Piętnaście lat temu ks. Mario Cornioli został wyświęcony na kapłana. Toskańska parafia, do której trafił, prowadziła program partnerski z Betlejem. Wtedy po raz pierwszy pojechał do Ziemi Świętej. Ku jego zaskoczeniu okazało się, że to nie tylko kościoły i wykopaliska archeologiczne. – Poznałem potomków pierwszych chrześcijan, tych, którzy żyli obok Pana Jezusa i swoim świadectwem z pokolenia na pokolenie przekazywali nam wiarę – opowiada ks. Mario.
Z ziemi włoskiej do Świętej
Niedługo później usłyszał od biskupa, żeby już nie wracał, ale został misjonarzem na ziemi Chrystusa i zaangażował się w Łacińskim Patriarchacie Jerozolimy. – To było moje przeznaczenie, bo urodziłem się w miasteczku Sansepolcro, co tłumaczy się: Grób Chrystusa. Jak więc mógłbym pracować gdzie indziej? To sprawka Bożej opatrzności – mówi z uśmiechem i dopowiada: – Duch Święty poprowadził mnie do Jerozolimy do chrześcijan, którzy tam żyją. To szczególna misja, bo oni jako Arabowie są mostem między Wschodem i Zachodem. Jeśli ich zabraknie, ten most, który jest szansą na porozumienie, zostanie zburzony. Każdy z nas jest więc odpowiedzialny za chrześcijan w Ziemi Świętej.
Pewnego razu do ks. Mario przyszedł Assad (po arabsku „lew”) – potężny Palestyńczyk z wąsami i twarzą jak terrorysta. Rzucił mu się na szyję, wyściskał i zaczął płakać – a płacz to dla Arabów wstyd i hańba. Powiedział też tak: „Bardzo cię proszę, Abuna Mario [abuna po arabsku oznacza „ojciec” – przyp. red.], gdy wrócisz do Włoch, opowiedz swoim przyjaciołom o naszym cierpieniu”. – Obiecałem mu, że będę opowiadał nie tylko Włochom, ale całemu światu. Także wam, Polakom. Bo usłyszałem krzyk ich cierpienia i bólu – mówi misjonarz.
Muzułmańskie dziecko Boże
Sytuacja chrześcijan w Ziemi Świętej jest daleka od normalności. Często są marginesem na marginesie, bo liczbowo stanowią niewielką część społeczeństwa, ale to właśnie ta niewielka część doświadcza zwykle bezrobocia i biedy. Mimo to Abuna Mario pomaga nie tylko wyznawcom Chrystusa. Gdy z powodu wojny cierpią zwykli ludzie, nie ma znaczenia, jakiego są wyznania. – W ostatnich latach zbudowaliśmy wiele mostów braterstwa i dialogu, także z wyznawcami judaizmu i muzułmanami, z którymi się zaprzyjaźniliśmy – opowiada misjonarz. Przykładem są chrześcijańskie szkoły, najlepsze w Palestynie. – W Gazie, gdzie do trzech naszych szkół uczęszcza ponad trzy tysiące uczniów, muzułmanie stanowią 95 proc. z nich, ponieważ chrześcijanie to około 1200 osób spośród prawie dwumilionowej ludności! – wylicza Włoch. W rodzinnym domu dla niepełnosprawnych Hogar Nino Dios w Betlejem przebywa obecnie 29 dzieci i nastolatków, a większość z nich to muzułmanie. Ks. Mario: – Kiedy trzeba pomóc i uratować dziecko, nie sposób patrzeć na to, czy jest ono chrześcijaninem, muzułmaninem czy żydem. Jest dzieckiem Bożym, które potrzebuje pomocy i miłości.
Z domem dla niepełnosprawnych dzieci wiąże się ciekawa historia, bo właśnie tam ks. Mario spotkał Jezusa Chrystusa. W 2005 r. wyremontowany dziś Hogar Nino Dios był starą, walącą się chałupą. – Zadzwoniłem. Drzwi otworzył mi Jezus, a potem przedstawił Chrystusa. Okazało się, że w domu posługują dwie siostry ze Zgromadzenia Rodziny Wcielonego Słowa. Jedna miała na imię Jezus, a druga Chrystus – śmieje się misjonarz, który wspiera inicjatywy w różnych zakątkach Ziemi Świętej. Szczególnie bliska jest mu Jordania, do której przeprowadził się z Izraela dwa lata temu.
W gościnnej Jordanii
Jordania to prawdopodobnie najbardziej gościnne państwo świata. W 1948 r. podczas wojny domowej w Palestynie, będącej wówczas pod mandatem brytyjskim, nie zamknęła drzwi przed żadnym Palestyńczykiem. W 2003 r. do Jordanii przybyli Irakijczycy, w 2011 r. Syryjczycy, a trzy lata później znowu Irakijczycy, wygnani przez ISIS. Jordania przyjęła też wielu uchodźców z Somalii i Sudanu.
Ks. Mario Cornioli: – To długa historia gościnności kraju z małymi zasobami naturalnymi, ale z ogromnymi zasobami ludzkimi. Gościnne serca Jordańczyków, chrześcijan i muzułmanów, pozwoliły temu krajowi osiągnąć zadziwiające liczby. Wystarczy pomyśleć, że do dzisiaj mieszka tam około trzech milionów uchodźców na około dziewięć milionów mieszkańców. To tak jakby u was, w Polsce na 39 mln mieszkańców przypadało 13 mln uchodźców! Dlatego Jordania, wraz z Libanem, powinny być podziwiane i wspomagane, ponieważ dźwigają na swoich barkach dramat uchodźców zmuszonych do opuszczenia swoich ziem.
Ks. Mario posługuje wśród irakijskich uchodźców, m.in. wygnanych z Mosulu i z wiosek z równiny Niniwa. – Bardzo trudno jest znaleźć słowa, aby pocieszać i towarzyszyć tym, którzy stracili wszystko. Myślę, że jedynym sposobem jest stanięcie obok takiego człowieka w ciszy, aby odczuł ciepło Bożej miłości. Ta obecność może mu powiedzieć, że Bóg go nie opuścił i że mimo wszystko może zacząć nowe życie – zauważa.
Ornat ze skrawków dla Franciszka
Bardzo konkretną szansą na nowy start jest oryginalny projekt ks. Mario. Aby pomóc młodym Irakijkom, które znalazły w Jordanii schronienie przed bombami, ale nadal nie miały perspektyw, zaprosił do współpracy zaprzyjaźnione projektantki mody i u sióstr salezjanek w Ammanie zorganizował profesjonalny kurs zawodu. – Półtora roku temu przyjechało kilka moich przyjaciółek z Włoch. Uczyły dziewczęta sztuki szycia. Otworzyliśmy małe atelier mody „RAFEDÌN – Made by Iraqi Girls”, które dzisiaj zatrudnia piętnaście dziewczyn z Iraku. Dziewczyny projektują i szyją sukienki oraz inne kreacje ze wspaniałych, kolorowych, orientalnych tkanin, skrojonych według zachodnich gustów – mówi misjonarz. Sukienki, bluzki, chusty i serwety od Iraqi Girls dały się poznać we Włoszech – są sprzedawane w tamtejszych butikach, ale również w innych zakątkach świata, również w Watykanie. W maju zeszłego roku dziewczyny uszyły przepiękny ornat dla Franciszka i przekazały go papieżowi przez Nuncjaturę Apostolską, dołączając do niego poruszający list. „Miłosierdzie Pana jest wielkie: dostałyśmy bowiem okazję, by podjąć pracę w projekcie RAFEDÌN (…) Inicjatywa przyniosła nam dużo radości i podbudowała nas duchowo oraz materialnie. Ludzie, którzy pomagają nam z bliska, dają nam odczuć, że nadal jesteśmy potrzebne sobie samym i społeczeństwu” – napisały. I dalej: „Uszyłyśmy ten ornat z odrzuconych skrawków materiałów pozostałych po naszej pracy. Te skrawki są tak jak my – odrzucone przez złych ludzi, którzy wyrzucili nas z naszej ziemi. Ale nawet odrzucone skrawki mogą urodzić coś dobrego i pożytecznego, na chwałę Pana”.
Korzystałam z materiałów Krajowego Biura Organizacyjnego ŚDM