Logo Przewdonik Katolicki

Szkoła trochę inna

Monika Białkowska

Szkoła: bo są tu kursy, a członkowie wciąż chcą się uczyć. Inna, bo zamiast matematyki uczą się mówienia o Jezusie.

Szkoła Nowej Ewangelizacji im. św. Jana Pawła II otrzymała aprobatę abp. Wojciecha Polaka na działalność na terenie archidiecezji gnieźnieńskiej. Jest jednym z ruchów charyzmatycznych w Kościele katolickim – a ruchy charyzmatyczne u wielu nadal budzą niepokój i lęk. Czy słusznie?
 
Zaczęło się
Wszystko zaczęło się od Jana Pawła II, który najpierw w Redemptoris Missio, a później w Christifideles laici wzywał do nowej ewangelizacji, definiując ją w 1983 r. na Haiti jako „nową w zapale, metodzie i środkach wyrazu”.
Później był Jose Prado Flores, meksykański biblista, pisarz i dziennikarz, człowiek świecki, który w 1980 r. założył Szkołę Ewangelizacji Świętego Andrzeja. Szkoła obejmuje dziś około 2000 szkół w 82 krajach – wszystkie posiadają tę samą wizję, oparte są na tej samej metodologii i programie szkolenia.
– Byliśmy z żoną związani z ruchem Odnowy w Duchu Świętym w Inowrocławiu – tłumaczy dyrektor Szkoły Nowej Ewangelizacji im. św. Jana Pawła II, Tomasz Siemianowski. – Wciąż nam jednak czegoś brakowało, jakiegoś dopełnienia, skoordynowania działań naszych, diecezjalnych, ogólnopolskich. Kiedy zaczęliśmy współpracować ze Szkołą Nowej Ewangelizacji św. Barnaby z Poznania i jeździć tam na pierwsze spotkania, zrodziło się w nas pragnienie, żeby taką Szkołę uruchomić również u nas. Zabiegaliśmy o to przez osiem lat, cały czas pracując, wreszcie pojechaliśmy do gnieźnieńskiej kurii.
– Dekret usankcjonował sytuację, która już trwała – mówi ks. Marcin Kwiatkowski. – Był potrzebny, bo podobnie jak na posługę egzorcysty, również i na działania charyzmatyczne  trzeba mieć mandat od biskupa. Jeśli ktoś nie jest odpowiednio przygotowany, może charyzmatami poranić innych, nie może się to odbywać bez jedności z Kościołem hierarchicznym.
 
Chrześcijanin na kursie
Szkoła organizuje rekolekcje, nazywane tu kursami. Jest ich wiele, ale podstawą dla wszystkich są dwa: Nowe Życie i Emaus.
„Nowe Życie” to przypomnienie człowiekowi podstawowych prawd wiary: że Bóg Cię kocha, że w miłości cię zbawił, że nie doświadczasz tego zbawienia przez grzech, że przysłał Jezusa, który cię zbawił, że masz w to uwierzyć i przyjąć dar Ducha Świętego, który pozwala wejść do wspólnoty, która pomaga dalej żyć.
„Emaus” to rozwinięcie, poszerzenie „Nowego Życia” o pracę z Pismem Świętym – dodaje Joanna Siemianowska. – Chodzi w nim o zachwycenie się i rozkochanie w Piśmie Świętym, o doświadczenie, że ma ono moc i jest aktualne tu i teraz w moim życiu.
Kursy nie są suchymi wykładami, ale możliwością doświadczenia i przeżycia tego, o czym się słucha. Choć sformułowanie „szkoła” kojarzy się z młodzieżą, oferta SNE kierowana jest do wszystkich pełnoletnich – w praktyce na spotkaniach pojawiają się ludzie od 16. do 70. roku życia, później w pracy dzieleni na grupy wiekowe tak, by łatwo im było się porozumieć.
– Zasadniczo większość wspólnot, jakie znamy, koncentruje się na własnej formacji – mówi ks. Marcin Kwiatkowski. – Nie wychodzą na zewnątrz i niewiele robią, by pozyskiwać dla Kościoła i dla Jezusa nowych ludzi. Form i sposobów wyjścia do drugiego człowieka może być wiele. Najważniejsze jest to, z czym chcemy do niego wyjść. Często Bogiem straszyło się ludzi, mają oni obraz Boga, który grozi, powtarzają dzieciom w kościele: „Bądź grzeczny, bo ksiądz cię zabierze”. Dokąd miałbym je zabierać? Bóg nie grozi. Bóg jest miłością, nawet wtedy, kiedy ja popełniam grzech. To trzeba ludziom głosić, trzeba im głosić Boga, który ich kocha.
 
Charyzmaty? Nie, dziękuję!
– Ludzie świeccy, nawet księża, często boją się ruchów charyzmatycznych. I ja jestem pierwszy pośród nich – śmieje się ks. Marcin. – W seminarium mnie wystraszyli, żebym do nich nie szedł, bo to świry totalne! Potem ojciec duchowny zaproponował mi pierwszy wyjazd, potem przyszły następne. Daleki jestem od robienia wielkich, stadionowych spotkań z modlitwą uwielbienia: Jezusa mamy na każdym ołtarzu w każdej Eucharystii, On w każdej Eucharystii tak samo uzdrawia i tak samo przychodzi ze swoim słowem. Reszta zależy ode mnie. Mogę powiedzieć: „Kiedy on wreszcie przestanie ględzić?” – albo mogę myśleć: „Panie Boże, co Ty chcesz mi dzisiaj powiedzieć przez tego ględzącego księdza, przez tego kleryka, który się jąka?”. Z Jezusem trzeba współpracować i słuchać Go. My w tym celu wchodzimy w dość trudną formację, opartą na dzienniczku: przez 14 tygodni każdego dnia rozważamy konkretny fragment Pisma Świętego i fragment innego tekstu, rozmyślamy nad konkretnym tematem. To zajmuje przynajmniej 20 minut każdego dnia. Ta systematyczność jest ważna, żeby czuć Boga działającego w moim życiu. Ostatnio zaproponowałem swoim uczniom, żeby spróbowali się modlić tylko na reklamach w telewizji – to już i tak będzie bardzo dużo. I to sposób nie tylko dla nich, ale również dla mnie! Tak często narzekamy przecież na brak czasu, a tak dużo marnujemy go na bzdury.
Członkowie Szkoły Nowej Ewangelizacji nie chodzą ze świadectwem od drzwi do drzwi, ale szukają ludzi tam, gdzie oni przebywają, gdzie odpoczywają, gdzie wychodzą na spacer. W Niedzielę Wielkanocną zorganizowali w inowrocławskich Solankach taniec wielkanocny. Jedni się włączali, inni nie chcieli nawet wziąć do ręki rozdawanych wówczas obrazków z Jezusem Miłosiernym – tłumaczyli, że „od Jehowych nie biorą”, choć obok rozdających był ksiądz w sutannie.
 
Tam, gdzie nas potrzebują
Okazją do świadczenia o Jezusie są organizowane w parafiach modlitwy uwielbienia czy koncerty. – Najważniejsze jest świadectwo – tłumaczy Tomasz. – Młodym przygotowującym się do bierzmowania nic nie da świadectwo moje, czterdziestoletniego faceta. Oni potrzebują posłuchać rówieśnika, wtedy jest szansa, że ono dotrze.
Spotykają się raz w miesiącu, w każdą drugą sobotę miesiąca wieczorem w Markowicach, gdzie jest siedziba Szkoły Nowej Ewangelizacji św. Jana Pawła II. Ich spotkania są otwarte: przyjść i modlić się może każdy. Jest stała grupa uczestników i wielu takich, którzy przyjeżdżają zobaczyć, czy taka forma duchowości jest im bliska. Jedni i drudzy razem śpiewają, czasem tańczą, po wszystkim mogą się spotkać przy kawie i ciastku.
– Potem ci, którzy zostają na dłużej i przeszli kurs Nowe Życie, spotykają się przy swoich parafiach, w małych grupach pod kierunkiem animatora. Każdego dnia samodzielnie pracują nad słowem Bożym, a raz w tygodniu dzielą się owocami swojej pracy – tłumaczy Joanna.
Zainteresowani Szkołą Nowej Ewangelizacji przyjeżdżają do Markowic z Janikowa, Inowrocławia czy Kruszwicy. – Jesteśmy gotowi jechać wszędzie tam, gdzie nas potrzebują – mówi ks. Marcin Kwiatkowski. – Byliśmy już w Barcinie, Strzelnie, Dąbrówce Kościelnej. Choć kursy SNE przeznaczone są dla osób pełnoletnich, mamy przygotowany dla młodzieży przed bierzmowaniem autorski program rekolekcji przygotowujących ją do przyjęcia tego sakramentu. Nie chodzi nam o to, żeby wszyscy potem wstąpili do Szkoły – chodzi o to, żeby tchnąć w poszczególne wspólnoty nowego ducha. Równie dobrze możemy prowadzić rekolekcje dla parafialnego Żywego Różańca, jak i dla Odnowy w Duchu Świętym. Zależy nam, żeby każda wspólnota w Kościele była zewangelizowana i ewangelizacyjna, żeby miała to pragnienie wychodzenia do innych. Wszędzie, gdzie coś kuleje, gdzie brakuje ducha i energii – wszędzie możemy dojechać, tchnąć tego ducha, a potem dana wspólnota może iść dalej swoją drogą. Wiemy, że Szkoły Nowej Ewangelizacji to nie jest jedyna droga Kościoła, to nie jest droga najwspanialsza ani najlepsza – jest tylko naszą propozycją, jedną z wielu.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki