Logo Przewdonik Katolicki

Procesja obywatelska

Jacek Borkowicz
FOT. ROBERT WOŹNIAK. Misterium Męki Pańskiej, na poznańskiej Cytadeli 8 kwietnia 2017 r.

Misteria, procesje i świąteczne pochody należą do specyfiki ostatnich lat na ulicach polskich miast i miasteczek. Większość wznowionych lub zainicjowanych widowisk religijnych to inicjatywa zdecydowanie oddolna.

Wieczorną porą oświetlony pochodniami tłum aż faluje od emocji. Gdy kilkaset osób naraz  krzyczy „Hosanna!”, z entuzjazmem machając palmami w kierunku kroczącej przez środek zgromadzenia samotnej sylwetki długowłosego mężczyzny, albo też – wskazując nań rękoma – wściekle woła „Ukrzyżuj!”, nie można być obojętnym. Ta gra wciąga, niezależnie od tego, czy jesteś aktorem czy też widzem. Prawdopodobnie i sami aktorzy nie myślą w tym momencie o graniu. Wszyscy obecni czują, że w tym czasie i w tym miejscu, nie przestając być sobą, doznają dziwnej przemiany. Jesteśmy na stokach poznańskiej Cytadeli, która niepostrzeżenie stała się Golgotą. Jest miesiąc nisan, wokół piętrzą się mury Jerozolimy.
Misterium Męki Pańskiej, które od 1998 r. odbywa się corocznie w Poznaniu to podobno największe widowisko pasyjne na świecie. Trzystu aktorów, trzystu chórzystów, trzystu harcerzy z pochodniami oraz sto tysięcy widzów tworzą razem pewną całość. Widowisko jest bezpłatne, przyjść może każdy, ale czoło pochodu zmierzających ku Cytadeli widzów zawsze stanowią wierni z pobliskiego kościoła salezjanów. Przychodzą tutaj prosto z Mszy św. To, co święte, wylewa się na świat z murów świątyni, ogarniając to, co powszednie. Na tym polega misterium, gra wywodząca się jeszcze ze średniowiecza, której korzenie sięgają autentycznych wydarzeń na jerozolimskiej Kalwarii.
W wigilię Wielkiego Tygodnia podobne widowiska odbywają się także w innych miejscach. Na przedstawienie Męki Pańskiej w Fordonie przychodzą tysiące ludzi z Bydgoszczy. Dramat męczeństwa Jezusa podkreśla realność miejsca zwanego przez bydgoszczan Doliną Śmierci. Tutaj jesienią 1939 r. hitlerowcy rozstrzeliwali mieszkańców miasta i okolic.
 
Dzieło ludu
Misteria, procesje, świąteczne pochody należą już do specyfiki ostatnich lat na ulicach polskich miast i miasteczek. Styczniowy Orszak Trzech Króli, chyba najbardziej oryginalne z tych widowisk, maszeruje dzisiaj w dwustu miejscowościach całego kraju, począwszy od stolicy, skończywszy zaś na małych ośrodkach gminnych. Ich liczba rośnie w lawinowym tempie, a przecież historia orszaku jest całkiem świeża: pierwszy odbył się w Warszawie w 2009 r.
Ten wybuch publicznie ujawnianej wiary umożliwiło odzyskanie niepodległości w 1989 r. Wcześniej komunistom udało się wygonić katolików, zgodnie z polską tradycją świętujących dotąd na ulicach i placach, za mury przykościelnych cmentarzy. Ostały się tylko nieliczne widowiska, takie jak Misterium Męki Pańskiej w Kalwarii Zebrzydowskiej, oraz procesje Bożego Ciała. Te ostatnie jednak tolerowano jedynie w mniejszych miejscowościach. W dużych miastach publiczne przejście z Hostią było nie do pomyślenia.
Większość wznowionych lub zainicjowanych widowisk religijnych to inicjatywa zdecydowanie oddolna. Pomysł poznańskich misteriów zrodził się w głowie Artura Piotrowskiego, filmowca związanego z miejscowym duszpasterstwem salezjanów. Bydgoska Męka Pańska powstała z pracy młodzieży z duszpasterstw oraz wolontariuszy. Warszawski Orszak Trzech Króli rozwinął się z jasełek organizowanych w szkole Stowarzyszenia Sternik. Podobne im inicjatywy angażują dziś miliony uczestników. W Polsce, gdzie rzekomo trudno jest zachęcić ludzi do pracy społecznej, mamy więc do czynienia z autentycznym dziełem ludu (przypomnę, że „dzieło ludu” jest dosłownym znaczeniem greckiego terminu „liturgia”).

W sercu miasta
Z kolei wrocławskie procesje z relikwiami św. Stanisława i św. Doroty wznowił abp Henryk Gulbinowicz. Idea narodziła się po tym, jak w 1997 r. wielki wylew Odry zalał miasto, zagrażając też tysiącletniej katedrze. W starej diecezjalnej kronice biskup odnalazł wtedy zapis, mówiący o kulcie św. Stanisława, czczonego przez wrocławian jako patrona od powodzi. Średniowieczne procesje zanikły wraz z rozwojem reformacji. Dlaczego by do nich nie wrócić? Od 1999 r. w każdą trzecią niedzielę września z gotyckiego kościoła św. Elżbiety wyrusza więc, jak przed wiekami, procesja pokutna, której trasa wiedzie m.in. przez Rynek Główny i plac Solny. Są to miejsca położone w samym centrum wielkiego miasta. W niedzielne popołudnie w widowisku mają okazję uczestniczyć, lub chociaż biernie je oglądać, tysiące osób.
Podobne teatrum dzieje się od niedawna w Warszawie. Od 2015 r. w każdą drugą niedzielę maja pod kolumną Zygmunta i wieżą zegarową Zamku Królewskiego przeciąga procesja z figurą Matki Bożej Łaskawej, patronki stolicy i strażniczki Polski. Jej kult w Warszawie również ma stare korzenie. Wizerunek Matki Bożej Łaskawej poświęcił w 1651 r. nuncjusz Jan de Torres: było to pierwsze w Polsce papieskie poświęcenie obrazu z Matką Bożą w koronie. Kilka lat później ulicami stolicy przeszedł pierwszy pochód z maryjną figurą. Doroczne procesje ustały z wybuchem powstania listopadowego, nie ustał jednak kult Strażniczki. W czerwcu 1979 r. to właśnie przed jej obrazem, tuż po wylądowaniu, modlił się Jan Paweł II, rozpoczynający swą pierwszą, historyczną pielgrzymkę do ojczyzny.
Po 185 latach wznowiono procesje. Przechodzący placem Zamkowym warszawiacy z ciekawością przyglądają się figurze, chorągwiom i długim szatom konfraterni kościelnych. Szczególnie intrygujący jest widok czarnych spiczastych kapturów Bractwa Dobrej Śmierci. Komentarze nie zawsze są życzliwe. Czasem któryś z widzów krzyknie z niechęcią na „przebierańców”.
 
Nowa tradycja
Misteria i procesje są także znakiem sprzeciwu. Pokolenia mieszkańców wielkich miast, wyrosłe w zlaicyzowanym świecie PRL, nie są przyzwyczajone do takich widowisk. Dla wielu ludzi, nie pamiętających polskiej tradycji, miejscem manifestacji wiary powinny być wyłącznie mury kościoła. Jeszcze trudniej jest przekonać niektórych do misteryjnych nowinek, które przecież mają takie samo prawo bytu jak wznawiane po wiekach obrzędy. Tradycja, jeśli ma żyć, musi owocować nowymi formami. Są też tacy, którzy zwyczajną niechęć lub nawet nienawiść do chrześcijaństwa pokrywają maską troski o dobre imię Kościoła. „Trudno o bardziej celny symbol hipokryzji niż zadęcie orszaków Trzech Króli” – napisała po ostatnim pochodzie komentatorka czołowej polskiej gazety o lewicowej orientacji.
Cóż, jeśli chodzi o poziom obłudy, to w tym wypadku ciśnie się na usta przysłowie: przyganiał kocioł garnkowi. Ale jest w tym też pewna pociecha. Nawet nieprzyjaciołom chrześcijaństwa nieprzystojnie jest otwarcie krytykować podobne misteria tylko za to, że są. Bo niby dlaczego? W orszaku Trzech Króli kroczą tłumnie, całymi rodzinami, zwykli warszawiacy. Na Misterium Męki Pańskiej spieszą tysiące zwykłych mieszkańców Poznania. Czy nie jest to obraz społeczeństwa obywatelskiego, o którym tak marzą publicyści lewicowych gazet?
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki