Nazwałeś w nim siebie – przedstawiciela ludzi starszych – strażnikiem pamięci. Po dokładnym przeczytaniu twojego listu mam natomiast wrażenie, że odpowiedniejsze byłoby określenie inne – widzący! Ojcze Franciszku, jesteś widzącym! Uczysz prawdziwego patrzenia; otwierającego oczy i serce patrzenia na innych, na młodych. Jak bohater z filmu Dawca pamięci.
Uwalniasz od fałszywych zabezpieczeń…
Lubię ten film. Obraz Phillipa Noyce’a jest ciekawy, choć moi dominikańscy bracia, „znawcy kina”, starają się odebrać mi entuzjazm. Mówią, że scenariusz jest mało oryginalny. Jakby jednak historii w nim zawartej nie oceniać, perypetie Jonasa mogą być doskonałą okazją do rozmowy o emocjach. Główny bohater urodził się w świecie pozbawionym uczuć, co ma być efektem zabezpieczenia ludzi przed cierpieniem. No i faktycznie, do momentu kiedy Jonas odczuwa pierwsze silne emocje, film jest czarno-biały. Dzięki tytułowemu Dawcy, który przekazuje mu obrazy z zakazanej przeszłości, w sterylny świat wkracza nagle gniew i zazdrość. Ale też wzruszenie, a nawet zakochanie. Emocje okazują się otwierać drogę do najpiękniejszych ludzkich postaw: do poświęcenia, do przyjaźni, do miłości... Scenariusz niespodziewanie nabiera kolorów. Młody mężczyzna – przez dotyk pomarszczonych wiekiem dłoni Dawcy – odzyskiwał wiedzę o prawdziwym funkcjonowaniu świata. I chyba dlatego ten film jest świetną zapowiedzią przygody, do jakiej nas Ojcze Święty zapraszasz.
Przywracasz wzrok…
Bo i Ty, Franciszku, każesz nam posłuchać młodych, abyśmy odzyskali wzrok. Jak biblijny prorok, potrafisz dostrzec Boże działanie w świecie, tam gdzie inni widzą jedynie nieład i splot przypadkowych ludzkich historii. Podpowiadasz – jednocześnie zastrzegając, że nie jest to wyczerpująca, podręcznikowa porada – jak wyjść z impasu niezrozumienia, jaki się pogłębia między Kościołem i młodymi. Bo młodzi są nadzieją. Ta przychodzi jednak przez charakterystyczną dla ludzi młodych gwałtowność, emocjonalność i zapał. I dlatego może starszych odstręczać, zamykać. Ty jednak chcesz, abyśmy wyzbyli się skłonności do „udzielania gotowych odpowiedzi i gotowych recept, nie pozwalając na pojawienie się pytań młodzieńczych w ich nowości i zrozumienie zawartej w nich prowokacji”. Dajesz Kościołowi młodych jak soczewkę pozwalającą zobaczyć to, co jest w chrześcijaństwie prawdą, co jest jego istotą, a co nią zwyczajnie nie jest. Nawet jeśli wygląda na dojrzały owoc bardzo wartościowych tradycji, szlachetnych oczekiwań i przemyślanych reguł.
Podstawiasz lustro młodości…
Mówisz, że młodzi najpierw zadziałają jak lustro. W ich porażkach, zagubieniu i buncie my starsi możemy wyraźnie zobaczyć siebie, nasze deficyty, zaniedbania i grzechy. Bo na twarzach dzieci widać historię rodziców. Zauważasz, że „wielu młodych czuje się dzisiaj dziećmi porażki, ponieważ marzenia ich rodziców i dziadków zostały spalone na stosie niesprawiedliwości, przemocy społecznej (…) Ileż eliminacji! Jeśli młodzi ludzie dorastali w świecie popiołów, niełatwo jest im podtrzymywać ogień wielkich pragnień i planów”. Dlatego prosisz, abyśmy nie powstrzymywali łez, które jeszcze bardziej oczyszczą nasze oczy. Że te łzy pomogą nam patrzeć z jeszcze większą wrażliwością. Dzięki dociekliwości i nieustępliwości młodych możemy spojrzeć i do naszego serca, gdzie czasem z przerażeniem odkrywamy, że proste stwierdzenia: „Bóg jest miłością”, „Chrystus umarł za nasze grzechy” mogą być jedynie wyuczonymi, pobożnymi frazesami. „Młodzi święci zachęcają nas do powrotu do naszej pierwszej miłości”. Rozterki i poszukiwania młodych, poszukują świadka żywego Jezusa.
Ojcze Święty, przekonujesz, że to oni dysponują jakby podskórnym radarem, wykrywaczem autentyczności i potrafią na odległość rozpoznać smutnego niewolnika, który oskarża Boga o utratę radości życia. A jeśli młodzi wstydzą się, aby zagadnąć o powód naszej niekonsekwencji i grę pozorów, to Ty sam Franciszku zachęcasz, aby podejść i pomóc wyciągnąć z oka belkę, która zasłania horyzont: „gdy widzicie zagrożonego księdza, który utracił radość ze swej posługi lub domaga się kompensacji emocjonalnej czy obrał mylną drogę, miejcie odwagę, by mu przypomnieć o jego zobowiązaniach wobec Boga i wobec Jego ludu; wy sami głoście Ewangelię i zachęcajcie go do trwania na właściwej drodze”.
Twoje trzy wrażliwości…
Upierasz się, że kontakt z młodymi wychowuje moje, starszego, spojrzenie, aby nie przestało być wrażliwe i czułe. Dlatego powtarzasz, że „każdy młody musi być uważany za „ziemię świętą”, niosącą ziarna życia Bożego, przed którą musimy „zdjąć sandały”, by móc podejść i zgłębić Tajemnicę”. Proponujesz, aby spojrzenie starszego zawierało „trzy uzupełniające się wrażliwości”. Pierwsza wrażliwość skierowana jest na osobę. Jest „uważnym i bezinteresownym słuchaniem, które wskazuje na wartość, jaką ma dla nas druga osoba, ponad jej pomysłami i wyborami życiowymi”. Ta druga związana jest z umiejętnością rozeznawania: „Musisz mieć odwagę, czułość i delikatność, które są niezbędne, aby pomóc drugiemu rozróżnić prawdę oraz oszustwa lub wymówki”. W końcu zwracasz uwagę na „słuchanie impulsów”. Gdzie chodzi o „głębokie wsłuchiwanie się w to, dokąd ten drugi naprawdę chce iść. Prosisz, abym zwrócił uwagę moją i młodych „na ostateczną intencję, która decyduje o kształcie życia, ponieważ istnieje ktoś taki jak Jezus, który rozumie i ceni tę ostateczną intencję serca”.
To jak piszesz…
Ojcze Święty, forma Twojej wypowiedzi na początku mnie nieco zdziwiła. Rozczarowała? Początkowo uznałem, że plastyczne obrazy, wyciągane wprost z życia nie są odpowiednie dla papieskiego nauczania. Później jednak z radością odkryłem, że to nic innego, jak Jezusowa metoda przypowieści, która w swojej prostocie i czytelności najbardziej trafia do serca. Coraz bardziej imponuje mi, że nie boisz się wprost cytować innych i korzystać z ich mądrości, doskonale wiedząc, że nie będzie to ujmą dla Twojego autorytetu. Oczywiste jest, że odwołujesz się do doświadczenia świętych, powołujesz się na mądrość dokumentów Kościoła i swoich poprzedników. Ale to, że wydobywasz celne spostrzeżenia krajowych episkopatów, okołosynodalne rozmowy, opinie audytorów, a nawet nie wahasz się przywoływać mądrości ludowej, chociażby wtedy, gdy cytujesz afrykańskie przysłowie. Często używasz, już chyba charakterystycznych dla siebie, bezpośrednich zwrotów, pytań, zachęt, apostrof – jakbyś zapraszał do dialogu, a czasem do zatrzymania się na chwilę refleksji, a nawet modlitwę. Zachęcasz: „Postaraj się trwać przez chwilę w milczeniu, pozwalając sobie być przez Niego kochanym. Spróbuj uciszyć wszystkie głosy i krzyki wewnętrzne i pozostań przez chwilę w Jego objęciach miłości”.
Nie wszystko, co oferuje świat…
Uprzedzając krytykę tych, którzy młodość uznają za naiwną i prymitywną szkołę patrzenia, odzierasz ich ze złudzeń. Tłumaczysz, że Twoja zachęta to nie retoryczny chwyt i tania ideologia pozbawiona teologicznego namysłu. Jeszcze raz zapraszasz do wspólnej modlitwy: „Prośmy Pana, aby uwolnił Kościół od tych, którzy chcą go postarzyć, zakotwiczyć w przeszłości, zatrzymać, unieruchomić. Prośmy Go też, aby uwolnił go od innej pokusy: uwierzenia, że jest młody, bo godzi się na wszystko, co oferuje mu świat, wierząc, że w ten sposób się odnawia, ponieważ ukrywa swoje orędzie i wtapia się w otoczenie. Nie. Jest młody, kiedy jest sobą, gdy otrzymuje coraz to nowe siły płynące ze słowa Bożego, z Eucharystii, z obecności Chrystusa każdego dnia. Jest młody, kiedy potrafi powracać do swojego źródła”.
W końcu powołując się na swój Piotrowy autorytet, stanowczo, ale z niezwykłą delikatnością, jakbyś nie chciał nikogo przestraszyć nieco podniesionym tonem, wskazujesz na Maryję i Jezusa. Dając ich jako wzór, przypominasz, że byli młodzi – Ona – nastolatką, a On – młodym dorosłym, z pewnością przed 35. rokiem życia. Zapraszasz do zaprzyjaźnienia się z Jezusem, który jako młody człowiek odkrywał swoją tożsamość w relacji do Boga-Ojca i w kręgu najbliższych: Maryi i Józefa. Nie stronił też o rówieśników i nie uciekał od ludzi, czego doskonałym przykładem może być Łukaszowa opowieść o zamieszaniu powstałym podczas powrotu z pielgrzymki do Jerozolimy. Dlatego zwracasz uwagę, że „nie można tworzyć projektów, które izolują młodych od rodziny i świata, czy też zamieniają ich w wybraną mniejszość i chronią przed wszelkim zakażeniem”.
Abba znaczy ojciec…
Tłumaczysz, że kluczowa jest żywa relacja z Jezusem, która może być niestety przygłuszona przez nasz prozelityzm pozbawiony miłości. Dlatego apelujesz, abyśmy uspokoili „chęć przekazywania wielkiej ilości treści doktrynalnych, a starali się przede wszystkim pobudzić i zakorzenić wspaniałe doświadczenia, które podtrzymują życie chrześcijańskie”. A tym, którzy by chcieli Cię oskarżyć o lekceważenie doktryny Kościoła i promowanie jedynie własnej osoby przez chwytliwe hasła duszpasterskie, wytrącasz argumenty z rąk, kiedy jednoznacznie stwierdzasz, że „niezależnie od przemian historycznych i wrażliwości ludzi młodych, istnieją dary Boga, które są zawsze aktualne, zawierające moc przekraczającą wszystkie epoki i wszystkie okoliczności: słowo Pana zawsze żywe i skuteczne, obecność Chrystusa w Eucharystii, która nas karmi, oraz sakrament przebaczenia, który nas wyzwala i umacnia”.
Wydajesz się podobny do abby, doświadczonego w sprawach duchowych ojca pustyni, który już niejednego swego ucznia doprowadził do życia w łasce, kiedy wypowiadasz podsumowującą przestrogę: „poważnym błędem byłoby myślenie, że w duszpasterstwie młodzieżowym rezygnuje się z kerygmy na rzecz formacji, która miałaby być bardziej «solidna». Nie ma nic bardziej solidnego, bardziej głębokiego, bardziej pewnego, bardziej treściwego i bardziej mądrego niż takie orędzie. Cała formacja chrześcijańska jest przede wszystkim pogłębieniem kerygmy, która przybiera coraz większą i coraz lepszą postać. Dlatego też duszpasterstwo młodzieżowe powinno zawsze obejmować wydarzenia pomagające odnowić i pogłębić osobiste doświadczenie miłości Boga i żywego Jezusa Chrystusa”.
…
Dziękuję Ci Franciszku. Czuję się, jakbyśmy przed chwilą skończyli rozmawiać. Właśnie wyszedłeś. Siedziałeś dłuższą chwilę w moim ulubionym żółtym fotelu i odpowiadałeś na pytania i rozterki młodego duszpasterza. Cierpliwie słuchałeś, jak pytam „czy dobrze robię?”, aby później opowiedzieć o swoim własnym doświadczeniu, podzielić się sobą i zostawić z proroctwem, że „ten ciemny moment, przy bezcennej pomocy ludzi młodych, może naprawdę być szansą na reformę o znaczeniu epokowym, aby otworzyć się na nową Pięćdziesiątnicę i rozpocząć etap oczyszczania i zmiany, który dałby Kościołowi odnowioną młodość”.