To nie pierwsza podobna akcja. Ona powtarza się w kilkutygodniowych odstępach, od czasu emisji wiadomego filmu. I będzie się powtarzać nadal. Za pierwszym razem buciki zawisły na ogrodzeniu rezydencji pewnego biskupa, który osobiście nie miał sobie nic do zarzucenia. W swojej diecezji zawsze reagował zdecydowanie na wiadomości o seksualnych nadużyciach jego odzianych w sutanny podwładnych. I teraz zareagował gniewem: dlaczego akurat ja? Ale potem przyszła refleksja. Przecież w Kościele wszyscy odpowiadamy za grzechy poszczególnych bliźnich. I to od bicia się w swoje, niczyje inne piersi winniśmy zacząć akcję szczerej pokuty. „Moja wina”, nie „nasza” albo tym bardziej „wasza” – powtarzamy co tydzień w akcie pokuty. To chyba coś znaczy. Buciki pozostały na biskupim płocie.
Tak było za pierwszym razem. Ale skrucha, ten delikatny proces, w którym porównywalny udział biorą ludzka duchowość i ludzka psychika, ma swoje prawa. Chociażby to, że nie da się jej na siłę wymusić. Gdy na ekranie telewizora oglądam twarze uczestników kolejnego wydania happeningu, wykrzywione gniewem na parafian, próbujących nie dopuścić ich do płotu, czuję, że gdybym tam był, stanąłbym po stronie tych drugich. Bo niezależnie od dobrej, czy też złej woli inicjatorów całej akcji, odtąd każda jej replika przynosić będzie więcej złego niż dobrego. Obie strony będą się tylko umacniać w swojej zaciętości, a akcja pokuty stanie się – właściwie już się stała – zwykłą akcją przedwyborczą. Róż niewinności, którym emanuje para bucików, przemawia do ludzkich serc tylko wtedy, gdy sam jego widok pali sumienie. Gdy dodamy do tego zaciśniętą w pięść ludzką dłoń – znika wymowa całego znaku.
Co myślą ludzie wieszający na kościelnych płotach powiązane sznurowadłami pary różowych bucików? Zapewne zadają sobie pytanie, dlaczego człowiek w sutannie, do którego czują gniew, popełnił czyn pedofilski. I tu wiele zależy od odpowiedzi, jakiej sami sobie udzielają.
Bo ksiądz? Tym, którzy chcieliby odpowiedzieć prostym „tak”, radziłbym się zastanowić. Księża nie są tacy, jak wmawia nam antychrześcijańska propaganda. To jednak grupa specyficzna, narażona na szczególne wyzwania i działanie złego ducha.
Bo katolik? Zdecydowanie „nie”. Jeśli z taką intencją chodzisz, siostro lub bracie, pod kościelny płot – znaczy to, że jesteś zwykłym szowinistą. I trzeba ci dawać odpór, nic więcej.
Bo człowiek? Tu odpowiedź brzmi „tak”. Im więcej ludzi, i to po obu stronach barykady, tę prawdę zrozumie, tym lepiej dla całej sprawy. Bo nikt szczerze nie uderzy się w piersi, gdy inni wytykają go palcami. A chyba o szczerość chodzi nam wszystkim najbardziej.