Logo Przewdonik Katolicki

Jak odbudować społeczne zaufanie

fot. Pascal Deloche Godong/East News

IBRiS opublikował wyniki sondażu na temat zaufania Polaków do różnych instytucji. Pokazuje on, że największym cieszy się Unia Europejska następnie wojsko i NATO. Z sondażu wynika również, że znacznie spadło zaufanie do Kościoła katolickiego, które obecnie wynosi 39.5 proc. W badaniu sprzed trzech lat było to 13 proc. więcej. Jak należy te dane czytać i jakie płyną z nich wnioski na przyszłość?

"Wizerunek społeczny to nie najważniejsze dobro Kościoła (w końcu nasz Pan umarł wśród łotrów, a sam został odrzucony boleśniej niż tamci). Jednak utrata zaufania w populacji na różne sposoby przywiązanej do wiary i religii – to zawsze coś wymagającego zrozumienia. Badania nie mówią o powodach dużego spadku zaufania Polaków do Kościoła – możemy się ich jedynie domyślać, zgadywać je. Ktoś powie, że powodem jest polityczne zaangażowanie Kościoła. Sądzę, że to nie takie proste. To „upolitycznienie” – jakkolwiek rozumiane – trwa od lat, ostatni czas nie przyniósł tu nic nowego. Dodajmy, że Kościół jest obecny w życiu publicznym coraz bardziej „po anglikańsku” (dużo celebracji, mało wpływu na decyzje polityków). Widać jasno, że władza nie słucha moralnego głosu Episkopatu (ani w sprawie prawa do życia, ani w sprawie korytarzy humanitarnych). Na pewno jakaś część tracących zaufanie do Kościoła to ci, którzy z różnych przyczyn mieli nadzieję na bardziej zasadnicze i bardziej samodzielne stanowisko władz Kościoła wobec obecnej „wojny polsko-polskiej” – być może dają wyraz niepokojowi, czy biskupi są w stanie krytykować władzę, która zręcznie tworzy wrażenie (!), że jest jakimś przedmurzem chrześcijaństwa.
Jest też bardzo prawdopodobne, że spadek zaufania do instytucji Kościoła to odpowiedź na brak transparencji w sprawie dewiacji przemocowo-seksualnych w wykonaniu niektórych duchownych. Film braci Sekielskich nie był bombą, ale wyostrzył uwagę. Idące potem spektakularne przeprosiny ze strony biskupów niejako potwierdziły powagę sytuacji – więc wzmocniły oczekiwanie jakichś konkretnych ruchów. Ludzie nie przestają chodzić do kościoła, ale oczekują wyrazistości. Poczuli się, jako katolicy i ludzie, zawstydzeni i chcą oczyszczenia. Tymczasem tego czytelnego oczyszczenia – podobnie jak przed laty w sprawie lustracji – nie widać; jest za to szereg sygnałów, że nadal można w tych sprawach „zamiatać pod dywan” (symboliczna była i jest sprawa ks. Henryka Jankowskiego)". 
 
Paweł Milcarek, redaktor naczelny kwartalnika „Christianitas”


„Wiele już publikowano diagnoz wskazujących na oznaki kryzysu Kościoła katolickiego w Polsce. Wciąż jednak sporo osób w Kościele nie przyjmuje do wiadomości, że coś jest nie tak. Dla nich ostatecznym dzwonkiem alarmowym powinny być porównawcze wyniki sondaży przeprowadzonych przez IBRiS dla „Rzeczpospolitej” we wrześniu 2017 r. i w styczniu 2020 r. Nastąpił w tym okresie spadek zaufania do Kościoła o ponad 13 proc.
Z punktu widzenia socjologicznego sytuacja jest bardzo klarowna. Te dane z pewnością można porównywać. Sondaże przeprowadzał przecież ten sam ośrodek badawczy przy użyciu tej samej metodologii.
Mało tego, wiele czynników w obu momentach jest niezmiennych. Przy obu sondażach w Polsce rządziła niepodzielnie ta sama partia, uzyskawszy ponowne potwierdzenie w wyborach jesienią 2019 r. Kościołem kierowali ci sami biskupi, a nawet Prezydium KEP zostało w całości potwierdzone w wyborach wiosną 2019 r. Zatem na tak duży spadek zaufania do Kościoła nie wpływały ani zmiany sympatii politycznych w społeczeństwie (bo ich nie było), ani zmiany personalne w Kościele (bo ich nie było), ani jakieś istotne zmiany strategii działań duszpasterskich Kościoła (bo też ich nie widać).
A co się w tym czasie zmieniło? W doświadczeniu wielu osób i w debacie publicznej pojawiły się istotne powody do rozczarowania Kościołem jako instytucją. To przekłada się na indywidualne deklaracje zaufania w sondażach. Owszem, można się tym nie przejmować – i nadal twierdzić, że to wina złych antykościelnych mediów. Tyle że szczegółowe wyniki pokazują coś więcej.
Oto w 2020 r. po raz pierwszy od wielu lat w tego typu badaniach poziom nieufności do Kościoła jest wyższy od zaufania. Okazuje się też, że największa zmiana nastąpiła w liczbie osób, które wybierały odpowiedź „zdecydowanie ufam”. W roku 2017 było ich 29,9 proc., a w 2020 już tylko 15,7 proc. Erozja postaw postępuje więc nawet wśród najwierniejszych z wiernych. To chyba o czymś świadczy?
Kryzys instytucji Kościoła może łatwo stać się także kryzysem wiary Polaków. Aby tak nie było – niezbędny jest szybko i uczciwie przeprowadzony w Kościele porządny zbiorowy rachunek sumienia. Niezbędnie – z mocnym postanowieniem poprawy”.
 
Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika „Więź”


„Sondaż dla IBRIS dla „Rzeczpospolitej” pokazujący, że w ciągu 4 lat deklarowane przez respondentów zaufanie do Kościoła katolickiego w Polsce spadło aż o 18,5 pp. (z 58 proc. do 39,5 proc.) wzbudzić powinien głęboką refleksję, zarówno w samym Kościele, jak i wśród wszystkich, którzy doceniają jego wkład w budowanie wolnej Polski.
Obraz ten wygląda bardzo poważnie. Po pierwsze bowiem pokazuje on dość wyraźną i trwałą tendencje. Po drugie, poziom zaufania społecznego do Kościoła (39,5 proc.) zrównuje się w nim się niemal z odsetkiem dominicantes (wg ISKK  – około 38 proc. Polaków), co oznaczałoby, że Kościołowi ufają już tylko regularnie praktykujący katolicy, a jego autorytet społeczny ogranicza się coraz bardziej do tego duszpasterskiego. Po trzecie wreszcie, i chyba najważniejsze, z sondażu tego wynika, że w sytuacji ostrego społecznego konfliktu, na który tak bardzo narzekamy, to wyłącznie Kościół, a nie rząd, media czy inne instytucje publiczne, płaci utratą społecznego zaufania.
Przyczyny wydają się dość oczywiste. W grę wchodzi zapewne i generalny proces sekularyzacji, i spadek zaufania do Kościoła, jaki wywołały bolesne informacje o przypadkach pedofilii. Wydaje się jednak, że Kościół płaci dziś również bardzo wysoką cenę za rosnące społeczne przekonanie o rodzącym się po roku 2015 sojuszu tronu z ołtarzem. (Tak uważało np. 63 proc. badanych przez  SW Research dla serwisu Rp.pl. w maju 2019).
Odnosząc się jedynie do tej ostatniej tylko sprawy, powiedzieć więc chyba możemy, że obecnemu w życiu publicznym współczesnej Polski Kościołowi, zwłaszcza dziś, potrzebna więcej odwagi w demonstrowaniu swej politycznej niezależności. Czytelniejszego mówienia o sprawach publicznych własnym głosem, bez oddawania pola swej odpowiedzialności politykom. Odważniejszego podkreślania, że żadne środowisko polityczne nie ma, bo mieć nie może, patentu na katolickość czy swego rodzaju politycznego mandatu defensor fidei. Przypominania, że nasza wiara i polityczna służba, dla dobra obu, wzajemnie się inspirując, pozostawać powinny w specyficznym, dającym wszystkim światło, napięciu.
To, czego dziś powinniśmy pragnąć dla naszego Kościoła w życiu publicznym, to nie tyle mierzonej słupkami sondaży popularności, ile inspirującej, także przyszłe pokolenia, ewangelicznej wiarygodności. Nie tylko polskie doświadczenie uczy jednak, że w przestrzeni społecznej szukać jej można, będąc raczej bliżej ludzi i ich społecznych trosk niż blisko tej czy innej władzy”.
 
Sławomir Sowiński, Instytut Nauk o Polityce i Administracji, Uniwersytet Kardynała Stefana Wyszyńskiego.



 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki