spotkania przed Najświętszym Sakramentem. W ciszy. Tak jak to robił Benedykt XVI.

---

Tomasz Kycia
Dziennikarz, korespondent polskiej sekcji Radia Watykańskiego w Niemczech

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki