Logo Przewdonik Katolicki

Papież na Lesbos

Wojciech Surówka OP
Wizyta papieża Franciszka na greckiej wyspie Lesbos / fot. PAP

Papieska wizyta na Lesbos posiada przynajmniej trzy wymiary, wzajemnie się uzupełniające. Dają się one wpisać w próby poszukiwania nowej wizji dialogu ekumenicznego.

Pobyt papieża Franciszka wśród uchodźców na Lesbos jest kontynuacją chrześcijańskiego świadectwa, którym rozpoczął swój pontyfikat, udając się na Lampedusę, by wspomnieć 20 tys. uchodźców z Afryki, którzy w ciągu ćwierćwiecza utonęli w drodze do Włoch. Powiedział wówczas, że przyjechał, „by się modlić, by dokonać gestu bliskości, lecz również, by rozbudzić nasze sumienia, by to, co się wydarzyło, już się nie powtórzyło”. Fala uchodźców jednak nie maleje. Papieska wizyta na Lesbos posiada przynajmniej trzy wymiary, wzajemnie się uzupełniające. Wszystkie one dają się wpisać w próby poszukiwania nowej wizji dialogu ekumenicznego.
 
Nowa polityka
Powodem przyjazdu papieża na grecką wyspę był list wystosowany w marcu tego roku przez zwierzchnika Greckiego Kościoła Prawosławnego abp. Hieronima II do przewodniczącego Komisji Europejskiej Jean-Claude’a Junckera i Światowej Rady Kościołów w Genewie. Grecki hierarcha prosił w nim, by przywódcy poszczególnych religii pomogli w rozwiązaniu nasilającego się kryzysu. Już po kilku dniach nuncjusz apostolski w Atenach poinformował, że papież jest gotów odwiedzić uchodźców przebywających na greckich wyspach. Odpowiadając na zaproszenie arcybiskupa Aten, na Lesbos udali się patriarcha Konstantynopola Bartłomiej i papież Franciszek.
­– Świat zostanie osądzony po tym, jak was traktował – powiedział do uchodźców patriarcha Bartłomiej. – Będziemy wszyscy odpowiedzialni za sposób, w jaki zareagujemy na kryzys i konflikt w waszych regionach.
Tym samym prawosławny hierarcha zwrócił uwagę na dwa wymiary trwającego kryzysu. Jednym z nich jest oczywiście fala uchodźców napływająca do Europy. Nie możemy jednak zapomnieć, jakie zjawiska ją wywołały. Są nimi wojna i konflikty polityczne na Bliskim Wschodzie, w które zaangażowane są również państwa Europy Zachodniej, Rosja i Stany Zjednoczone.
Przez wiele lat główną przyczyną emigracji był niesprawiedliwy podział dóbr między bogatą Północą i biednym Południem. Wspominali o tym niejednokrotnie papieże. Jan Paweł II w Orędziu na Światowy Dzień Pokoju w 1993 r. zwracał uwagę, że coraz powszechniejszym i poważniejszym zagrożeniem dla pokoju w świecie staje się zjawisko skrajnego ubóstwa wielu ludzi, a nawet całych narodów. „Problem ten musi niepokoić sumienie ludzkości – mówił papież – jako że wielka liczba osób żyje w warunkach, które uwłaczają ich wrodzonej godności, co stanowi przeszkodę dla autentycznego i harmonijnego postępu całej wspólnoty światowej”. Kościół powinien pomagać osobom dotkniętym biedą, ale równocześnie nie wolno nam zapominać o proroczej misji głoszenia sprawiedliwości społecznej.
W ostatnich latach przyczyny ekonomiczne zostały wzmocnione przez wojnę i działalność terrorystyczną. Nie możemy przejść obojętnie nie tylko wobec uchodźców, ale i wobec konfliktów, które prowadzone są w regionach, z których oni do nas przybywają. Jako wspólnoty chrześcijańskie powinniśmy próbować wpłynąć na rozwiązanie konfliktów zbrojnych. Podpisana niedawno w Hawanie przez papieża Franciszka i patriarchę Cyryla deklaracja posiadała właśnie takie znaczenie. Jej głównym tematem jest troska o zachowanie pokoju międzynarodowego. W trzynastym punkcie deklaracji czytamy, że „całkowicie niedopuszczalne są próby usprawiedliwienia zbrodniczych działań za pomocą haseł religijnych. Żadnej zbrodni nie można dokonywać w imię Boga”.
Dążenie na rzecz światowego pokoju jest jednym z wymiarów ekumenicznej misji chrześcijan w świecie. Nie chodzi o dialog między nami, ale o to, byśmy jednym głosem świadczyli o Ewangelii pokoju i sprawiedliwości.
 
Ekumenizm miłosierdzia
Papież Franciszek w drodze na Lesbos powiedział towarzyszącym mu dziennikarzom, że leci „na spotkanie największej katastrofy po drugiej wojnie światowej”. Jego wizyta miała zwrócić uwagę świata na poważny kryzys humanitarny. Możemy uznać słowa Ojca Świętego za zbyt mocne, jednak nie możemy nie zadać sobie pytania o kształt posługi charytatywnej Kościoła. Kard. Ratzinger postawił kiedyś to pytanie w kontekście dążenia do jedności, twierdząc, że „najpilniejszym zadaniem dialogu ekumenicznego jest znalezienie odpowiedzi na pytanie, co w tej chwili konkretnie oznacza przykazanie miłości”.
Papież przybył na Lesbos przede wszystkim, by być z uchodźcami i usłyszeć ich opowieści. Dodał, że „jako ludzie wiary pragniemy połączyć nasze głosy, aby wypowiedzieć się w waszym imieniu”. Żywi nadzieję, że świat dostrzeże tragiczną sytuację i zareaguje w sposób godny naszego wspólnego człowieczeństwa. „Kiedy cierpi którykolwiek z naszych braci lub sióstr mówił papież wszyscy jesteśmy dotknięci”. Podkreślał, że chodzi mu o mówienie jednym głosem z braćmi prawosławnymi. Miłosierdzie powinno być naszym wspólnym działaniem.
Dla mnie osobiście szczególne znaczenie miało spotkanie papieża z premierem Grecji Aleksisem Ciprasem. Ojciec Święty podziękował szefowi rządu za pomoc, jaką Grecja udzieliła uchodźcom. Pomimo trudności, z którymi boryka się to małe państwo, jego obywatele potrafią okazać solidarność. Premier stwierdził, że „niektórzy, w imię chrześcijańskiej Europy, wznieśli mury uniemożliwiając przejście osobom najsłabszym”. Powtarza się znany fakt, że łatwiej jest dzielić się temu, kto ma mało.
Nie chodzi tylko o to, by „być głosem” uchodźców, by wyrazić swą bliskość, trzeba również tworzyć instytucjonalne ramy miłosierdzia. Dobrym przykładem takiej braterskiej misji może być wizyta, którą abp Paolo Pezzi, ordynariusz diecezji Matki Bożej w Moskwie, i ojciec Stefan (Igumnov), sekretarz Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego, złożyli w dniach 6–7 kwietnia w Libanie i Syrii. Cierpienie człowieka może być tym, co zbliży skłóconych braci. Miłosierdzie nie jest cnotą miękką, to raczej stałe wyzwanie i walka, przede wszystkim z samym sobą.
 
Dialog miłości
Można zarzucić Franciszkowi, że ogranicza się tylko do gestów, natomiast nie pomaga strukturalnie. Uchodźcy, których wziął ze sobą na pokład samolotu, zostali od razu przekazani pod opiekę Wspólnoty Sant’Egidio. Odnoszę wrażenie, że papież świadomie wybrał taką drogę. Jego gesty mają nas przebudzić, obalić mury, które wznieśliśmy w naszych sercach. Franciszek proponuje nową wersję dialogu miłości, który mogliśmy obserwować w początkach dialogu ekumenicznego. Nie jest on ruchem jednostajnie przyspieszonym, ale często przypomina błądzenie w labiryncie. Czasem jesteśmy bardzo blisko centrum, ale oddziela nas od niego mur. Zaczynamy więc wracać do metod i gestów, które stały u początku naszej drogi. Wydaje się, że tym samym cofamy się, jednak ruch ten jest tak naprawdę stopniowym zbliżaniem się do centrum. W kategoriach topograficznych jesteśmy dalej, ale w kategoriach czynionych wysiłków jesteśmy coraz bliżej. Pozornie może się wydawać, że papież, ograniczając się do gestów, cofa się do pierwszego etapu dialogu ekumenicznego, jednak z perspektywy czynionych wysiłków jesteśmy coraz bliżej jedności.
Papież Paweł VI w przemówieniu na zakończenie soboru dokonał krytycznej analizy współczesnego „laickiego i bezbożnego humanizmu”, który postawił człowieka w miejsce Boga. Tę diagnozę niejednokrotnie powtarzali filozofowie i papieże. Najciekawsza, zdaniem Pawła VI, była jednak reakcja Kościoła. Nie był nią „szok, walka, anatema”, ale „stara historia o dobrym Samarytaninie, (która) okazała się regułą soborowej duchowości”. Logika dobrego Samarytanina jest tak naprawdę otwarciem drogi do nowej ewangelizacji. Przyszłość chrześcijańskiej Europy zależy od tego, jaka logika będzie podstawą naszej życiowej filozofii. Franciszek daje wyraźny sygnał – będzie to logika dobrego Samarytanina.
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki