Gdyby ojciec się o tym dowiedział, to zamknąłby mnie w domu”. Leila jest jedną z tysięcy osób, które mniej lub bardziej oficjalnie porzuciły islam, które nie odnajdują się w tradycyjnej religijności lub przyjęły inną religię. Choć zdjęcie hidżabu, spotykanie się z chłopakami, seks pozamałżeński są w konserwatywnych marokańskich rodzinach uznawane za hańbę, to z największymi sankcjami spotykają się jednak ci, którzy porzucają islam. Wraz z przybyciem papieża do Maroka, po raz pierwszy w historii konwertyci z islamu na chrześcijaństwo upomnieli się głośno o swoje prawa. Niestety, temat ten nie pojawił się w czasie wizyty Franciszka w Rabacie.
„Mamy około 5 tys. chrześcijan Marokańczyków. Opuścili oni islam i przyjęli chrześcijaństwo – mówi Yelins Mahtat, jeden z muzułmańskich profesorów pracujących w ekumenicznym instytucie Al-Mowafaqa w Rabacie. – Chcą być traktowani jako pełnoprawni obywatele. Nie chcą być wykluczeni z marokańskiego społeczeństwa tylko dlatego, że wyznają inne religie”.
Sytuacja prawna
Wolność religii jest teoretycznie zapisana w marokańskiej konstytucji, choć państwo ma też oficjalną religię – islam sunnicki. Oprócz tego jedynie wspólnota żydowska cieszy się od wieków przywilejami ze strony władz (król Muhammad V, dziadek obecnego władcy Maroka, odmówił wydania ludności żydowskiej francuskiemu reżimowi Vichy, który współpracował z nazistami). Prawo chroni również wolności kultu chrześcijan, którzy coraz liczniej przybywają do kraju z Afryki Subsaharyjskiej.
Niestety, prawo nie chroni wyznawców innych religii. Jeszcze do 2010 r. obowiązywała kara za porzucenie islamu,
a muzułmańska Wyższa Rada Starszych w Maroku dopiero dwa lata temu uznała, że nie należy karać śmiercią apostatów. W jednym z wywiadów dla francuskiej prasy abp Cristóbal López Romero, ordynariusz Rabatu, stwierdził: „Kościół katolicki jest zainteresowany tym, by spełniony został nakaz Koranu, który mówi, że nie ma przymusu w religii. Muszę jednak przyznać, że nadal jesteśmy daleko od tej zasady. Coś jednak zaczyna się ruszać”.
Światowe media zauważyły, że tuż przed wizytą Ojca Świętego w Rabacie nieformalna grupa marokańskich chrześcijan (CCM) wysłała do niego list, w którym jej członkowie apelowali
o poruszenie tematu apostazji i własnych praw. I o ile w wielu krajach z większością muzułmańską istnieją – od czasów starożytnych – wspólnoty chrześcijan,
o tyle konwersja muzułmanów i ich chrzest są nieakceptowalne: zarówno prawnie, jak i społecznie.
To właśnie z tego powodu zmiana prawna w Maroku mogłaby być rewolucją – przyznaje o. Zenon Duda OFM, polski misjonarz pracujący w Marrakeszu. – „To byłby pierwszy taki przypadek w kraju
z większością muzułmańską”. Powagi całej sytuacji dodaje również fakt, że Maroko jest jednym z niewielu państw, którego władca może poszczycić się pochodzeniem od proroka Muhammada (27. pokolenie) oraz tytułem władcy wierzących (arab. Amir al-Muminin). „Rząd nigdy nie wprowadziłby takich zmian prawnych – mówi o. Zenon Duda – ale dekret królewski może zmienić wszystko”.
Zakaz prozelityzmu
Obecnie największymi sankcjami prawnymi objęte są działania związane
z prozelityzmem. Prawo marokańskie nie pozwala na konwersje swoich obywateli na inne religie oraz inne nurty islamu (np. szyizm). Kodeks karny określa te działania jako „podważanie wiary muzułmanów i nawracanie ich na inną religię”. Przewiduje się za to od pół roku do trzech lat więzienia, choć w przypadku cudzoziemców kończy się najczęściej na deportacji – od 2010 r. wyrzucono z kraju co najmniej 17 obcokrajowców, przede wszystkim amerykańskich pastorów, którzy „nawracali” muzułmanów.
Co istotne, prawo dotyczące prozelityzmu pochodzi jeszcze z czasów kolonialnych. Francuski protektorat miał
w ten sposób chronić spokój społeczny (podobne prawa zostały wprowadzone na terenie wielu kolonii europejskich w Afryce i Azji). Zuhair Dukali apelował jednak do władz, aby przestały wywierać presję na oficjalne Kościoły chrześcijan w Maroku i zniechęcać je do katechizowania czy chrzczenia obywateli Maroka.
„Pamiętaj jednak, że prawo to jedna sprawa. Nam, w Maroku, już nic nie grozi – mówi Leila. – Większy problem jest
z podejściem społeczeństwa. Gdyby rodzina wiedziała, że porzuciłam islam, groziłoby mi niebezpieczeństwo”. Ojciec Zenon Duda: „W najgorszych przypadkach konwertytom, a nawet ich rodzinom, grozi śmierć. W dużych miastach jednak, jeśli takie osoby nie mówią głośno o przyjęciu chrześcijaństwa, nie muszą zrywać więzi społecznych. Gorzej, jeśli chcą mówić o swojej decyzji”.
Marokańscy chrześcijanie
Ze względu na ukryty charakter tej wspólnoty bardzo trudno jest określić liczbę chrześcijan Marokańczyków, którzy pozostali w kraju. Amerykański Departament Stanu w raporcie na temat wolności religijnej mówił o około 2–6 tys. osób. Zdecydowana większość z nich należy do wspólnot protestanckich. Mimo to CCM właśnie z okazji wizyty papieża Franciszka w Rabacie zaapelowała o podjęcie tematu marokańskich obywateli, którzy przyjęli chrzest. Arcybiskup Rabatu, bp Cristóbal López Romero, wyznał w czasie konferencji prasowej na początku marca, że nigdy ich nie spotkał. „Większość została ochrzczona za granicą, a potem wróciła
z powrotem do kraju – powiedział hierarcha. – Wiem, że czasami trudno im jest żyć w pełni ich wiarą w Maroku”.
Leila, która jest ateistką, twierdzi, że wielu jej przyjaciół żyje w taki sposób – nie mówią, że porzucili islam, nie chodzą do meczetu, nie przestrzegają postu
w miesiącu ramadan, ale starają się to robić tak, by nikt tego nie zauważył. ,,Nie mam wątpliwości, że dla chrześcijan stąd sytuacja musi być jeszcze trudniejsza” – przyznaje.
Czego chcą?
W swoim liście do papieża Franciszka przedstawiciele CCM deklarują, że są jedyną organizacją w Maroku, która broni wolności religijnej i rejestruje naruszenia praw marokańskich chrześcijan oraz przedstawicieli innych odłamów islamu: ahmadiya, szyitów czy ibadytów. Choć wiele różnych organizacji zajmuje się prawami człowieka w tym kraju, to rzeczywiście skupiają się one przede wszystkim na temacie korupcji, ubogich z wiejskich regionów czy praw kobiet. CCM udało się dotrzeć do największych europejskich i – co ważniejsze – marokańskich mediów.
„Nie ma marokańskich chrześcijan w Maroku. To kraj muzułmański. Są zagraniczni chrześcijanie i są żydowscy Marokańczycy. Od kiedy to ktoś, kto urodził się w Maroku z marokańskich rodziców, może powiedzieć, że jest chrześcijaninem?” – brzmi komentarz na jednym z marokańskich portali, który informuje o liście CCM. Wielu Marokańczyków zaprzecza możliwości, by w kraju żyli rodzimi chrześcijanie. „Mój ojciec wolałby, żebym był narkomanem niż chrześcijaninem” – twierdzi w wywiadzie Zuhair Dukali, który przyjął chrzest 18 lat temu.
CCM domaga się jednak nie tylko oficjalnego rozpoznania i uznania – chcą przede wszystkim możliwości przyjmowania sakramentów: małżeństwa, chrześcijańskiego pogrzebu, a wreszcie budynków, w których mogliby się oficjalnie spotykać. Nie chcą również, by ich dzieci musiały chodzić na lekcje islamu (obowiązkowe w Maroku) oraz by mogli im dawać chrześcijańskie imiona.
To właśnie przy okazji narodzin dziecka wychodzi na jaw fakt konwersji. „Przy narodzinach dziecka kładzie się pod poduszkę Koran. Jeśli masz chłopca, dochodzi kwestia obrzezania – mówi Leila. – Jeszcze nie wiem, jak to rozwiążę, gdy będę mieć dzieci. Ale nie będę się ukrywać, chcę wychować je bez islamu”.
Co przyniesie wizyta papieża
Presja wokół tematu rośnie, coraz więcej aktywistów upomina się o prawo do zmiany bądź porzucenia religii. Władze Maroka, jak również duża część społeczeństwa, niechętnie spoglądają na próby zmian. W czerwcu zeszłego roku marokański minister ds. praw człowieka Mustafa Ramid stwierdził, że wolność wyznania byłaby zagrożeniem dla jedności Maroka. „Obserwuję wokół siebie strach, że hordy misjonarzy sponsorowanych przez Zachód zaatakują nasze wartości” – mówi Reda, marokański chrześcijanin, cytowany przez marokańską wersję Huffington Post. Strach przejawia się choćby w tym, że przed wieloma kościołami stoi policja.
„Ale nie są tu po to, by pilnować chrześcijan – przyznaje o. Zenon Duda. – Pilnują przede wszystkim samych Marokańczyków, którzy chcą odwiedzić świątynie. Nam nic nie grozi” – tłumaczy franciszkanin. W czasie wizyty w Maroku w grudniu 2018 r. watykański sekretarz stanu, kard. Pietro Parolin nie odpowiedział na pytanie o to, czy Franciszek poruszy trudny temat marokańskich chrześcijan lub czy coś się zmieni. „Inshallah” – miał odpowiedzieć z uśmiechem w czasie prywatnego spotkania z pracującymi tu misjonarzami. Niestety, mimo nadziei wielu, temat nie pojawił się w oficjalnych wypowiedziach papieża (co nie oznacza, że nie pojawił się w kuluarach).
Również abp López Romero był zachowawczy i nie chciał niczego deklarować: „Nie jesteśmy tu po to, by zwiększać liczbę katolików – powiedział. – To wewnętrzna sprawa Maroka”. Komentując wizytę papieża, Yelins Mahtat stwierdził, że nie należy mieć dużych nadziei na zmiany z nią związane. „Ta wizyta to symbol i nikt tak naprawdę nie wie, dokąd ona nas zaprowadzi. Można nadać symbolowi dowolną interpretację, która potem może zostać wprowadzona
w życie lub nie”. Mahtat przyznał jednocześnie, że istnieje ryzyko, iż władze potraktują podróż i słowa papieża niczym pieczątkę będącą symbolem uznania dla dobrego kierunku swoich działań. „I o dalej? Co z marokańskimi chrześcijanami?” – pyta retorycznie Mahtat.
----------
Karol Wilczyński
Redaktor DEON.pl, współtwórca islamistablog.pl. Członek Rady ds. Ekumenii i Dialogu Międzyreligijnego Archidiecezji Krakowskiej. Działa we wspólnocie Hanna, towarzyszy osobom wykluczonym w Krakowie