Dowodem na to, że nie mamy do czynienia z gotowym projektem, są debaty oświatowe, które w ostatnich miesiącach odbywały się we wszystkich województwach. Sposób i zakres treściowy tych prezentacji był chaotyczny i nieprzygotowany, bowiem kierownictwo resortu tylko sondowało w terenie opinie i oczekiwania środowisk oświatowych oraz samorządowych. Mieliśmy zatem do czynienia raczej ze sprawdzeniem, na jakie poparcie lub opór mogą liczyć pomysły minister edukacji narodowej, a nie z konsultacjami konkretnych rozwiązań. Te będą musiały się odbyć dopiero wtedy, kiedy Anna Zalewska zapozna Radę Ministrów z logicznie skonstruowanym konceptem zmian ustroju szkolnego, ich uzasadnieniem oraz możliwymi oświatowymi i społeczno-ekonomicznymi skutkami. Tym samym wiele jeszcze może się zmienić.
Zmieniać czy nie
Na pytanie, czy po 17 latach zmiana ustroju szkolnego jest potrzebna, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Tego typu zmiany są konieczne szczególnie wówczas, kiedy wyniki badań naukowych sygnalizują coraz poważniejsze niedostatki i błędy systemu szkolnego. Tymczasem minister Zalewska – w odróżnieniu od autora poprzedniej reformy, ministra Mirosława Handke – nie przedstawiła wyników ogólnopolskich badań, które wskazywałyby na potrzebę powrotu do poprzedniej struktury szkolnictwa. Głównym ich powodem nie może być przecież to, że zostały wprowadzone i rozwijane przez politycznych przeciwników. Ale z drugiej strony utrzymywanie struktury 6+3+3 nie może wynikać z faktu zakorzenienia się w świadomości społecznej gimnazjów czy egzaminów zewnętrznych, ani też z powodu uzyskiwania przez naszych piętnastolatków w międzynarodowych badaniach osiągnięć szkolnych OECD/PISA takich czy innych wyników.
Powrót do struktury 8+4 jest błędem, gdyż zupełnie lekceważy wyniki wieloletnich badań m.in. pedagoga Zbigniewa Kwiecińskiego. Dowodziły one tak kluczowych patologii, jak powiększający się stan analfabetyzmu funkcjonalnego i wtórnego wśród uczniów ówczesnych klas 6-8 oraz zupełnej nieefektywności kształcenia w systemie klasowo-lekcyjnym. Z badań tego pedagoga wynikało także, że ponad 20 minut każdej 45-minutowej lekcji okazywało się czasem straconym dla indywidualnego rozwoju uczniów szkół publicznych.
Poprzedni ustrój szkolny z ośmioletnią szkołą podstawową był coraz bardziej nieelastyczny i nieprzystający do zmieniających się w globalizującym się świecie warunków kształcenia w szkolnictwie publicznym. Niestety, ustrój wprowadzony reformą z 1999 r. także spalił na panewce. Miał doprowadzić do przeniesienia części kompetencji władzy na poziom niższy, a zarazem do uspołecznienia szkół i odejść od tradycyjnej, ale archaicznej koncepcji kształcenia statycznego, głównie podającego. Niestety utrzymał odgórną sterowność i modyfikowanie szkolnictwa oraz pogłębił i utrwalił jego partyjny nadzór.
Edukować, ale po co?
Edukacja w Polsce po 1989 r. nie osiągnęła statusu dobra wspólnego, które byłoby realizowane ponad partyjnymi interesami. Obecna formacja polityczna wchodzi w ten sam model, pomijając wyniki badań pedagogów, politologów, ekonomistów i socjologów. Badania te pokazują, że etatystyczna polityka oświatowa, polegająca na państwowej interwencji, straciła rację jakiejkolwiek zdolności do realizowania założonych w ustawie o systemie oświaty celów i wartości. Trudno zatem, żeby nauczyciele raz jeszcze zawierzyli władzy, aktywnie włączając się w systemową zmianę, która nie znajduje ani naukowych, ani społecznych przesłanek.
Podstawowe pytanie, na które nie uzyskaliśmy od minister edukacji odpowiedzi, brzmi: Jakie są naczelne cele kształcenia polskich dzieci i młodzieży? Do czego ma zmierzać proces ich kształcenia i wychowywania? Co będzie dla niego punktem odniesienia – program partii rządzącej, wyniki międzynarodowych badań osiągnięć szkolnych, poziom maksymalnej adaptacji do istniejących warunków społeczno-politycznych, stopień wielostronnego rozwoju absolwentów powszechnie obowiązującego kształcenia ogólnego (czyli poziom ilorazu inteligencji – poznawczej, umysłowej, moralnej, społecznej, religijnej, sprawności fizycznej i zdrowia psychicznego itp.?) czy może zakres przystosowania się do oczekiwań i potrzeb lokalnego i/lub światowego rynku pracy? Jaki ma być model wykształconego Polaka?
Lejkiem do głowy
Trzeba zdjąć zasłonę milczenia wobec fikcji i pozoru, w jakich rządzący usiłują od ponad dwudziestu lat utrzymać środowisko nauczycielskie, by prowadząc kształcenie „na politycznej smyczy” popuszczać ją lub skracać w zależności od własnego widzimisię. Powoduje to bowiem zmiany politycznej formacji w MEN, ale bez rozumienia warunków i istoty procesu uczenia się w ponowoczesnym świecie. Konieczne jest odejście od modelu kształcenia rozumianego jako transmisja wiedzy, jednokierunkowe formatowanie osobowości dzieci i młodzieży.
Niestety, nadal obowiązuje u nas tzw. lejkowa czy bankowa koncepcja edukacji, w ramach której zasadniczym zadaniem nauczycieli jest „wlewanie uczniom przez lejek” gotowej i nieproblematycznej wiedzy. Zobowiązywanie nauczycieli do realizowania tygodniowego projektu edukacyjnego potwierdza jedynie, że tak poprzednia, jak i obecna władza nie rozumie, czym jest projekt edukacyjny, jakie muszą być spełnione warunki do jego realizacji, wśród których jednym z założeń jest przestrzeganie dobrowolności. Zdewaluowany został system doskonalenia nauczycieli, który został podporządkowany interesom setek prywatnych firm aplikujących o środki unijne, by oferować nauczycielom cokolwiek, byle tylko mieli certyfikat w dokumentacji awansu zawodowego.
Plusy i minusy
Spośród propozycji przedstawionych przez minister Zalewską w pełni uprawnione są, chociaż powinny być konsultowane z ekspertami, naukowcami i kreatywnymi nauczycielami, zmiany w podstawie programowej kształcenia ogólnego, gdyż ona musi zmieniać się ustawicznie tak, jak zmienia się wiedza w wyniku nowych odkryć.
Pozytywnie postrzegane zmiany oświatowe A. Zalewskiej dotyczą uratowania środków unijnych na sfinansowanie egzaminów kwalifikacji zawodowych, przywrócenia kuratorom oświaty możliwości blokowania likwidacji małych szkół publicznych, likwidacji tzw. godzin karcianych i prawnego zabezpieczenia planowania i wypłacania jednorazowej gratyfikacji pieniężnej nauczycielowi, któremu przyznano tytuł honorowy profesora oświaty. Przywrócono wreszcie prawo kierowania do szkół sześciolatków tylko wówczas, kiedy są w pełni dojrzałe do edukacji.
Z drugiej strony nie jest dopracowana koncepcja kształcenia zawodowego. Kształcenie dualne jest dobre tylko i wyłącznie w ograniczonym przez pracodawców zakresie. Dotyczy ono bowiem przygotowywania przez szkołę zawodową do konkretnego stanowiska pracy w konkretnym zakładzie, firmie czy przedsiębiorstwie, w liczbie zgodnej z czekającymi na absolwentów miejscami pracy. Tak więc nie może ten model obejmować kształcenia zawodowego w całości. W tym też sensie zaprezentowanie planowanych zmian w edukacji stało się falstartem, gdyż są niedopracowane merytorycznie, nadmiernie ingerujące metodycznie w kompetencje pedagogów, dezawuujące ich podmiotowość oraz pozorujące uspołecznienie dzieci i młodzieży.
Prof. dr hab. Bogusław Śliwerski
Profesor pedagogiki, przewodniczący Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN.