Logo Przewdonik Katolicki

Severna Makedonija  

Jacek Borkowicz
FOT. NAKE BATEV/PAP-EPA

Tej nazwy nie było dotąd na politycznej mapie świata, chociaż państwo, które ją prawdopodobnie przybierze, cieszy się niepodległością od prawie 30 lat.

Droga do historycznego porozumienia jest utorowana – zapowiedzieli 12 czerwca premierzy Grecji i Macedonii. Ateny, które od momentu ogłoszenia niepodległości przez Macedonię (1991 r.) nie uznają w pełni tego państwa, a także blokują jego wejście do NATO i Unii Europejskiej, mają wycofać swoje weto. Kością niezgody była nazwa „Macedonia”, której Grecy nie tolerują w odniesieniu do macedońskiego państwa. Teraz ma się ono oficjalnie nazywać Macedonią Północną.
 
Przeszkoda idiotyczna, ale skuteczna
Skąd bierze się tak stanowczy protest wobec – wydawałoby się – suwerennego wyboru własnej nazwy przez niepodległego sąsiada? Otóż Grecy upierają się, że termin „Macedonia” należy wyłącznie do ich kulturowego dziedzictwa. I tak na przykład pamięć o Aleksandrze Wielkim, znanym w polskich szkołach pod imieniem Aleksandra Macedońskiego, jest częścią greckiej i niczyjej innej tożsamości. Przyjęcie nazwy „Macedonia” przez słowiańskie państwo, graniczące z Grecją od północy, potraktowano więc w Atenach jako uzurpację i zamach na grecką integralność terytorialną. I nie miało tutaj znaczenia, że w sensie geograficznym Macedonia to rozległy region, który leży na terytoriach obecnej Grecji i Bułgarii, ale w przeważającej części pokrywa się z obszarem niepodległej Macedonii. Macedończycy nie mają prawa do nazywania się Macedończykami – i już.
To sztywne stanowisko Grecji sprawiało wiele kłopotów niepodległej Macedonii, która od początków swego istnienia, tak czy inaczej, zmierzała ku integracji ze strukturami Zachodu. Jednak Grecja, jako państwo silniejsze i w dodatku trwale osadzone zarówno w UE, jak i w NATO, dyktowała tutaj warunki. Z tego też powodu Macedończycy zgodzili się na uznanie ich państwa na forum międzynarodowym pod upokarzającą nazwą FYROM (po angielsku skrót od: Była Jugosłowiańska Republika Macedonii). By udobruchać Greków, zmienili nawet własną flagę i wprowadzili zapis w konstytucji, który wyklucza jakiekolwiek pretensje terytorialne wobec sąsiadów. Nic to jednak nie dało: Grecy nadal sprzeciwiają się bezprzymiotnikowej nazwie „Macedonia” z zadziwiającą resztę świata pryncypialnością, jak gdyby chodziło tu o fundamentalny sens istnienia ich państwa.
Kompromis, jaki wypracował macedoński premier Zoran Zajew, wespół z premierem Grecji Aleksisem Tsiprasem, pozwoli wreszcie na usunięcie przeszkody, która aczkolwiek wygląda na idiotyczną, skutecznie hamowała dotąd wszelkie dobre relacje Aten ze Skopje.
 
Nie mają szczęścia do historii...
To prawda, że obecni mieszkańcy Macedonii niewiele mają wspólnego z rodakami Aleksandra Wielkiego. W większości napłynęli tu we wczesnym średniowieczu, wraz z falą słowiańskich przybyszów, osiedlając się na ziemiach zamieszkałych przez ludność greckojęzyczną. Cyryl i Metody, ewangelizując Słowian, posłużyli się mową ludzi osiadłych w okolicy macedońskich Salonik – dlatego język liturgiczny współczesnych słowiańskich Cerkwi, znany pod nazwą starocerkiewnosłowiańskiego, podobny jest do współczesnego macedońskiego. Jeszcze dziś starych ludzi w dwóch wioskach niedaleko Salonik – miasta należącego do Grecji – Cyryl i Metody zrozumieliby bez problemu.
Nazwa „Macedończycy”, w odniesieniu do słowiańskich mieszkańców Macedonii, również nie jest stara: przyjęto ją dopiero pod koniec XIX stulecia, w dobie rodzącego się ruchu narodowej tożsamości.
Słowiańscy i prawosławni Macedończycy, choć obecni tu od półtora tysiąca lat, nie mają szczęścia do historii. Pretensje do ich kraju wysuwali zarówno Bułgarzy (z którymi Macedończycy dzielą podobieństwo języka), jak i Serbowie (z którymi Macedończycy przez kilka wieków pozostawali w jedności politycznej). Od końca XIV do początków XX w. Macedonia, podobnie jak większa część Bałkanów, pozostawała pod panowaniem osmańskiej Turcji. Macedońskie powstanie, które wybuchło na kilka lat przed wybuchem I wojny światowej, skutecznie podkopało potęgę Turków w całym regionie. Pośrednio przyczyniło się też do powstania królestwa Jugosławii, w którym Macedończycy byli wszelako traktowani jako Serbowie. Nowa, komunistyczna Jugosławia (1944 r.) dała co prawda Macedończykom autonomiczną republikę i możliwość kultywowania własnego języka, ale bez pełni wolności obywatelskich.
 
...ani do współczesności
Gdy w wyniku rozpadu Federacji Jugosłowiańskiej proklamowano republikę Macedonii, mało kto wróżył jej długie istnienie. Zaledwie dwa miliony obywateli, brak tradycji państwowych, w dodatku położenie w centrum obszaru kilku naraz konfliktów etnicznych – wszystko to osłabiało perspektywę trwałości. I rzeczywiście, początki były niezwykle trudne. W kraju wybuchła wojna domowa z mniejszością albańską. O skali zagrożenia dla państwowej integralności niech zaświadczy fakt, że dziś prawie co trzeci obywatel Macedonii reprezentuje albańską narodowość. Do Albańczyków dawno tu zamieszkałych dołączyli bowiem albańscy uchodźcy z Kosowa.
Dużo migrantów z Albanii pojawiło się także w Grecji. Jednak albańscy przybysze w tym kraju to prawosławni, którzy szybko wtopili się w grecką większość. Albańczycy w Macedonii prawie wszyscy są muzułmanami, dlatego znacznie trudniej tu o integrację. Jednak mimo wszystko się udało. W 2001 r. rząd w Skopje podpisał rozejm z przedstawicielami albańskich partyzantów i odtąd, acz nie bez zgrzytów, oba narody współżyją ze sobą w pokoju.
Kolejną próbą okazał się rok 2015, kiedy to na wezwanie Angeli Merkel setki tysięcy uchodźców i migrantów z Bliskiego Wschodu oraz Afryki, w drodze do Niemiec, szturmowały macedońsko-grecką granicę. Jednak i ten egzamin młode państwo zdało pozytywnie: wygnańcy ostatecznie przeszli przez Macedonię, nie naruszając jej stabilizacji.
Pokonanie następnego progu, czyli zadawnionego konfliktu z Grecją, wydaje się już bliskie, acz wcale nie takie pewne. Po pierwsze dlatego, że po obu stronach siły nacjonalistyczne sprzeciwiają się wejściu w życie ostatnio zawartego kompromisu. Część Macedończyków nadal będzie twierdzić, że właściwą nazwą dla ich państwa jest wyłącznie bezprzymiotnikowa „Macedonia”. Tak uważa na przykład macedoński prezydent Gjorge Iwanow, który już zapowiedział, że nie zaakceptuje ugody premierów. Z kolei część Greków zawsze będzie uważać, że jakiekolwiek państwo poza Grecją, które tak czy inaczej sięga po macedońskie dziedzictwo, nie ma racji bytu. Będzie więc trudno, zważywszy, że podpisane na 17 czerwca porozumienie będą jeszcze musiały ratyfikować parlamenty w Skopje i Atenach. A Macedonia dodatkowo powinna jeszcze przeprowadzić referendum, które w wypadku akceptacji zmiany nazwy państwa skutkować będzie zmianą konstytucji.
Jest jeszcze jedno zagrożenie, a na imię mu Rosja. Nie od dziś wiadomo, że rząd Putina aktywnie sprzeciwia się macedońsko-greckiej zgodzie, widząc w niej – zresztą absolutnie słusznie – zdecydowany krok ku integracji Macedonii z Zachodem. W putinowskiej wizji Macedonia, razem z Serbią i Bośnią-Hercegowiną, pozostając poza strukturami UE i NATO, tworzyć ma bałkański pas „ziemi niczyjej”, w którym Rosja bez przeszkód umacniać będzie swoje wpływy.
Dlatego też, zanim do szkolnych atlasów trafi nazwa „Północna Macedonia”, możemy być świadkami jeszcze niejednej idiotycznej awantury o słowa.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki