To czwarta książkowa rozmowa Seewalda z Ratzingerem: dwie opublikował w „czasach” kardynalskich, jedną w czasie pontyfikatu. Ta powstała częściowo już po abdykacji. Jest to więc pierwsza w dziejach książka zawierająca wywiad z papieżem, który zrezygnował z urzędu.
Klatka po klatce
Zgodnie z życzeniem papieża emeryta, jego rozmówca zwraca się doń po prostu: Ojcze Benedykcie. Ta drobna okoliczność pozytywnie wpływa na aurę rozmowy: jest szczera, bezpośrednia, pełna prostoty, chciałoby się rzec, zwyczajna.
To naprawdę niezwykła książka: oto jeden z największych umysłów naszych czasów, wielki teolog Kościoła i ktoś, kto zostaje wybrany na papieża (niemal wbrew swojej woli i tylko w poczuciu pokory wobec Boga, bo na starość profesor teologii chciał oddać się pisaniu książek), u kresu tzw. ziemskiej wędrówki, spoglądając z utęsknieniem w kierunku „drugiego brzegu”, powraca do przeszłości. Wraz z nim oglądamy kolejne sekwencje jego życia, jak w filmie. Niekiedy Seewald zatrzymuje obraz i dopytuje. Joseph Ratzinger opowiada o latach dziecięcych i młodzieńczych, o klimacie rodzinnego domu (w którym nie zawsze rodzice prowadzili dialog w duchu pieśni miłosnych...), o latach wojny, o myślach towarzyszących decyzji o powołaniu, oraz o początkach pracy naukowej, w której błyskawicznie stał się gwiazdą teologii (gwiazdą oczywiście dla otoczenia, ale w żadnym razie we własnej ocenie). Benedykt dzieli się wrażeniami z Soboru, oceniając to wydarzenie także z dzisiejszej perspektywy; opowiada o przyjaźni z wybitnymi teologami swoich czasów i o współpracy z Janem Pawłem II. Ważne są jego refleksje dotyczące duchowego kształtu Europy i przyszłości chrześcijaństwa. Cóż, w swoim pesymizmie (a może realizmie) jest konsekwentny, bowiem jego myśli na ten temat nie zmieniają się od dziesięcioleci: „dechrystianizacja postępuje”, „społeczeństwo Zachodu, w każdym razie Europa, po prostu nie będzie chrześcijańskie”. Niezwykle przejmująco wygląda też ocena perspektyw dialogu ekumenicznego: „Kto zna rzeczywistość, ten nie oczekuje, że dojdzie do zjednoczenia Kościołów w faktycznym znaczeniu tego słowa”.
To książka nie tylko dla teologów czy historyków Kościoła, ale dla każdego, kto chciałby w doborowym towarzystwie (a mam na myśli także Seewalda) pomyśleć o sprawach wielkich i mniejszych, ale zawsze sensownych, wartych namysłu. Wiele pojawiających się tu pytań – zarówno tych dotyczących Kościoła, życia religijnego czy modlitwy – mógłby postawić zwykły człowiek, każdy katolik (a i nie katolik, jak mniemam). Nieco bardziej specjalistyczne wątki dotyczące np. kwestii Soboru Watykańskiego II czy kwestii liturgicznych, nie stanowią żadnej rafy, która uniemożliwiałaby zrozumienie istoty sprawy. Nie ma tu bowiem trudnej czy napuszonej teologii, nie ma specjalistycznego języka. Książkę świetnie się czyta także dlatego, że nie zawiera długich wywodów, bez problemów można wejść w rytmiczny tok konwersacji, wyznaczany przez kolejne pytania i odpowiedzi. Wywody papieża seniora są przy tym raczej krótkie, esencjonalne. Być może dlatego, że blisko 90-letni Ojciec Benedykt jeszcze bardziej niż kiedyś ceni czas.
Ku spotkaniu
Bo to jest w istocie książka o odchodzeniu. Albo inaczej: nie to w niej jest najważniejsze, co jeszcze przed publikacją akcentowały media, a więc rzeczywiste i urojone skandale, także te, które miałyby doprowadzić do dymisji, rzekomy szantaż czy presja, jakiej Benedykt XVI miałby ulec, podejmując decyzję o abdykacji. Nic z tych rzeczy: do tego kroku dojrzewał stopniowo, przez około pół roku, żadnej presji nie było („zupełny nonsens”). Była świadoma decyzja pasterza, który – w imię odpowiedzialności za losy owczarni – zwalnia bieg i przekazuje ster nawy Kościoła następcy. Ot – tylko tyle.
Najważniejsze natomiast są w książce wyznania Ojca Benedykta o swojej starości, rozmowie z Bogiem, doświadczaniu fizycznej słabości, przeżywaniu czasu. I to, że w ogóle o tym mówi. Te kilkanaście początkowych i kilka końcowych stron książki stanowi o niebagatelnym ciężarze gatunkowym całości. I choćby dla tych kilkunastu stron warto tę książkę przeczytać.
Na przykład: Seewald zauważa, że centralny punt refleksji Benedykta stanowiło osobiste spotkanie z Chrystusem, po czym pyta, jak bardzo udało się zbliżyć do Jezusa teraz, po odejściu z urzędu i życiu w wyciszeniu? Papież odpowiada, że w modlitwie, rozmyślaniach i refleksji nad Ewangelią widzi Go przed sobą, ale dodaje, że wciąż jest On tajemnicą. „Wiele słów z Ewangelii, w ich monumentalności i sile, odbieram obecnie jako znacznie trudniejsze niż wcześniej”. Intrygujące, nieprawdaż?
Nieco dalej dopytuje Seewald, czy „ciemne noce”, o których wspomina wielu świętych, były też doświadczeniem Benedykta. Papież mówi, że nie są tak wstrząsające. „Ale – dopowiada – gdy wokoło rozgrywają się ludzkie dramaty, gdy pyta się, jak Bóg może na to pozwolić, zaczynają się pojawiać wątpliwości. Trzeba wtedy mocno trzymać się wiary. On wie lepiej”.
Na końcu zaś książki pytany o to, jaki ma „sposób” na przeżywanie ostatniej fazy życia, Ojciec Benedykt wyznaje: „Po prostu medytacja. Wciąż wracam myślą ku temu, że zbliża się koniec. Próbuję przygotować się do tego, a przede wszystkim trwać w obecności Boga. Najważniejsze jest właściwie nie samo wyobrażenie, lecz życie w świadomości, że cała egzystencja zmierza ku spotkaniu”.
Tak, te kilkanaście stron z początku i końca książki, w których Joseph Ratzinger, jedna z twarzy współczesnego chrześcijaństwa, dzieli się myślami o starości, rozmowach z Bogiem o spoglądaniu w kierunku „drugiego brzegu” to piękna klamra spinająca wspomnienia o przebytej drodze. To krótki, ale wymowny podręcznik „ars moriendi” – sztuki umierania; to testament, który ten dobry, pogodny i niezwykle pokorny Mędrzec przekazuje tym, którzy pozostają.
Ostatnie homilie
Ale i lżejsze nieco fragmenty książki dają do myślenia, wzbogacają wiedzę o tym zwykłym – niezwykłym chrześcijaninie (na przykład jego upodobaniach literackich, malarskich i muzycznych), dostarczając po prostu wiele czytelniczej frajdy. Znajdziemy tu także garść anegdot i faktów mniejszego kalibru. Dowiemy się na przykład o okolicznościach, w których oskarżano ks. Ratzingera o herezję i koligacje masońskie; o tym, dlaczego obiecujący teolog nie zrobił nigdy kursu na prawo jazdy i o kupnie pierwszego telewizora. Są i smaczki, jak choćby ten (czytelny dzięki przejrzystej aluzji), że kard. Ratzinger był jednym z kardynałów, którzy na konklawe w październiku 1978 r. głosowali na kard. Wojtyłę.
Rację ma Seewald, kiedy pisze, że Benedykt jest jedną z najbardziej fascynujących osobowości naszych czasów. Wręcz uderza niebywały jego intelekt, wiedza teologiczna i filozoficzna, wielka duchowość. A przy tym wszystkim – jakaż skromność! Ale może to właśnie duchowa wielkość powoduje dystans Benedykta do wszelkich innych swoich przymiotów, przez co traktuje je jako dar od Boga, a nie coś, czym można się szczycić, szukając przewag w przemijającym świecie. Wielka to lekcja pokory, zwłaszcza w naszych czasach napuszeń i ekshibicjonizmów, tym większych, im mniej ma się do powiedzenia.
Książka przynosi bardzo ciekawe informacje, pomagające zrekonstruować życie codzienne w domu papieża emeryta. Wśród najbardziej intrygujących jest i taka, że – jak się okazuje – na każdą niedzielę Benedykt przygotowuje homilię, której słuchaczami są domownicy. A więc pisze homilie dla zaledwie kilku osób! Oczywiście natychmiast budzi się myśl: ach, poznać te teksty. Ale i nadzieja, że Ostatnie rozmowy nie są pożegnaniem z bogactwem myśli Ojca Benedykta i że w ślad za tą książką przyjdą kiedyś „Ostatnie homilie”. I ta jeszcze nadzieja, że będzie tego przynajmniej parę tomów.
Benedykt XVI, Peter Seewald Ostatnie rozmowy, tłumaczenie Jacek Jurczyński SDB, Dom Wydawniczy Rafael, Kraków 2016