Czy Polska rzeczywiście musi stać się ośrodkiem cywilizacji chrześcijańskiej, która promieniuje na Europę? Czy każdy Polak-patriota, nawet jeśli jest niewierzący, musi przyjąć chrześcijański system wartości? Czy w Polsce innego systemu wartości, występującego w szerszym wymiarze, po prostu nie ma? Żeby znaleźć odpowiedzi na te pytania, trzeba najpierw wyjaśnić sobie, czym są chrześcijańskie wartości i cywilizacja chrześcijańska.
Wartości dla wszystkich
Wartości są tym, czego człowiek nie tworzy sobie sam. Wartości to te cechy życia, które człowiek odkrywa jako ważne, odkrywa jako wyznaczające kierunek życia osobistego i społecznego.
Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej jako uniwersalne wartości wymienia prawdę, dobro, piękno i sprawiedliwość. Prawda, dobro i piękno są starożytną, grecką triadą wartości. Sprawiedliwość jako wartość odziedziczyliśmy po starożytnych Rzymianach. Wszystkie przyjęliśmy jako swoje i to one porządkują nasze życie społeczne – wokół nich również kształtowane są nasze sumienia. Co warto zaznaczyć: sumienia wszystkich, a nie tylko osób wierzących. Nie mamy prawa ograniczać ani zasięgu, ani pochodzenia tych wartości przymiotnikiem „chrześcijańskie” z prostego powodu: są od Ewangelii dużo starsze. Jako chrześcijanie przyjmujemy je, bo Ewangelii w żaden sposób się nie przeciwstawiają, a w ciągu dwóch tysięcy lat wpływały na kształtowanie się również chrześcijańskiego systemu wartości.
Nie tylko chrześcijanie
Poza tymi wymienionymi w konstytucji można znaleźć dużo więcej wartości przyjmowanych w naszym kręgu kulturowym. Będzie wśród nich wolność, równość, odpowiedzialność, szacunek, uczciwość, solidarność, odwaga, honor, przyzwoitość, mądrość i pewnie wiele innych. Zarówno wierzący, jak i niewierzący uznają, że życie zgodnie z nimi jest życiem, jakie chcemy prowadzić i jakiego oczekujemy od innych. Zarówno wierzący, jak i niewierzący uznają te cechy za swoje wartości.
I znów: czy są to wartości chrześcijańskie? Nie. Ludzie niewierzący przyjmują je jako swoje i nie muszą do tego uwierzyć w Jezusa.
Chrześcijanie, owszem, mogą życie zgodne z tymi wartościami motywować nauczaniem Jezusa, mogą być Jego słowami umocnieni do wierności wartościom. Często to robimy, pokazując, że Jezus wzywa nas do męstwa, że uczy mądrości. Jednak nie możemy powiedzieć, że to Jezus był w wezwaniach do mądrości czy męstwa pierwszy. Nie możemy powiedzieć, że te wartości są charakterystyczne wyłącznie dla chrześcijaństwa. Nie mamy prawa zawłaszczyć tych wartości: uznać, że to właśnie chrześcijaństwo odkryło je przed światem, a świat może (musi?) tylko od chrześcijaństwa je przyjąć.
Chrześcijańskie rozumienie
Jako chrześcijanie możemy za to i powinniśmy mówić o chrześcijańskim rozumieniu uniwersalnych wartości i na tej płaszczyźnie toczyć spory. Na tym między innymi polega dawanie świadectwa. Przykłady? W naszej kulturze powszechnie uznajemy jako wartość osobową godność człowieka – z dużą częścią współczesnego świata spierać się będziemy o to, kogo ona dotyczy (czy dotyczy również nienarodzonych). Powszechnie uznajemy jako wartość rodzinę – spór, który chrześcijaństwo toczy, idzie dziś o to, jak tę rodzinę definiujemy. Ale mimo tych sporów ludzie, niezależnie od swojej wiary i niewiary, wiedzą przecież, że lepiej jest wracać do domu, w którym czeka ktoś, kto ich kocha. Niezależnie od swojej wiary czy niewiary ludzie generalnie nie uznają wspólnego życia za zło, ale widzą w nim swoje dobro. Przekonanie ich, że rodzina jako ich dobro to nierozerwalny, sakramentalny związek mężczyzny i kobiety, rodzących dzieci, jest stawaniem po stronie chrześcijańskiego rozumienia wartości uniwersalnej o nazwie „rodzina”.
Tylko od Jezusa
Czy w takim razie istnieją wartości prawdziwie chrześcijańskie – i wyłącznie chrześcijańskie? Oczywiście. Są to te wartości, których byśmy nie poznali w sposób naturalny. To te wartości, które nie pojawiłyby się w świecie, gdyby nie przyniósł ich Jezus i Jego Ewangelia. Są to te wartości, które nie wypływają ze starożytności, z odkrywania zasad życia społecznego, ale pochodzą wprost z nauczania Jezusa Chrystusa – zwykle na przekór ówczesnej cywilizacji i kulturze. To są wreszcie te wartości, których świat powszechnie nie uznaje za swoje, ale często też nawet ich nie zwalcza, uznając je albo za rodzaj nieszkodliwego wariactwa, albo za skrajną naiwność tych, którzy uwierzyli Jezusowi. Większość z tych wartości znajdujemy zapisaną w Kazaniu na górze i w przypowieściach.
Przebaczaj, nie sądź
Do wartości chrześcijańskim w ścisłym tego słowa znaczeniu z pewnością zaliczyć można miłość nieprzyjaciół („Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują”). Można do nich zaliczyć wybaczanie w nieskończoność tym, którzy zrobili nam krzywdę („Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat wykroczy przeciwko mnie? Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy”). Można do nich zaliczyć nieodpowiadanie siłą na cudzą agresję („Nie stawiajcie oporu złemu. Lecz jeśli cię kto uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi”). Powstrzymywanie się od wydawania sądów na temat życia innych osób („Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni. Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka twego brata”). Ale też karmienie głodnych, przyjmowanie przybyszów, odwiedzanie więźniów – w imię miłości Jezusa („Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”).
Trudno powiedzieć, czy politycy, mówiący o chrześcijańskich wartościach, te właśnie wynikające wprost z Ewangelii wartości mają na myśli – czy raczej błędnie przymiotnikiem „chrześcijańskie” określają wartości ogólnoludzkie. Czy to właśnie tym, że jako Polacy przebaczać będziemy krzywdy, odpuszczać będziemy naszym dłużnikom i przyjmować będziemy wszystkich, szukających dla siebie bezpiecznego miejsca, promieniować mamy na Europę? Wydaje się niestety, że nie o to im chodzi. Kluczem do zrozumienia zdaje się tu odwołanie do „cywilizacji chrześcijańskiej”. I to pojęcie również trzeba sobie wytłumaczyć.
Cywilizacja
Pojęcie samej cywilizacji jest sporne i toczą się dyskusje nad tym, jak je rozumieć. Autor jednej z koncepcji, Feliks Koneczny, historyk i historiozof z przełomu XIX i XX w., przekonywał, że cywilizacja jest metodą ustroju życia zbiorowego, pewną zasadą określającą całokształt zbiorowego życia – niezależną od stopnia rozwoju danej społeczności. W obrębie tak rozumianych cywilizacji powstają mniejsze kultury. Koneczny pisał o aż dwudziestu dwóch cywilizacjach historycznych, w swoim czasie identyfikując ich siedem: bramińską, żydowską, chińską, turańską, bizantyńską, łacińską i arabską. Inny z teoretyków, współczesny już nam Samuel Huntington (zm. 2008), amerykański politolog zajmujący się teorią cywilizacji, wyróżniał ich dziewięć: zachodnią, latynoamerykańską, prawosławną (bizantyjską), afrykańską, islamską, hinduistyczną, buddyjską, chińską i japońską.
Chrześcijańska, czyli jaka?
Warto zauważyć, że pojęcie cywilizacji chrześcijańskiej nie pojawia się w żadnej z tych klasyfikacji. Nie oznacza to, że wpływ chrześcijaństwa na świat nie został zauważony czy że badacze chrześcijaństwo zlekceważyli. Stało się tak raczej ze względu na to, że wyznaczające granice konkretnych cywilizacji systemy wartości nie są – jak wspomnieliśmy wcześniej – wartościami wyłącznie chrześcijańskimi. Wartości chrześcijańskie budowały kulturę zachodnią (według Konecznego: łacińską), ale nie robiły tego samodzielnie. Swój bardzo istotny wpływ wniosła tu również starożytna kultura.
Nie chodzi tu żadną miarą o umniejszenie wpływu chrześcijaństwa na kształt kultury, o deprecjonowanie jego zasług. Chodzi o pewną intelektualną uczciwość. To starożytna Grecja, a nie Ewangelia kształtowała filozofię i kazała człowiekowi uwierzyć, że racjonalne poznanie prawdy jest możliwe. To starożytny Rzym, a nie Ewangelia, dał światu koncepcję prawa, które jest wyrazem dobra i słuszności, stróżem sprawiedliwości. Jezus przyszedł na świat z Dobrą Nowiną, a nie z konstytucją czy kodeksem karnym. Ewangelia nie inspiruje zatem ani do budowania koncepcji filozoficznych, ani do tworzenia zrębów prawa. Ewangelia inspiruje do wprowadzania w świecie filozofii i prawa – porządku miłości.
Łacińska znaczy wspólna
Owszem – trzeba przyznać, również dla intelektualnej uczciwości, że w pewnym momencie historii to właśnie chrześcijaństwo ocaliło filozoficzne i prawne dokonania antyku (ocalał je zresztą również islam). To benedyktyńscy mnisi (i perscy uczeni) przepisywali antyczne dzieła, ocalone po upadku Rzymu. Przenosili je w ten sposób do kolejnej epoki, ale też reinterpretowali je, wyciągali wnioski, tworzyli na ich bazie własne dzieła. Tak właśnie rodziło się to, co nazywa się cywilizacją europejską czy cywilizacją łacińską. Przypisanie jej kształtowania w całości i wyłącznie chrześcijaństwu znów będzie nieuczciwe: bez wpływów greckich i rzymskich cywilizacja zbudowana na samej tylko Ewangelii musiałaby wyglądać zupełnie inaczej. Dlatego jeśli nawet możemy posługiwać się pojęciem cywilizacji chrześcijańskiej, to traktując je jako poważny skrót myślowy – a na pewno nie wolno tego robić w sposób wykluczający z owej cywilizacji tych, którzy nie podzielają ściśle chrześcijańskich wartości. Ani Platon, ani Arystoteles, ani przyjmujący Prawo Dwunastu Tablic, umieszczone na Forum Romanum w 449 r. przed Chrystusem, z pewnością chrześcijanami nie byli. Chrześcijaństwo z tego dorobku czerpie – choć najważniejszym jego źródłem zawsze pozostawać powinna Ewangelia, weryfikująca wszystkie inne źródła i odrzucająca te, które są przeciwne jej przesłaniu miłości.
Cywilizacja czy Królestwo
Można powiedzieć – z dużą dozą ostrożności, żeby nie narazić się na niezrozumienie – że cywilizacja chrześcijańska w czystej postaci, rozumiana wprost i budowana wyłącznie na samej tylko Ewangelii, nie istnieje w strukturach tego świata. Jeśli istnieje, jest raczej przedmiotem naszej wiary. Nazywamy ją królestwem Bożym, rozumiejąc, że budowane jest ono na innych zasadach i bardziej w przestrzeni serca i ducha niż jakichkolwiek ziemskich strukturach.
I owszem, chrześcijanie mają przemieniać świat, ale przemieniać go mają swoim świadectwem miłości, a nie zawłaszczając kolejne jego przestrzenie, odmawiając niewierzącym prawa do budowania społeczeństwa, które jest wspólne. Budowanie królestwa Bożego jest zadaniem chrześcijan. Dopóki jednak żyjemy na ziemi, w kręgu cywilizacji łacińskiej, musimy być świadomi, że nie jesteśmy w niej sami – że ta cywilizacja jest tak samo przestrzenią i domem dla osób niewierzących. Oni również w tej cywilizacji są „u siebie”. O tym „byciu u siebie” decyduje bowiem uznawanie za wartości prawdy, dobra, piękna, sprawiedliwości, odwagi – i to już wystarcza.
Nie z tego świata
Próby budowania królestwa Bożego rozumianego dosłownie: wprowadzanie wartości wynikających wyłącznie z wiary jako obowiązujących wszystkich obywateli czy odmawianie niewierzącym prawa do nazywania się patriotami jest niczym innym, jak przejawem ludzkiej pychy i ambicji. Jezus sam mówił, że królestwo Jego nie jest z tego świata. Nie obalił władzy ani Heroda, ani Rzymian. Nie oczekiwał od swoich uczniów, że podbiją świat i zostaną jego władcami. Nie oczekiwał, że całej ludzkości narzucą słowa Jego Ewangelii. Posłał ich, żeby byli Jego świadkami. Posłał ich, żeby pociągali ludzi do Niego niczym innym, jak tylko miłością. I tylko ludzie pociągnięci miłością i tę miłość rozumiejący naprawdę zmieniają świat, stając się już na ziemi mieszkańcami Królestwa Niebieskiego i żyjąc jego prawami. Zmieniają i kształtują świat, ale zawsze pozostając w zgodzie z wartościami, płynącymi z Ewangelii. I muszą przyjąć, że nie mogą nic więcej: inaczej musieliby sprzeciwić się wartościom, które przyniósł Jezus, musieliby zaprzeczyć samym sobie. Musieliby odrzucić, potępić albo zniewolić drugiego człowieka.