Logo Przewdonik Katolicki

Nie uciekniesz

fot. WWW.RAVAGNANGALLERY.COM

Wybrakowane rzeźby Brunona Catalano każą się zastanowić nad wykorzenieniem, nad pustką i cierpieniem. Pustkę można zapełnić, od pustki można uciec. Ale czy na pewno?

Może ktoś był w ciągu ostatnich kilku miesięcy w Wenecji? Zanim została zalana listopadową powodzią, która zdarza się raz na kilkadziesiąt lat? Bo zwiedzając różne miejsca, można było natknąć się na postacie nie tyle wydrążone, ile pozbawione części ciała, ale z torbą podróżną w ręku, ze wzrokiem nieobecnym, skierowanym przed siebie, gdzieś za horyzont. Rzeźbiarz Bruno Catalano postawił swoich Podróżników z brązu w kilku miejscach w Wenecji, m.in. w kościele San Gallo i w XVII-wiecznym Teatro Goldoni oraz w przestrzeni miasta. Niby w drodze, ale zamarli, no i pozbawieni wnętrza, tak jakby ktoś im to wnętrze wydarł. W Wenecji zamieszkali na chwilę. Można ich spotkać także w Marsylii, gdzie Catalano mieszka, i w paru innych miejscach na świecie. Na pierwszy rzut oka wydają się sztuczni, zbyt dosłowni, kiczowaci. Ale w dzisiejszych czasach może taka dosłowność właśnie ma szansę przemówić? Catalano nie tworzy sztuki elitarnej, jego postaci z brązu wciąż opowiadają tę samą historię, może nawet w sposób zbyt naiwny i zbyt malowniczy, co ma jednak swoje dobre strony. Po pierwszym zaciekawieniu i zaskoczeniu niosą przecież jakieś przesłanie. Nie dość, że dzisiaj bardzo aktualne, to jeszcze uniwersalne. To przesłanie dotyczy lęku przed wykorzenieniem. Być może turyści wykorzenienia nie muszą się obawiać, ale już emigranci, współcześni nomadowie, owszem. Przesłanie dotyczy też lęku przed pustką w życiu, którą każdy z nas czymś intensywnie zapełnia, byle tylko do niej się nie przyznać, byle jej nie zobaczyć. Ten lęk nie jest obcy turystom – podróżowanie to przecież również forma ucieczki, nie jest obcy w ogóle nikomu. Bo przecież nie chodzi tylko o korzenie kulturowe.
 
Moja dziura w sercu
Bruno Catalano doskonale wie, co chce przekazać, bo sięga do własnego doświadczenia. To historia zbuntowanego młodzieńca poszukującego tożsamości, który w sztuce odnalazł siebie i źródło swoich lęków. Pochodzi z rodziny sycylijskiej, urodził się i spędził pierwsze lata dzieciństwa w Maroku, a potem rodzice i on, nastolatek, musieli przenieść się do Marsylii. Kim więc jest? Włochem? Sycylijczykiem? Marokańczykiem? Francuzem? Kultywuje lata dzieciństwa w słonecznym i barwnym Khouribga, miasteczku w środkowym Maroku; wycieczki do Casablanki, dom, w którym było mnóstwo sztuki i muzyki. I nagle, kiedy ma 10 lat, patrzy na swój świat, który się oddala i oddala, z wypełnionej obcymi ludźmi łodzi. Może statku. Na środku Morza Śródziemnego ogarnia go smutek. Dziesięciolatek nie rozumie jeszcze świata dorosłych. Nie przemawiają do niego argumenty racjonalne. On w Khouribga zostawia swoje serce: łóżko, ściany pokoju, kurz na podwórku i przyjaciół, z którymi codziennie kopał piłkę. W Marsylii jest przybyszem, jest obcym, kimś gorszym. Nieważne, że mówi po francusku, jest przecież przybyszem z Afryki Północnej, nigdy nie będzie „swój”. To piętno, wyobcowanie i wykluczenie sprawią, że jego kolejne wybory naznaczone będą poczuciem nieprzynależenia i odrzucenia. Jako 18-latek więc zaciągnie się na statek i wypłynie, i tak przez kolejne lata będzie wyglądało jego życie. Bez domu, ciągle w drodze, ze wzrokiem utkwionym za horyzont, w ucieczce lub w poszukiwaniu. I wtedy spotkał młodego rzeźbiarza, który podzielił się z nim swoją pasją. Tak Catalano zaczyna poznawać sztukę i widzieć w sztuce możliwość wypowiedzenia swoich największych lęków. Jest właściwie samoukiem. Wprawdzie uczęszczał na kursy rysunku i rzeźby, ale szybko je porzucał, przyzwyczajony raczej do ciągłych zmian. Podpatrywał innych, na przykład włoskiego rzeźbiarza figuratywnego Brunona Lucchesiego czy Giacomettiego, sięgał też dalej, do Rodina. Wynajął studio i dużo pracował. Powoli niewielkie ludzkie figurki z brązu z walizkami w ręce zaczynają mieć w sobie charakterystyczny rys, który sprawia, że jako artysta staje się rozpoznawalny. Pewnego razu wracając z odlewni do pracowni, zauważa wadę w jednej ze swoich figurek. Na wysokości żołądka zionie dziura, tułów za chwilę rozpadnie się na części. Takie przynajmniej odnosi się wrażenie. To postać wybrakowana. Catalano opowiada, że obracając figurkę w rękach, w prawo i w lewo, zastanawiał się, co robić. Zakleić tę dziurę? Zlikwidować ją? A może powiększyć? Takie przypadkowe zdarzenia często otwierają w człowieku nowe przestrzenie lub może otwierają te, które były dotąd szczelnie zamknięte. Catalano zaczął wtedy reflektować nad swoim życiem. Na przykład: zakleję tę dziurę, ale czym? A potem: co jest moją dziurą? Czym ją zaklejam? To wydarzenie ujawniło rany w mojej duszy – mówi Catalano. I postanawia ich nie zaklejać byle czym, ale powiększać, wystawić je na widok publiczny. Bo przecież nie jest sam, dziury zioną w każdym i każdy usiłuje je czymś tam zakleić. Głośnym śmiechem, alkoholem, zabawą, pracą, sportem, marzeniami.
 
Walizki ze wspomnieniami
„Podróżnicy” zmienili życie Catalano. Od kiedy w 2005 r. zainteresowała się nimi jedna z ważniejszych paryskich galerii, zamówienia przychodzą z całego świata. Podróżnicy rosną – to już nie tylko małe figurki, które można postawić na kominku jako metaforę życia w drodze, ale postaci o wielkości naturalnej, przechodnie, jedni z nas. No i wszyscy niosą walizki, plecaki, torby podróżne. „Sam z Maroka przyniosłem walizki pełne wspomnień” – mówi artysta, interpretując ten ważny element. W walizkach są obrazy, emocje, doświadczenia. Oto korzenie, które można ze sobą zabrać wszędzie. „Można” to niewłaściwe słowo, bo przecież człowiek nie ma wyboru, ta walizka będzie z nim wędrowała gdziekolwiek nie pójdzie, choćby nawet sobie tego nie życzył. Nosimy ją często wbrew woli. To nasz bagaż, którego nigdy nie uda nam się odrzucić. Nie jest lekki. „Walizka ze wspomnieniami” brzmi przyjemnie, sentymentalnie, kojarzy się z ciepłym kocem, kubkiem herbaty i poczuciem bezpieczeństwa. Tymczasem jest w niej także ból, łzy, cierpienie i strach. Podróżnicy Catalano idą więc przez życie, niosąc ze sobą emocjonalny ciężar, który sprawia, że cierpią, wszędzie tam, dokąd dotrą. Choćby miejsce docelowe było spełnieniem marzeń. Catalano zna to uczucie doskonale. Jego wieloletnie doświadczenie pracy marynarza było taką ucieczką, ale gdziekolwiek się znalazł, zabierał ze sobą ową pustkę. Wypełniały ją tylko nowe okoliczności: nowe marzenia, nowe możliwości, nowi ludzie. Kiedy stawia Podróżników w przestrzeni, w miejscu ich tułowia jest dziura, a zamiast serca i wnętrzności widać scenerię otoczenia. Ta zagubiona cząstka zostaje wypełniona teraźniejszością. Czy to wystarczy? Czy udźwignie ciężar walizki? Przecież wygląda na to, że nie! Nie daje żadnej stabilności. No bo tej stabilności dającej szczęście musimy szukać sami, bazując na wnętrzu własnej walizki.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki