Logo Przewdonik Katolicki

Obok szczytu NATO szczyt ubogich

Agnieszka Nosowska
Trzymając się za ręce - praca przygotowana przez członków wspólnoty

Nie brakuje miejsc pomocy niepełnosprawnym. Ruch „Wiara i Światło” skupia się nie tyle na pomocy, co na relacjach. Aby ten priorytet na nowo przemyśleć, w Konstancinie zgromadzili się członkowie wspólnoty z całego świata.

„Wiara i Światło” jest międzynarodowym ruchem chrześcijańskim, skupionym wokół osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ruch powstał po pielgrzymce do Lourdes w roku 1971, zorganizowanej przez Marie-Hélène Mathieu i Jeana Vaniera, który już kilka lat wcześniej odkrył swoje powołanie do życia z osobami upośledzonymi, zakładając we francuskim Trosly-Breuil wspólnotę L’Arche (Arka). Pielgrzymka do Lourdes była odpowiedzią na odrzucenie, którego upośledzeni doznawali nie tylko w społeczeństwie, ale też w Kościele. To, co miało być jednorazowym wydarzeniem, stało się inspiracją do – jak to określił Jean Vanier – „budowania wspólnot miłości wokół osób z upośledzeniem umysłowym i razem z nimi”.
Obecnie w życiu wspólnot ruchu „Wiara i Światło” uczestniczy kilkadziesiąt tysięcy osób w ponad 1500 wspólnotach w 81 krajach świata – są to osoby z różnego rodzaju niepełnosprawnościami, ich rodziny oraz przyjaciele. Powołaniem wspólnot jest odkrywanie ewangelicznej misji, jaka została powierzona człowiekowi ubogiemu i słabemu w Kościele i społeczeństwie. „To właśnie jest «budowanie na skale» – stwierdza Ghislain du Chéné, koordynator międzynarodowy „Wiary i Światła” – kamieniem węgielnym są osoby z niepełnosprawnością intelektualną, które przypominają nam, że są ludźmi godnymi szacunku i radosnymi”. We wspólnotach nie ma więc podziału na kadrę i beneficjentów, wolontariuszy i potrzebujących pomocy. Wszyscy stanowią jedno, wszyscy nazywają się nawzajem przyjaciółmi. Ci, którzy czasem przychodzą do „Wiary i Światła” z założeniem, że będą pomagać chorym i samotnym, szybko odkrywają, że otrzymują dużo więcej, niż dają. Osoby z upośledzeniem, jak mówi Ghislain, „dają nam napęd do życia pełnią życia. Jestem pewien, że wielu ludzi nie żyje w pełni swoim życiem, bo nie wiedzą, czym może być życie”.

Liderzy w umywaniu nóg
Ruch zorganizowany jest w prowincje. Do Konstancina przyjechali koordynatorzy prowincji z całego świata, łącznie około 100 osób. Ghislain du Chéné tłumaczy, że „ruch jest dużą rodziną na całym świecie i taka duża rodzina potrzebuje czasem się spotkać. Ludzie z tak wielu krajów różnie przeżywają bycie w „Wierze i Świetle”, ale niezależnie od kultury, języka, tradycji chrześcijańskiej z wielką radością, celebrujemy bycie razem”. Na jeden z wieczorów do Konstancina przyjechało także wiele osób ze 105 polskich wspólnot na tak zwane „świętowanie”. Ci, którzy nie znali wcześniej „Wiary i Światła”, jak choćby kierowca jednej z grup, nie mogli się nadziwić energii i miłości, jaka jest wśród ludzi. „Mogłabym tu zostać do rana”, „Nie ma nic lepszego po trudnych dniach w pracy niż takie spotkanie” – mówili uczestnicy spotkania.
Jest jednak jeden gest, który wyraża sedno wspólnot „Wiary i Światła” – obrzęd umywania nóg. Jest on przeżywany inaczej niż w czasie wielkoczwartkowej liturgii, bo każdy uczestniczy w nim i jako ten, kto ma umywane nogi, i ten, kto je umywa. Właśnie w tej kolejności, najpierw trzeba mieć umyte nogi, żeby potem móc służyć innym. „Najlepszy przykład służby dał nam Jezus podczas ostatniej wieczerzy, kiedy umył nogi swoim uczniom. Uczniowie nie rozumieli, co to miało znaczyć” – tak istotę tego obrzędu tłumaczy Ghislain. „Piotr nawet powiedział: «nigdy mi nie będziesz stóp umywał», bo wiedział bardzo dobrze, co Jezus powie później, że powie: «rób tak samo», a on nie chciał. Jesteśmy powołani do tego, żeby być sługami wspólnoty i najlepszym sposobem wyrażenia tego jest powtórzenie tego znaku. Jesteśmy tu, żeby uklęknąć u stóp osoby obok nas, umyć je, wytrzeć, pocałować, potem się przytulić, modlić się razem. To dobry sposób na wyrażenie tego, co robimy” – dodaje Ghislain.
Koordynatorzy prowincji, którzy są liderami „Wiary i Światła” w swoim regionie, również powtórzyli ten gest podczas swojego spotkania. Obrzęd ten miał im przypomnieć, że bycie liderem polega na służbie. „Zostaliśmy wybrani nie po to, żeby być szefami, dyktatorami, nie mamy przewodzić ludziom jak generałowie czy CEO, ale jesteśmy po to, żeby służyć” – podkreśla Ghislain du Chéné, którego funkcja koordynatora międzynarodowego czyni go światowym liderem „Wiary i Światła”.

Wszyscy jesteśmy przyjaciółmi Jezusa
Choć ruch narodził się w Lourdes, centrum katolickiego kultu Matki Bożej, szybko wyszedł poza ramy katolicyzmu. Dlatego to, w jakim konkretnie wyznaniu, w którym Kościele czy według jakiej tradycji modlą się jej członkowie, nie jest powodem do rozłamów, ale stanowi nieustanne wezwanie do budowania jedności. Ghislain du Chéné, który obok pełnienia funkcji w „Wierze i Świetle” jest przede wszystkim ojcem Julie, która ma zespół Downa, mówi, że osoby z niepełnosprawnościami są ludźmi pokoju i jedności: „Jezus podczas ostatniej wieczerzy powiedział, że mamy być jedno, tak jak On z Ojcem stanowią jedno. Staramy się wszyscy być przyjaciółmi Jezusa. Moja córka Julie nie potrafi zrozumieć, skąd biorą się te podziały, dlaczego jest tak wiele wyznań: luteranie, anglikanie, grekokatolicy, rzymscy katolicy. Julie pyta wtedy: czy oni wszyscy są przyjaciółmi Jezusa? Tak, wszyscy są przyjaciółmi Jezusa, a więc podziały są nieważne”.
W spotkaniu w Konstancinie uczestniczyli wierni i duchowni wielu Kościołów chrześcijańskich – pastor luterański z Norwegii, pastorka metodystyczna z Anglii, ksiądz maronicki z USA, prawosławny z Cypru czy koptyjski z Egiptu.
Wśród tych, którzy rozumieją, jakie są konsekwencje podziałów wśród chrześcijan, pojawiają się zwłaszcza przy okazji spotkań międzynarodowych smutne refleksje dotyczące tego, że nie mogą w pełni wspólnie przeżywać liturgii, być razem przy stole eucharystycznym. Różnice religijne czy narodowościowe przestają jednak być dominujące, kiedy członkowie wspólnot razem świętują i kiedy jedni drugim umywają nogi. Także wtedy, gdy wspólnie, trzymając się za ręce, odmawiają modlitwę „Ojcze nasz”, każdy w swoim języku, a niektórzy poprzez swoje milczenie. Nie mają ostatecznie znaczenia także bariery językowe, bo wspólnym językiem jest uśmiech, taniec, czuły dotyk, bliskość. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki