Logo Przewdonik Katolicki

Dom dla wszystkich

Fot. Archiwum Wspólnoty. Rekolekcje z pracą "Ora et Labora"

W wielu krajach świata Ogniska Światła i Miłości Marty Robin są miejscami, które płoną w mroku.

Dom dla wszystkich
Rok 1997 r. to czas dogorywania sekty Niebo. O jej przywódcy Bogdanie Kacmajorze i o strasznych rzeczach, które dzieją się w założonym przez niego w Majdanie Kozłowieckim domu mówi cała Polska. Zaledwie 90 km stąd na południowy zachód, w obrębie tego samego województwa, do budynku po zamkniętej szkole podstawowej w Starych Kaliszanach wprowadza się ks. Marian Matusik oraz kilka kobiet. Mieszkańcy wsi patrzą na nich podejrzliwie. Kiedy Beata z Małgorzatą (dziś już jej nie ma we wspólnocie) zagadują w czasie spaceru miejscowe dziewczynki, ich matka bez słowa zabiera dzieci do domu. Dziś sąsiedzkie relacje układają się zupełnie inaczej, ale tak wyglądały początki tutejszego Ogniska Światła i Miłości.
 
Usłyszeć głos Boga
Założycielami tej międzynarodowej wspólnoty byli Marta Robin (1902–1981) – francuska mistyczka i stygmatyczka, kandydatka na ołtarze, oraz jej duchowy przewodnik, o. Georges Finet (1898–1990). Na świecie działają w tej chwili 74 Ogniska (w Polsce dwa), czyli domy, w których osoby świeckie różnych stanów (samotne i – choć rzadziej – rodziny) mieszkają razem z księdzem pod jednym dachem, starając się na co dzień żyć Ewangelią. Charakter tych miejsc jasno określił sam Jezus. Kiedy miało dojść do utworzenia pierwszego Foyers de Charité, Marta Robin usłyszała od Niego: to powinien być „dom Jego Serca otwartego dla wszystkich”. Rocznie przez Kaliszany przewija się kilkaset osób uczestniczących w różnego rodzaju rekolekcjach organizowanych przez wspólnotę. Chociaż „oferta” jest szeroka i zmienia się w zależności od zapotrzebowań, najważniejsze pozostają rekolekcje biblijne, które zapoczątkowali Marta Robin i o. Finet – pięciodniowe, kerygmatyczne, odbywające się w milczeniu, i w pięknym miejscu (Kaliszany leżą na terenie Małopolskiego Przełomu Wisły). W takich warunkach – mówiła Marta – człowiek ma większą szansę na usłyszenie głosu Boga. Milczenie, jak zapewniają fachowcy od duchowości, staje się przestrzenią otwarcia na Słowo. Ale dla wielu uczestników rekolekcji bywa dużym wyzwaniem. – Niektórzy muszą przyjechać do poprawki – śmieje się Beata, odpowiedzialna wspólnoty, i przypomina historię żyjącej samotnie pani, która miała w czasie rekolekcji ogromną potrzebę rozmawiania. Brała więc na spacer psa-przybłędę i mówiła do niego całą drogę. – Jednak mimo trudności, 90 proc.uczestników podkreśla, jak ważne były dla nich cisza i milczenie – mówi ks. Mirosław Bielecki, ojciec Ogniska w Kaliszanach.
 
A może by do seminarium
Niemal dla każdego z siedmioosobowej kaliszańskiej wspólnoty to właśnie rekolekcje Ogniska stały się istotnym czynnikiem, który wpłynął na decyzję, żeby z pozycji przyjaciela wspólnoty przejść na pozycję jej członka. Jednak każda historia jest inna. Dorota i Irena należą do „długodystansowców” – Dorota pracowała w handlu, Irena na kolei. Zanim zdecydowały się wstąpić do Ogniska, przez kilka lat należały do grona jego sympatyków. Robert o wspólnocie dowiedział się od lubelskich karmelitów, a biblijne rekolekcje o cierpieniu organizowane w Kaliszanach przesądziły o wyborze życiowej drogi.– Nie dowiedziałem się na nich niczego nowego, ale za to poznałem wspólnotę – mówi. Beata pojechała na rekolekcje do domu Marty Robin w Châteauneuf-de-Galaure, stanowiącym dziś duchowe centrum Ognisk. Potem było któtkie tournée po europejskich domach wspólnoty. A później coraz wyraźniejsza i materializująca się myśl, żeby otworzyć Foyers de Charité w Polsce. Sławek odkrycie swojego powołania zawdzięcza tacie, który często szeptał mu do ucha: „A może byś poszedł do seminarium?”. Ostatecznie Sławek poszedł do salezjanów, jednak po dwóch latach okazało się, że to nie to. Pewnego dnia zatroskany tata przywiózł syna do Kaliszan na rozmowę z ks. Marianem Matusikiem (który był pierwszym ojcem Ogniska, a wcześniej ojcem duchownym w seminarium). Sławek zgodził się na tę wizytę dla świętego spokoju. – Od samego wejścia do tego domu poczułem dotknięcie, a słowa, że to jest Ognisko Światła i Miłości zaczęły rezonować w sercu i powstała myśl: to jest to, czego szukam.
 
Niezłe wałkowanie
Anna, podobnie jak Sławek, także próbowała znaleźć swoje miejsce w zgromadzeniu zakonnym. Już po odejściu stamtąd jedna z sióstr dała jej folder z terminami rekolekcji prowadzonych przez Ognisko (dom w Kaliszanach jeszcze nie istniał, ale zalążki wspólnoty tak; była to więc „era rekolekcji turystycznych” organizowanych w różnych miejscach). Pojechała. Pewnego razu została na adoracji całą noc. W kaplicy modliła się tylko ona. Wzięła do ręki książkę Marty Robin Krzyż i radość. – Jej postać i droga godzenia się na wolę Boga trochę mnie przeraziły. Niezłe wałkowanie – mówi Anna. Na ostatniej rekolekcyjnej konferencji ks. Marian opowiadał o różnych rodzajach powołania – także do samotności, co Annę zaskoczyło. Opowiadał też o idei Ognisk Światła i Miłości. Półtora roku później Anna napisała do duchownego, że chciałaby się nieco bliżej przyjrzeć wspólnocie. Bez odzewu – jeden miesiąc, drugi, pół roku, rok. Nie wiedziała, jak to rozumieć. Jadąc do Częstochowy na Kongres Odnowy w Duchu Świętym, postawiła sprawę na ostrzu noża. „Wszystko mi jedno – powiedziała Bogu – czy po polsku, czy po francusku, ale ja chcę usłyszeć, co mam ze sobą zrobić”. Msza na zakończenie kongresu, długie uwielbienie po Komunii św., dzieją się różne cuda. W pewnym momencie ksiądz prowadzący modlitwę mówi przez mikrofon: „Jest tu osoba, która pyta pana Boga o swoje powołanie”. – Pomyślałam: może to do mnie? Ale nie, niemożliwe. Tu jest przecież 300 tysięcy ludzi! Na pewno niejeden pyta Pana Boga o to samo. Nagle słyszy: „I ona teraz myśli, że ja mówię do tłumu, ale Bóg mówi do ciebie. Bóg bierze cię teraz za rękę i poprowadzi cię drogą powołania, a znakiem tego powołania będzie radość”. – Rzeczywiście, czułam radość, ale zaraz pomyślałam: teraz jest radość, a wrócę do domu, do pracy i okaże się, że ta radość szybko pryśnie, a ja dalej nie będę wiedziała, jaką podjąć decyzję. I znowu słyszy: „Ona myśli, że kiedy wróci do domu, to ta radość minie”.
– Wróciłam do domu. Następnego dnia ks. Marian przyjechał do mnie do pracy i powiedział: Pojedź z nami poprowadzić rekolekcje. Jakiś czas później, pod koniec moich studiów, ksiądz mówi: W Kaliszanach wydzierżawiliśmy szkołę. Może byś przyjechała tam gotować? I jak przyjechałam 1 kwietnia 1997 r., tak gotuję i robię tu inne rzeczy do dzisiaj – puentuje z rozbawieniem Anna.
 
Tu się w związki nie łączymy
Zasada jest taka: jeśli ktoś chce należeć do Ogniska, zobowiązuje się do życia w takim stanie, w jakim do niego dołączył. W Polsce wszyscy świeccy członkowie są celibatariuszami, ale w innych krajach zdarzają się również rodziny. Taki układ wchodzi jednak w grę tylko wtedy, kiedy wspólnota może zapewnić rodzinie właściwą autonomię. Samotne kobiety i samotni mężczyźni pod jednym dachem? Wiadomo, jakie to budzi podejrzenia. Precyzyjnie rzecz ujmując, pod różnymi częściami dachu, ponieważ układ domu w Kaliszanach zapewnia odrębną część mieszkalną dla pań, i – po drugiej  stronie domu – dla panów. Nie zmienia to faktu, że członkowie wspólnoty spędzają ze sobą mnóstwo czasu, razem się modląc, pracując i odpoczywając. – My się po prostu zakochaliśmy w Panu Jezusie i musimy być świadomi swojego powołania: ja jestem tu dla Niego – mówi Dorota. Irena dorzuca, że ogromne znaczenie ma modlitwa o wierność. Beata podkreśla, jak ważne jest unikanie wszelkiej dwuznaczności. Dorota dodaje: – Tu się w związki nie łączymy. Gdyby tak się jednak zdarzyło, te osoby muszą odejść ze wspólnoty.
 
Ojciec
W każdym Ognisku Światła i Miłości szczególną rolę odgrywa ksiądz (szczególna rola nie zwalnia jednak od zmywania czy wykonywania innych domowych czynności), który ma być dla wspólnoty ojcem. – W polskiej rzeczywistości – mówi ks. Mirosław – faktycznie jako ostoję rodziny postrzega się matkę, ale uważam, że nie tak powinno być. To zadanie ojca, bo ojciec jest głową rodziny. Dla księdza, który ślubował celibat, nie ma własnych dzieci i nagle dostaje pod opiekę sześć osób – wykształconych, z życiowym doświadczeniem, charakterami, a czasem i charakterkami – to nie lada wyzwanie. Ale pomaga mi budowanie nie na swoim autorytecie. Nie ja, jako ks. Mirek, jestem ojcem, ale mam być znakiem tego, który jest Ojcem od zawsze. Sławek dodaje: – Zadanie ojca we wspólnocie nie polega na tym, żeby nas wychowywać, ale by z nami współpracować, zarówno w sprawach codziennych, jak i w wymiarze duchowym. – Dlatego – kontynuuje ks. Mirosław – akcent w nowości Ognisk postawiłbym nie tyle na jedność i wspólne zamieszkanie mężczyzn, kobiet oraz duchownego, co na bliską współpracę tych osób. To jest ta nowość, która może doprowadzić do odnowienia Kościoła.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki