W 2009 r. papież Benedykt XVI w Orędziu na 43. Światowy Dzień Środków Społecznego Przekazu użył sformułowania, które szybko zrobiło karierę. Nazwał internet „cyfrowym kontynentem”, który trzeba ewangelizować. O podjęcie tego zadania zaapelował zwłaszcza do młodych. „Z entuzjazmem głoście Ewangelię waszym rówieśnikom! Znacie ich lęki i nadzieje, ich zapał i rozczarowania” – wskazywał.
Dodał, że najcenniejszym darem, jaki mogą ofiarować, jest dzielenie się z innymi dobrą nowiną o Bogu, który stał się człowiekiem, cierpiał, umarł i zmartwychwstał, by zbawić ludzkość. Dzisiejszy papież senior nie miał wątpliwości, że ludzkie serce gorąco pragnie świata, w którym króluje miłość, ludzie dzielą się darami, gdzie buduje się jedność, gdzie wolność odnajduje swe znaczenie w prawdzie oraz gdzie tożsamość każdego realizuje się we wzajemnym poszanowaniu. „Wiara może odpowiedzieć na te oczekiwania: Bądźcie jej zwiastunami!” – zachęcał.
Nie jest płodna
W całym dokumencie tylko raz pojawia się słowo „modlitwa”. W ostatnim zdaniu, które brzmi „Papież jest przy was modlitwą i wam błogosławi”. Czy jednak możliwa jest ewangelizacja, której nie towarzyszy modlitwa? „Bez modlitwy ewangelizacja nie jest płodna” – można przeczytać na stronie Apostolstwa Modlitwy, które w grudniu ubiegłego roku papież Franciszek przekształcił w Światową Sieć Modlitwy Papieża. Wydaje się logiczne, że jeśli „cyfrowy kontynent” ma być ewangelizowany, nie może na nim zabraknąć modlitwy.
Nie wiadomo, kiedy w internecie pojawiła się pierwsza modlitwa. Nie sposób ustalić, jak brzmiała ani kto ją umieścił. Dzisiaj w globalnej sieci są dostępne obszerne bazy modlitw na różne okazje i w różnych potrzebach. Można znaleźć (także po polsku) aktualizowaną na bieżąco liturgię godzin, są modlitwy mszalne, gotowe scenariusze rozmaitych nabożeństw, jest różaniec, drogi krzyżowe, litanie, godzinki, nie tylko te najbardziej znane o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny, ale również inne. Wszystko w zasięgu kilku kliknięć. Wygodnie i szybko. Bez potrzeby wertowania książeczek do nabożeństwa, a nawet korzystania z ksiąg liturgicznych.
To desakralizuje modlitwę?
Ludzie łatwo przyzwyczajają się do wygodnych rozwiązań. Smartfony i tablety zaczęły zastępować modlitewniki i ciężkie, elegancko oprawione tomy wydrukowane na eleganckim papierze. Dlatego spore zamieszanie i zaniepokojenie wybuchło, gdy w 2017 r. ówczesny prefekt Kongregacji do spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów kard. Robert Sarah zabrał głos w sprawie posługiwania się podczas modlitwy najnowszymi zdobyczami techniki.
Międzynarodowy serwis Aleteia w swej polskiej wersji cytował dokładnie wypowiedź kard. Saraha. Stwierdził on, że to być może bardzo praktyczne i wygodne, by modlić się brewiarzem na własnym telefonie komórkowym, tablecie lub innym urządzeniu elektronicznym. „Ale nie warto. To desakralizuje modlitwę” – powiedział. Zwrócił uwagę, że te urządzenia nie są poświęcone (konsekrowane) i zarezerwowane dla Boga. „Używamy ich dla Boga, ale także do rzeczy świeckich (w oryginale: profane things)” – zauważył prefekt Kongregacji. Jego zdaniem urządzenia elektroniczne powinny być wyłączone, a najlepiej pozostawione w domu, kiedy przychodzimy uwielbiać Boga.
Nie wyobrażam sobie
W komentarzach do wypowiedzi kard. Saraha podkreślano, że nie zabronił on odmawiania liturgii godzin np. z użyciem aplikacji w komórce. Nie zanegował też ważności takiej modlitwy. Akcentowano, że słowa ówczesnego prefekta Kongregacji do spraw Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów odnosiły się do celebracji publicznych, a nie do modlitwy prywatnej.
W Polsce w marcu 2018 r. bp Adam Bałabuch, wówczas przewodniczący Komisji KEP ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, mówił w wywiadzie, że nie ma przeciwwskazań, aby również w kościele korzystać z tekstów dostępnych w internecie w modlitwie prywatnej. Zaznaczał jednak, że w niektórych sytuacjach korzystanie ze smartfona i tabletu w kościele uważa za niestosowne. „Nie wyobrażam sobie, aby podczas Mszy św. lekcjonarz czy mszał został zastąpiony przez tablet” – powiedział. Jego zdaniem niewskazane jest też, aby na ambonę wychodzić z tabletem.
Biskupi gorąco zachęcali
Korzystanie z zawartości internetu podczas modlitwy to jedna sprawa. Jest jednak także druga, chyba jeszcze ważniejsza. To modlitwa w internecie lub za jego pośrednictwem.
Niektórzy uważają, że nie ma tu żadnego problemu. Skoro za coś oczywistego uważa się obecnie w Kościele transmitowanie modlitwy (w tym również Mszy św.) za pośrednictwem radia i telewizji, to oczywistym wydaje się również wykorzystanie do tego celu globalnej sieci. Nie słychać również sprzeciwu, a nawet jakichś krytycznych głosów, dotyczących wspólnej modlitwy w czasie rzeczywistym, np. słuchaczy radia. Także w naszym kraju mnóstwo ludzi modli się wspólnie dzięki falom radiowym i możliwości połączenia telefonicznego.
W czasie pandemicznego szczytu, gdy obecność na niedzielnej Mszy św. stała się dla tysięcy wiernych niemożliwa, także polscy biskupi gorąco zachęcali do korzystania z internetowych i telewizyjnych transmisji. Niektórzy używali w swych namowach słów i sformułowań, które można było zinterpretować jako zrównanie pobożnego obejrzenia Mszy św. na ekranie z realnym udziałem w niej w świątyni.
Internet nie zapomina
Rychło jednak pojawił się problem. Internet „nie zapomina”. Niemal wszystkie serwisy umożliwiające transmisję wydarzeń na żywo automatycznie utrwalają przekazywane w ten sposób treści. Transmitowane w sieci Msze św. i nabożeństwa nadal były dostępne. Nie trzeba było długo czekać, aby ktoś zadał pytanie, czy Msza z nagrania i Msza transmitowana w streamingu to taka sama forma pobożności. W rezultacie wielu biskupów wydało polecenie, aby po zakończeniu transmisji Eucharystii w sieci usuwać jej zapis, pozostawiając co najwyżej homilię lub kazanie.
O ile nie budzą kontrowersji organizowane w globalnej sieci na żywo rozmaite formy wspólnej modlitwy ludzi znajdujących się w bardzo różnych miejscach ziemskiego globu, to zdarzają się wątpliwości dotyczące np. transmisji umożliwiających adorację Najświętszego Sakramentu. Dotyczą one zwłaszcza obawy, że zamiast transmisji mamy do czynienia z emisją nagrania lub wręcz nieruchomego obrazu/fotografii.
Kliknij, aby się pomodlić
W styczniu 2019 r. papież Franciszek uruchomił internetową platformę modlitwy pod nazwą „Click To Pray” (Kliknij, aby się pomodlić). Powiedział wówczas, że internet może dopomóc wiernym, by modlili się razem. „Zachęcam szczególnie was młodzi do pobrania aplikacji «Click To Pray», aby kontynuować wraz ze mną odmawianie różańca w intencji pokoju” – apelował. W październiku br. uruchomiona została „Click To Pray 2.0”. Jest dostępna w siedmiu językach (niestety nie w polskim) i ma umożliwiać użytkownikom „większą personalizację modlitewnego kalendarza”. Ma też pomagać we włączeniu się w zainicjowany 10 października br. proces synodalny.
Jak stwierdził ks. Lucio Ruiz, sekretarz Dykasterii ds. Komunikacji, aplikacja jest narzędziem do modlitwy, ale dowodzi również, że Kościół uwzględnia zmiany zachodzące w społeczeństwach. „To zrozumienie kultury, odczytywanie jej, słuchanie i obserwowanie tego, gdzie są ludzie. Bo tam, gdzie są, musi być Kościół” – powiedział. Z pewnością ma rację. Internet jest dziś już uznaną przez Kościół przestrzenią modlitwy. Co nie znaczy, że wszystkie związane z tym faktem problemy i wątpliwości zostały już raz na zawsze rozwiązane.