Logo Przewdonik Katolicki

Zranieni w Kościele

Z Marią Bremer, członkinią grupy Inicjatywnej Zranieni w Kościele, rozmawia Weronika Frąckiewicz

Papież Franciszek mówi, że jako lud Boży jesteśmy wezwani, by wziąć na siebie ból naszych braci zranionych na ciele i duszy. Zranieni w Kościele jest inicjatywą, która odpowiada na to wezwanie. Tym razem podjęli je świeccy.
– Grupa inicjatywna Zranieni w Kościele powstała w środowisku Laboratorium Więzi, warszawskiego KiK-u i Fundacji Pomocy Psychologicznej Pracownia Dialogu. Zaczęliśmy szukać sposobu, który pozwoliłbym nam, właśnie jako osobom świeckim, aktywnie zareagować w sprawie pedofilii. Nie chcieliśmy siedzieć i ubolewać nad trudną sytuacją w Kościele, na którym nam zresztą wszystkim bardzo zależy. Centrum Ochrony Dziecka oraz Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę podzieliły się z nami swoją wiedzą i doświadczeniem. Powstał telefon, który świetnie wypełnia lukę istniejącą w naszej rzeczywistości. Wiele osób zranionych wstrzymuje bowiem zgłoszenie sprawy do kurii, właśnie dlatego, że tam pracują księża. Na naszych dyżurach to zazwyczaj kobieta, psychoterapeutka odbiera telefony. Takie było nasze założenie – aby osoby zranione mogły porozmawiać w zaufaniu. Wiele osób dzwoniąc do na,s upewnia się, że nie działamy przeciwko Kościołowi. Pytają, czy jesteśmy osadzeni w Kościele, bo nie chcą w niego uderzać. Dostają od nas zapewnienie, że ta inicjatywa nie została podjęta, aby Kościół atakować. Działamy dla Kościoła, a nie przeciwko niemu.
 
Czy dziś, po trzech miesiącach od czasu, gdy powstał wasz telefon, można powiedzieć, że spełnia swoje zadanie?
– Podczas dotychczasowych jedenastu dyżurów zadzwoniły do nas 42 osoby. Z tej liczby tylko sześć przypadków nie dotyczyło molestowania seksualnego. Sporo telefonów odebraliśmy na początku, w związku z uruchomieniem naszej inicjatywy. Podczas Wielkanocy ich liczba spadła, by znów wzrosnąć po emisji filmu Tylko nie mów nikomu. Zazwyczaj dzwoni od trzech do dziewięciu osób podczas jednego dyżuru. Ludzie dzwonią przeważnie po to, aby pierwszy raz komuś o tym opowiedzieć. Zdarzają się też sprawy, które już wcześniej były zgłoszone, ale nie podjęto żadnych kroków w celu ich wyjaśnienia. Teraz te osoby dzwonią, bo liczą, że sprawy pójdą do przodu w związku z nowymi przepisami i sprzyjającym społecznym klimatem. Ostatnio zadzwoniła jedna osoba tylko po to, żeby usłyszeć od nas słowa wsparcia: „Ja po prostu chcę się umocnić w tym, że mam to zgłosić do kurii”, powiedziała. Dzwonią też ludzie, których molestowanie bezpośrednio nie dotyczyło, ale np. krzywda spotkała kogoś im bliskiego. Odbieramy też telefony od osób, które nie chcą niczego dochodzić, mówią, że już sobie poradziły. Martwią się tylko, że gdzieś indziej, ktoś inny mógłby być wykorzystany.
 
Czy padają konkretne nazwiska, diecezje, parafie?
– Czasami padają nazwiska księży. Są osoby, które nie podają ani swojego nazwiska, ani duchownego. Nie wyjawiają też żadnych okoliczności, w których doszło do wykorzystania. Nasi rozmówcy są przeważnie w dużych emocjach, płaczą, mówią, że jest im bardzo trudno. Jedna z tych osób kilkakrotnie już dzwoniła i nigdy nie podała żadnych szczegółów. Ale są też osoby, które podają własne dane, dane księdza i są gotowe, żeby coś z tym robić. My nie dajemy „dobrych rad”, przedstawiamy konkretne możliwości działania. Czasami proponujemy kontakt z psychoterapeutą, zwłaszcza jeśli ktoś nie jest gotów do podjęcia innych działań. Podczas psychoterapii jest czas, żeby się oswoić z tematem. Proponujemy także kontakt z prawnikiem, jeśli ktoś potrzebuje takiej pomocy. Wiemy, że jedna trzecia spraw toczy się dalej na gruncie prawnym. Zdarza nam się również organizować spotkania z delegatami. Jeden z delegatów kurii diecezji innej niż warszawska, przyjechał na spotkanie, które odbyło się na neutralnym gruncie, nie w przestrzeni kościelnej czy prywatnej osoby skrzywdzonej.
 
Osobie zranionej może być trudno zadzwonić po pomoc.
– Telefon jest anonimowy. Osoba dzwoniąca może się całkowicie zachować anonimowość. Każdy z dzwoniących do nas może być pewny, że po rozmowie telefonicznej nie będzie musiał podejmować jakichkolwiek kroków. Nie wywieramy żadnej presji, to osoba do nas dzwoniąca podejmuje decyzje, co z tym dalej zrobi. Niestety często jest tak, że osoba poszkodowana czuje się bardzo winna. Podobnie jak w filmie Sekielskiego: tylko nie mów nikomu, to jest nasz sekret, taka nasza tajemnica. Dlatego czasami ofiary nie chcą krzywdzić tego konkretnego księdza, bo paradoksalnie mają poczucie, że oprócz całej krzywdy doświadczyły także dobra. Jest też dużo wstydu, wyparcia. Cały czas trzeba podkreślać, że to, co ktoś zrobił jako dziecko, nie było jego winą. Nawet jeśli ktoś tej osobie jeszcze jako dziecku albo potem w życiu dorosłym mówił, że to on lub ona prowokowała. Powtarzamy nieustannie, że zawsze jest wina dorosłego, nie dziecka. Przekroczenie granic zawsze jest po stronie dorosłego.
 
Podczas jednego tylko dyżuru wysłuchuje Pani wielu trudnych historii. Jak sobie Pani z tym radzi?
– Kiedy kończę dyżur i wychodzę bywa mi bardzo trudno. Wracam jednak do świata, w którym znam wielu dobrych księży, wiele osób świeckich zaangażowanych w życie Kościoła. Mam jednak cały czas z tyłu głowy, że to, co słyszę podczas rozmów telefonicznych, nie jest całą prawdą o Kościele. To jest jak ze złem w ogóle w świecie, ono po prostu jest w ten świat wpisane. Ja sobie radzę z nim tak: szukam i doświadczam dobra. Naturalną reakcją jest przerażenie, jakie się rodzi po wysłuchaniu historii odkrywających konkretne zło. Budzi się również większa podejrzliwość. Dobrze by jednak było, gdyby rodziła się w nas raczej czujność niż lękowa podejrzliwość. To też staramy się mówić dzieciom: nie każdy człowiek chce cię skrzywdzić, ale rzeczywiście może się zdarzyć, że ktoś będzie chciał to zrobić. Chcemy, aby wszyscy – i dorośli, i dzieci – umieli rozpoznać negatywne sygnały, które powinny ich niepokoić.
 
Bardzo trudno rozmawia się z dziećmi o tak poważnych zranieniach.
–Współpracujemy z Fundacją ,,Dajemy dzieciom siłę”. Ważna jest też informacja, że obok dorosłych – którzy dzwonią do nas, bo w dzieciństwie byli molestowani – pomocy mogą szukać u nas także dzieci i młodzież, których dotyka to aktualnie lub dotykało w niedalekiej przeszłości. Na stronie fundacji są świetne scenariusze rozmów z dziećmi na temat różnych zagrożeń. Rodzice i nauczyciele powinni rozmawiać z dziećmi. Dziecko powinno nauczyć się takiej pewności siebie, aby umiało mówić „stop” dorosłemu. Musi zdawać sobie sprawę, że ma prawo do granic, których nikt nie może przekraczać.
 
Jak można wam pomóc?
– Zachęcamy do pisania do nas z prośbą o plakat. Wysyłamy je w wersji elektronicznej albo papierowej. Nie chodzi jednak tylko o powieszenie plakatu w parafii, tym bardziej nie po cichu, aby nikt nie widział. Dobrze jest porozmawiać z proboszczem, nawet jeśli bywa tak, że wymaga to dużej odwagi. Taka rozmowa może uświadamiać miejscowym księżom, że świeccy w ich parafii dostrzegają problem. Organizujemy również zbiórkę pieniędzy na naszą inicjatywę, abyśmy mogli kontynuować ją w takiej formie, w jakiej funkcjonuje obecnie.
                                                                                                            
MARIA BREMER
Pedagog, psychoterapeutka, pełnomocnik Przymierza Rodzin do spraw Profilaktyki Przemocy Seksualnej

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki