W niedzielne przedpołudnie 14 listopada 32-letni Emad al-Swealmeen wsiadł do taksówki i poprosił o dowiezienie go do liverpoolskiej katedry. Pochodzący z Iraku mężczyzna przez ostatnie siedem lat mieszkał w Wielkiej Brytanii. Mimo że pochodził z domu mocno zakorzenionego w tradycji muzułmańskiej, niedługo po przybyciu na Wyspy zaczął interesować się katolicyzmem. Po trzyletnim przygotowaniu został ochrzczony – w tej samej katedrze, do której zmierzał owego feralnego dnia.
Droga do świątyni dłużyła się ze względu na korki uliczne. Al-Swealmeen polecił taksówkarzowi zmianę trasy. Niedługo po tym uruchomił naszpikowany ładunkami wybuchowymi pas szahida, którym był przepasany. Silny wybuch natychmiast pozbawił życia zamachowcę. Prowadzącemu szczęśliwie udało się uniknąć poważnych obrażeń wyłącznie dzięki temu, że szoferka oddzielona była od części dla pasażera solidną osłoną. Nie ucierpiała również żadna z osób znajdujących się w okolicy.
Śledztwo w toku
Po kilku tygodniach od zdarzenia policja wciąż bada wszelkie wątki i powiązania al-Swealmeena. Czterech mężczyzn, których aresztowano zaraz po wybuchu, zostało zwolnionych do domów bez postawienia zarzutów. Jednak minister bezpieczeństwa Damian Hinds zwrócił uwagę na to, że w przypadku aktów terrorystycznych zawsze istnieje możliwość wykrycia dalszych powiązań. – Ludzie czasami mówią o samotnych wilkach, jednak w rzeczywistości terroryści bardzo rzadko działają w zupełnym oderwaniu od innych. Zazwyczaj rozmawiają, dzielą się poglądami, przechwalają i wymieniają planami. Teraz musimy zostawić czas i przestrzeń, w której policja będzie mogła przeprowadzić gruntowne śledztwo i być może dotrzeć do kolejnych osób stanowiących zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego – tłumaczył Hinds.
Do tej pory nie ujawniono, czy zamach miał zostać przeprowadzony w samej katedrze, czy też w jej okolicach. Gdyby ładunek wybuchowy przygotowany przez mężczyznę nie eksplodował przedwcześnie, potencjalnie mogło dojść do rzezi wiernych zgromadzonych na niedzielnej Mszy św. I właśnie w związku z tym hipotetycznym, ale jednocześnie jakże realnym zagrożeniem, na Wyspach rozgorzała dyskusja dotycząca rozwiązań polityki migracyjnej.
Pozorne nawrócenie się al-Swealmeena na chrześcijaństwo i to, do czego był zdolny pomimo kilku lat aktywnego uczestnictwa w działaniach wspólnoty, wzbudziło podejrzenia, że ludzi postępujących podobnie do Irakijczyka przebywa tu znacznie więcej. Brytyjskie dzienniki sugerują, że wiele osób ubiegających się o azyl w Wielkiej Brytanii symuluje przemianę wewnętrzną – często poprzez „podczepianie” się do wspólnot wyznaniowych – tylko po to, by uśpić czujność urzędników migracyjnych i uzyskać ich przychylność w czasie procedury naturalizującej. Prawdziwe intencje osób tak postępujących zagrażają jednak bezpieczeństwu państwa.
Otwarcie nie może wykluczać przezorności
Okoliczności śmierci mężczyzny mocno wpłynęły na wspólnotę kościelną, do której należał. Al-Swealmeen nie był biernym uczestnikiem nabożeństw, ale człowiekiem, który został przyjęty w parafii niczym członek rodziny. Nikt nie podejrzewał go o złe intencje, a niewyjaśnione do końca motywacja i zamiary dotyczące pamiętnej niedzieli sprawiają, że wydarzenia przez długie lata kłaść się będą cieniem na życie wspólnoty.
W obliczu powyższego szczególnie wartą szacunku wydaje się deklaracja księży związanych z katedrą w Liverpoolu. Zdecydowali oni o wzmożeniu wysiłków w niesieniu wsparcia obcokrajowcom poszukującym schronienia w ich kraju: „To nasz chrześcijański obowiązek (...) Minione wydarzenia jeszcze bardziej motywują nas do tego, by witać z zadowoleniem każdego, kto przychodzi do Jezusa”. Duchowni dodali: „Nadal będziemy pomagać potrzebującym. Obowiązek wspólnoty chrześcijańskiej polega na tym, aby wychodzić naprzeciw tym, którzy znaleźli się w potrzebie, i tym samym umacniać się w wierze, służąc ze wszystkich sił bliźnim!”.
Brytyjskie media donoszą, że Al-Swealmeen był w przeszłości leczony w związku z epizodami niestabilności psychicznej.
Doświadczenie na przyszłość
Sytuacja z Liverpoolu – mimo że niewątpliwie trudna – ma szansę przynieść coś dobrego nie tylko Kościołowi w Wielkiej Brytanii, ale również szerzej: całej wspólnocie chrześcijańskiej. Katedra wypracowała nowe, bardziej przejrzyste zasady weryfikacji osób, które nawracają się na drogę Chrystusa. Do podstawowych wymagań wobec kandydatów zalicza się stałe uczestnictwo we Mszach przez okres dłuższy niż dwa lata oraz zaliczenie kursu podstaw nauki chrześcijańskiej. Bez tego wnioski o chrzest nie mają szans rozpatrzenia.
I choć Pan Bóg nie odmawia szans nawrócenia sercu żadnego człowieka, to z czysto ludzkiego punktu widzenia większy wkład w proces przyjęcia na łono Kościoła ma szansę przerodzić „ilość” w „jakość”, jakże potrzebną w czasach duchowej posuchy.