Logo Przewdonik Katolicki

Tohu wabohu i Zenek Martyniuk

Jacek Borkowicz
fot. Magdalena Bartkiewicz

Nie wiadomo, czemu tutaj dziwić się bardziej: czy agresywności wezwań do masowego mordowania, czy owej łatwości, z jaką Dugin wrzuca do jednego worka nawet najbardziej ze sobą niespójne hasła.

Po zamachu na Darię Duginę nazwisko jej ojca znowu stało się głośne. Tysiące ludzi, którzy po kilku miesiącach nużących wiadomości z ukraińskiego frontu już zdążyli o nim trochę zapomnieć, znowu wertują strony internetowe, w poszukiwaniu wiedzy na temat jego ideologii. W końcu to ona zaniosła go tak wysoko, że teraz na całym Bożym świecie zapatrzeni są w jej autora wszelkiej maści radykałowie – od skrajnej prawicy po skrajną lewicę. W tym sensie poglądy Aleksandra Dugina, choć za tragiczną cenę śmierci jego córki, odniosły kolejne małe zwycięstwo.
Ale czy można je w ogóle nazwać poglądami? Bo przecież każdy światopogląd, nieważne mądry czy głupi, musi mieć chyba jakąś podstawową strukturę, jakiś choćby rudymentarny porządek. Tymczasem cały ten duginowski „eurazjatyzm” jest zlepkiem o tyleż efektownych, o ile nieprzystających do siebie pomysłów, a raczej luźnych asocjacji. Nie wiadomo, czemu tutaj dziwić się bardziej: czy agresywności wezwań do masowego mordowania (nie tylko Ukraińców), czy też właśnie owej łatwości, z jaką Dugin wrzuca do jednego worka nawet najbardziej ze sobą niespójne hasła czy idee. Dla każdego coś miłego. Dla każdego odklejeńca oczywiście.
Sięgam po stary numer „Frondy” z 1998 r., gdzie nasz bohater udziela długiego wywiadu. Czegóż tam nie ma! Jest krzyż i swastyka, sierp i młot, a na koniec Tatarzy. Jedyne, co łączy tę przedziwną mozaikę, to szczera, aczkolwiek także nieco hybrydalna nienawiść do liberalizmu i katolicyzmu jednocześnie. Więcej nic się nie spina. Jest na to stare, biblijne jeszcze określenie „tohu wabohu”, co po hebrajsku oznacza bezwład i pustkowie, jakie stanowiła ziemia, zanim dotknęło ją tchnienie Boga.
A jeśli chodzi o pustkowie… Wskazując na różnicę między pojęciem cesarstwa na Wschodzie i na Zachodzie, Dugin jednym tchem wymienia „Stauffenbergów i Habsburgów”. Przypomnijmy, że cesarską dynastią byli Hohenstaufowie, zaś pułkownik Stauffenberg był wykonawcą nieudanego zamachu na Hitlera. Znam Grzegorza Górnego, który wywiad przeprowadził – on nie mógł się tak pomylić. To musiało wyjść z ust samego Mistrza. Fakt, nazwiska podobne. Ja jednak nabrałem wrażenia, że duginowski eurazjatyzm to nie tylko małżeństwo „Anny Kareniny z Dżyngis-chanem” (określenie Waltera Laqueur), ale też z Zenkiem Martyniukiem.
Powie ktoś: to było 24 lata temu. Może przez ten czas guru rosyjskiego imperializmu, pospiesznie chłonący książkowe mądrości od Sasa do Lasa, zdążył uzupełnić braki w wiedzy historycznej? Niestety, teraz jest tylko gorzej. Są ludzie, którzy im więcej czytają, tym mniej z tego pożytku dla nich i dla świata. Jednym z nich jest Aleksander Dugin.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki