Mimo osobistych apeli pani prezydent oraz premiera o pozostanie tego dnia w domach wieczorem 19 kwietnia (u prawosławnych tegoroczna Wielkanoc przypadła o tydzień później niż u katolików) do cerkwi w całym kraju udały się setki tysięcy Gruzinów. Tego roku ludzi było jednak mniej niż zazwyczaj, gdyż władze cerkiewne wezwały do nieprzychodzenia osoby z grup podwyższonego ryzyka. Uczestnicy liturgii stali w przepisowej odległości jeden od drugiego, przez co część wiernych pozostała na zewnątrz. Prawie wszyscy mieli też maski, choć nie założył jej sam główny celebrans, katolikos-patriarcha Eliasz II.
Falę krytyki postępowania Cerkwi, jaka pojawiła się w mediach po Wielkanocy, wyciszyło opublikowanie wyników zachorowalności dwa tygodnie po świętach, czyli w okresie, który wystarcza na ujawnienie się koronawirusa u świeżo zarażonych. Jeżeli w dzień wielkanocny wykrytych zakażeń naliczono w Gruzji 399, przy czterech wypadkach śmiertelnych, 5 maja odpowiednie liczby wynosiły 593 oraz dziewięć. Oznacza to zachowanie takiej samej krzywej wzrostu choroby, jaka występuje w większości państw, w których kościoły zamknięto. Wskaźniki nie podskoczyły w górę, jak ostrzegali zwolennicy rygorów. Trzeba tu dodać, że wielkanocny „test” w świątyniach był miarodajny dla całej populacji gruzińskiego państwa, gdyż 19 kwietnia, mimo zmniejszonej frekwencji, w cerkwiach pojawiła się statystyczna większość obywateli.
Konserwatywni i proeuropejscy
Stało się tak, ponieważ Gruzja jest państwem o jednym z najwyższych poziomów społecznego zaufania do instytucji Kościoła – w tym wypadku prawosławnego. Badania przeprowadzone jesienią ubiegłego roku potwierdziły że Gruzińską Cerkiew Prawosławną (GCP) darzy przychylnością aż 85 proc. obywateli, tyle samo deklaruje też przynależność do prawosławia. Niechętnych GCP jest zaledwie 4 proc. Jeszcze mniej, bo 3 proc., akceptuje jednopłciowe związki małżeńskie, zaś zaledwie 10 proc. opowiada się za utrzymaniem legalności aborcji. Te ostatnie wyniki sytuują Gruzinów na ostatnim miejscu w Europie (do której Gruzja kulturowo należy), jeśli chodzi o poparcie dla modnych trendów obyczajowej liberalizacji. Parady równości, jakie usiłowano wprowadzić tutaj w 2013 r., kończyły się zawsze takimi awanturami, że po pięciu latach całkowicie je odwołano.
O szczególnej roli GCP wspomina gruzińska konstytucja, Cerkiew cieszy się także wyjątkowym statusem prawnym, jako sygnatariuszka podpisanego w 2002 r. konkordatu.
Jeśli chodzi o przekrój wewnętrzny, gruzińskie prawosławie cechuje konserwatyzm i mało ekumeniczny, łagodnie mówiąc, stosunek do innych wspólnot wyznaniowych, szczególnie katolików. Wizycie papieża Franciszka w tym kraju w 2016 r. towarzyszyły protesty; kilkanaście lat wcześniej sprzeciwiano się również – chociaż w mniejszym stopniu – obecności Jana Pawła II. Konserwatywny światopogląd zbliża hierarchię GCP do prawosławia w Rosji. Jednocześnie, co można uznać za paradoks, Gruzini zdecydowanie opowiadają się za związkami z Zachodem, Unią Europejską oraz NATO.
Dwa wspomnienia
Siwobrody Eliasz II skończył właśnie 87 lat życia, z których 42 spędził na urzędzie katolikosa-patriarchy Gruzji. Mimo poważnego wieku pozostaje aktywnym graczem na arenie publicznego życia tego kraju. Jest również jedną z najważniejszych osobistości światowego prawosławia. Autorytet Eliasza wzrósł jeszcze w ostatnich latach, gdy patriarcha, jako jedyna osoba w kraju, doprowadził do zgody gruzińskich prawosławnych oraz muzułmanów, po tym gdy na południu kraju władze jednej z gmin nakazały rozbiórkę minaretu, co doprowadziło do napięć. Ma się rozumieć, że ostatnie zwycięstwo w potyczce z państwem jeszcze bardziej umocniło jego pozycję. Jednak patriarcha, z racji sędziwego wieku, liczy się z rychłym przekazaniem urzędu następcy.
Piszący te słowa dwukrotnie zetknął się z nim osobiście. Pierwszy raz, gdy w 2000 r. w Tbilisi prosiłem go o pozwolenie na czasowe zamieszkanie w Szio Mgwime, prawosławnym monasterze położonym w górach Kaukazu. Zgoda patriarchy na wejście do klasztoru katolika była niezbędna. Eliasz uśmiechnął się wówczas, powiedział „daję zgodę” i pobłogosławił mnie, ja zaś pojechałem do Szio Mgwime w przekonaniu, że bez „bumagi” odprawią mnie z kwitkiem spod bramy. Ku mojemu zdziwieniu, gdy po zapytaniu odźwiernego o zgodę patriarchy odpowiedziałem twierdząco, wrota się otworzyły. Tak wygląda w Gruzji autorytet głowy Kościoła.
Kilka lat później reżyserowałem film dokumentalny o św. Grzegorzu Peradze, męczenniku za wiarę, zabitym w Auschwitz. Potrzebowałem muzycznej ścieżki dźwiękowej i wówczas okazało się, że najlepszym materiałem będą tu hymny Eliasza II, który, obok rządzenia Kościołem w Gruzji, zajmuje się również komponowaniem. Również tym razem, co oczywiste, potrzebna była zgoda, ale autor udzielił jej chętnie i bez upominania się o honorarium.
Morał?
To, że powszechny udział w wielkanocnej liturgii, w momencie gdy koronawirus w Gruzji właśnie zaczynał się na dobre rozgaszczać, nie wpłynął na skokowy wzrost zachorowań, jest faktem. Pytanie, czy i jaki wyciągnąć z tego morał, nie należy do łatwych. Nie byłoby właściwą reakcją proste stwierdzenie, że mylili się wszyscy ci, którzy narzucili swoim obywatelom drastyczne ograniczenia, także na polu religii. Pandemia jest dla ludzkości doświadczeniem nowym, a rządy, siłą rzeczy, działają tu nieco po omacku. Ryzyko popełnienia strategicznego błędu – w tę czy inną stronę – jest tutaj nie do uniknięcia.
Jednak równie źle by było, aby w imię fałszywie pojętego dobra informacje o gruzińskim przypadku wyciszać. Koronawirus to poważne wyzwanie i w skutecznej walce z nim potrzebne są pełne, rzetelne oraz jawne informacje. Finalna diagnoza dopiero przed nami.
Można też uznawać przypadek Gruzji za dowód szczególnej łaski Opatrzności. Jednak jeżeli taki właśnie morał wyciągniemy z tej historii, pamiętajmy o słowach Jezusa, zanotowanych przez ewangelistę Mateusza: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”.