Nie rozumiem, jak można lekceważyć dane naukowe mówiące o katastrofalnym już w tej chwili stanie naszej planety. A już naprawdę nie mieści mi się w głowie, że alarmistyczny głos papieża, który w związku z synodem dla Amazonii przestrzegł, że kryzys zagraża już po prostu całemu globowi, z pewnym trudem przebija się wśród katolików. Polityczna zapiekłość (no bo cóż by innego?), z góry klasyfikująca przestrogi ekologów jako lewackie rojenia, osłabia, i tak nikłe, poczucie indywidualnej odpowiedzialności za to, co wokół nas.
Ale nie mniej irytuje mnie próba przerzucania odpowiedzialności za zniszczony ekosystem na zwykłych Kowalskich. Jeśli namawia się nas (i słusznie), byśmy nie korzystali z nieekologicznych torebek, słomek i butelek, to dlaczego jeszcze głośniej nie apeluje się do globalnych producentów napojów, którzy każdego dnia wprowadzają na rynek miliony plastikowych opakowań? O nich jakoś się nie mówi, natomiast o tym, jak wiele w dziedzinie ekologii zależy ode mnie, słyszę niemal codziennie. Oczywiście suma indywidualnych decyzji wpływa na stan środowiska – to jasne. Ale cóż możemy my, pojedynczy konsumenci, wobec miliarderów zanieczyszczających planetę w apokaliptycznym tempie, z pełną w dodatku świadomością, że to może skończyć się apokalipsą właśnie. Ale co tam: zaróbmy jeszcze więcej, po nas choćby potop.
O tym, że w rozumieniu odpowiedzialności za świat panuje dziś jakieś potworne pomieszanie pojęć, myślę też zawsze, ilekroć otrzymuję list, ulotkę czy mejla z prośbą o wpłatę na dzieci zagrożone głodową śmiercią, choćby jak ostatnio, w Sudanie Południowym czy Jemenie.
Z jednej strony jest więc poczucie odpowiedzialności różnych organizacji międzynarodowych czy krajowych, starających się poruszyć serca i umysły zwykłych ludzi, których proszą o wsparcie; a z drugiej – kompletna obojętność i poczucie bezkarności ze strony faktycznych sprawców tych różnych bied dotykających setek milionów ludzi. Trudno mi po prostu pogodzić się z myślą, że w tym samym czasie, gdy ktoś poruszony wiadomością, że od niego zależy przeżycie dziecka w Jemenie (czy gdziekolwiek indziej), ofiarowuje mu część swoich ciężko zarobionych pieniędzy, na wioskę, w której to dziecko żyje, spadają bomby wojsk któregoś ze światowych graczy, realizujących w ten sposób jakiś swój polityczno-ekonomiczny biznes.
Każdy z nas odpowiada za tę maleńką cząstkę świata, którą ma wokół siebie. Ale odpowiedzialność nie jest rozłożona po równo. Największą ponoszą polityczni i ekonomiczni giganci. A jak na razie wielu z nich tuczy się na złu, które świadomie pomnaża.