Logo Przewdonik Katolicki

Alcide De Gasperi, czyli o świętości w polityce

Paweł Stachowiak

Oskarżano go o bycie sługą Kościoła katolickiego. Odpowiadał, że to prawda. Głęboka wiara pozwoliła mu po II wojnie światowej przywrócić Włochom godność i przyczynić się do integracji Europy.

Wydaje się, że trudniej znaleźć dziedzinę równie odległą od świętości niż polityka. Zapewne każdego byłoby nam łatwiej wyobrazić sobie w glorii ołtarzy niż prezydenta, ministra, premiera, czy – o zgrozo – prezesa partii. Tymczasem jesteśmy w przededniu wznowienia procesu beatyfikacyjnego i, być może w niedalekiej przyszłości, ogłoszenia błogosławionym Alcide’a De Gasperiego, premiera Włoch i założyciela partii dominującej przez wiele lat na włoskiej scenie politycznej, Chrześcijańskiej Demokracji. Dla Włochów pozostaje on jednym z tych, którzy przywrócili ich krajowi godność i pozycję międzynarodową, nadwątloną w okresie dyktatury faszystowskiej. Dla obywateli integrującej się Europy jest jednym z ojców jedności naszego kontynentu, wymienianym razem z kanclerzem RFN Konradem Adenauerem i premierem Francji Robertem Schumanem, również kandydatem na ołtarze.
 
Polityk
Urodzony w 1881 r., w okolicach Trydentu, Alcide De Gasperi był po zakończeniu I wojny światowej aktywnym działaczem Włoskiej Partii Ludowej (popolarów), ugrupowania inspirującego się nauką społeczną Kościoła i zdecydowanie przeciwstawiającego się dyktaturze faszystowskiej. Zapłacił za to półtorarocznym więzieniem i wieloletnim odsunięciem od jakiejkolwiek działalności publicznej. Przetrwał niełatwe czasy rządów Mussoliniego, dzięki wsparciu Stolicy Apostolskiej, jako pracownik Biblioteki Watykańskiej.
W trudnych dla Włoch dniach, po zakończeniu II wojny światowej przyszło mu, człowiekowi już niemłodemu, wziąć odpowiedzialność za kraj, stojący wówczas przed ogromnymi wyzwaniami. Włochy były pogrążone w powojennym kryzysie, uznane za współwinne wojny, izolowane i upokarzane na arenie międzynarodowej, mogły nawet utracić część swego terytorium. Społeczeństwo podzielone, pogrążone w biedzie i frustracji, coraz chętniej słuchało komunistycznej demagogii. Wielu obawiało się, że kraj sam podda się kontroli stronników Kremla. Każdy kto widział filmy z nurtu włoskiego neorealizmu, choćby Złodziei rowerów Vittorio de Sica, zna klimat tamtego czasu. Alcide De Gasperi, stojący na czele partii chrześcijańsko-demokratycznej, kontynuującej tradycje popolarów, objął wówczas funkcję szefa rządu oraz ministra spraw zagranicznych i sprawował ją przez osiem lat (1945–1953), niezwykle długo jak na włoskie warunki. Udało mu się wiele. Zapobiegł większym stratom terytorialnym, podpisał traktat pokojowy z aliantami, przeprowadził referendum, które przekształciło Włochy z monarchii w republikę. Zdecydowanie postawił na sojusz ze Stanami Zjednoczonymi, słusznie uznając, iż w obliczu niebezpieczeństwa sowieckiego jedynie potęga Ameryki może dać jego krajowi bezpieczeństwo. Wbrew wielu sprzeciwom przyczynił się do powstania Paktu Północnoatlantyckiego (NATO) i włączył Włochy w jego struktury. Nigdy nie miał wątpliwości co do komunistycznego zagrożenia, zdawał sobie jednak sprawę, jak mocne są wpływy komunistów we Włoszech i wiedział, że jest to przede wszystkim wynikiem nędzy i upokorzenia, których doznawały wówczas miliony Włochów.  Podjął więc skuteczne działania, które miały uspokoić rewolucyjne nastroje. Przeprowadził szereg reform socjalnych: ubezpieczeń społecznych, zasiłków, praw lokatorów itp. Dał Włochom impuls do rozwoju, przyjmując i wykorzystując amerykańskie wsparcie w ramach Planu Marshalla. Pod koniec jego rządów nie było już zagrożenia przejęciem władzy przez skrajną lewicę.
 
Europejczyk
De Gasperi postrzegał jednak swoje posłannictwo w kategoriach znacznie szerszych niż narodowe. Jak zaświadcza jego córka i biografka, czuł się na równi Włochem i Europejczykiem. Urodził się i wychował na pograniczu, w należącym wówczas do Austrii Południowym Tyrolu, regionie narodowo mieszanym, studiował w wielokulturowym Wiedniu. Może właśnie dlatego od młodości obce były mu wszelkie ekscesy nacjonalizmu. „Jego patriotyzm nie był ani małostkowy ani nacjonalistyczny i dążył do wielkości Włoch poprzez ich udział w solidarności, i cywilizacji europejskiej”, tak pisał jeden z jego bliskich współpracowników.
Już w 1947 r. mówił De Gasperi jednym głosem z Winstonem Churchillem o naglącej potrzebie powstania Stanów Zjednoczonych Europy, wspierał i współtworzył wszystkie inicjatywy integracyjne: Europejską Wspólnotę Węgla i Stali i Europejską Wspólnotę Obronną. Był przy tym zwolennikiem ściślejszego związku państw europejskich, opartego na zasadzie federacji, obejmującej nie tylko gospodarkę, ale również sferę polityczną i wojskową. „Początkiem naszej cywilizacji europejskiej jest idea chrześcijańska”, twierdził, odrzucając jednakże myśl o prawnym uprzywilejowaniu chrześcijaństwa. „Nie mam zamiaru wprowadzać tu jakichś kryteriów wyznaniowych, ekskluzywności w ocenie naszej historii”, mówił i dodawał: „Żadna z tendencji, które przeważają w tej czy innej strefie naszej cywilizacji nie może pretendować do przewagi w budowie nowej Europy”. Nawet jeśli idea średniowiecznej Christianitas była jego inspiracją, to odrzucał jednak jej ściśle wyznaniowy charakter, postrzegając chrześcijański fundament Europy jako zespół wartości, które „stawiają wysoko jednostkę ludzką i jej odpowiedzialność w świetle braterstwa ewangelicznego”. Nikogo więc z grona Europejczyków nie wykluczał, nawet wówczas jeśli te wspólne zasady wywodzili, jak powiada preambuła naszej konstytucji, „z innych źródeł”. Tak jak pozostali ojcowie zjednoczonej Europy: Schuman i Adenauer, De Gasperi uważał, że katolik nie może zamykać swej wyobraźni jedynie w ciasnej perspektywie narodowego państwa. Ewangeliczne wezwanie ut unum sint, „aby byli jedno”, pojmował bowiem jako zachętę do przekraczania granic narodowych i klasowych. Niewątpliwie katolicyzm, przeżywany bardzo głęboko, był dla niego podstawową inspiracją działań na rzecz zbudowania jedności europejskiej.

Chrześcijanin
Alcide De Gasperi przez całe swoje życie był głęboko wierzącym chrześcijaninem – katolikiem, wielokrotnie podkreślającym swoje przywiązanie do Kościoła. „Oskarżają mnie, że jestem sługą Kościoła katolickiego”, mawiał  i dodawał: „Mówią prawdę, lecz jestem w dobrym towarzystwie. […] Żadna siła nie potrafiłaby zastąpić zaczynu braterstwa i sprawiedliwości chrześcijańskiej”. Jego wiara była raczej dyskretna, choć nie krył jej w swych publicznych wystąpieniach. Była pełna pokory: „Tu należy się zatrzymać, zostawić te sprawy Bogu, przyjąć, że nie rozumiemy”, mówił do swoich córek. Była wreszcie wypełniona poczuciem ufności, którą czerpał choćby z lektury czytywanego codziennie Naśladowania Chrystusa św. Tomasza à Kempis.
Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że te cnoty czyniły go człowiekiem uległym i bezkrytycznym wobec świeckich aspektów funkcjonowania Kościoła. W epoce, w której przyszło działać De Gasperiemu nie obowiązywała jeszcze soborowa reguła głosząca, że Kościół i państwo „są w swoich dziedzinach niezależne i autonomiczne”. Stolica Apostolska często angażowała się zatem w kwestie włoskiego życia politycznego. Premier nie był temu przeciwny, choć nieraz podkreślał, iż pragnie uchronić Kościół przed szkodami dla jego autorytetu, które może przynieść zbyt wyraźne opowiedzenie się po którejś ze stron politycznego sporu. Potrafił jednak zaprotestować, gdy podczas marszu faszystów na Rzym w 1922 r. Kościół włoski wsparł raczej Mussoliniego niż autentycznie katolickich popolarów. Nie uległ również kościelnym naciskom sugerującym w 1952 r. wejście chadecji w sojusz ze skrajną, postfaszystowską prawicą. Zapłacił za to osobistym upokorzeniem: odmówiono mu audiencji u Piusa XII, o którą prosił z okazji 30. rocznicy swego ślubu. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ten, niezwykle serio pojmujący swoją wiarę, świecki, potrafił niekiedy pełniej i w sposób bardziej niezłomny stosować jej zasady w życiu publicznym aniżeli wielu ówczesnych hierarchów. Nie zwykł szukać łatwego poklasku: „Kiedy się służy słusznej sprawie należy być przygotowanym nawet na niepopularność”, tak brzmiało jego polityczne credo. Wiara kierowała także życiem prywatnym De Gasperiego. Stworzył kochającą się rodzinę, jedna z jego córek – Łucja, złożyła śluby zakonne. Jak mówią zgodne świadectwa, umierając w 1954 r., wypowiedział słowo „Jezus”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki