Logo Przewdonik Katolicki

Madzia kontra mięsak

Justyna Sowa

Głęboko wierzymy, że Magda wyzdrowieje. W ogóle to wyjątkowo mocno żyjemy teraz wiarą, nadzieją i miłością.

Żyjemy, a w międzyczasie leczymy – nie odwrotnie
- Podchodzimy do choroby Magdy tak jak do każdej innej. Zwyczajnie leczymy się z nowotworu tak jak z kataru, z tą różnicą, że wymagamy dłuższej i cięższej  kuracji – ze spokojem mówi mama małej Madzi, Marta Adamczyk. - Poza tym życie jest piękne. Nasza miłość jest piękną. Mimo choroby jesteśmy szczęśliwi, bo jesteśmy razem. I to jest źródło autentycznej radości. Magda jest cudowna. Jest warta każdego trudu i każdego poświęcenia. Zresztą wcale nie czuję, że się poświęcam. Po prostu jestem mamą. I to wspaniałej dziewczynki. Poza tym to nie jest tak, że leczymy się i w międzyczasie próbujemy normalnie żyć. My żyjemy, a w międzyczasie się leczymy z choroby. Śmiejemy się, bawimy, czytamy bajki, uczymy nowych rzeczy, przytulamy, rośniemy, a przy tym co jakiś czas bierzemy chemię, mamy badania. A nie na odwrót – tłumaczy pani Marta. – Poza tym gdy choruje dziecko naprawdę chorują także i jego rodzice. To nie puste hasło, tylko prawda. Zupełną normą jest, że my tu wszyscy na oddziale onkologicznym mówimy, że „bierzemy chemię, wymiotujemy, mamy się lepiej lub gorzej, mamy tyle, a tyle leukocytów…” – nie dziecko tylko my razem.
 
Miłość – potężna siła
Madzia jest właśnie po naświetlaniach radioterapii. Miała być przez dłuższy czas w domu na przerwie, niestety poczuła się źle i musiała po dwóch dniach wrócić do szpitala. Jest tam razem z mamą. - Miłość do dziecka to potężna siła. Może się komuś z zewnątrz wydawać, że on w takiej sytuacji załamałby się i wpadł w depresję. Ale to nieprawda. To miłość do dziecka nie pozwala nad nim płakać – choć może brzmi to paradoksalnie. To ona daje nam siłę do normalnego życia, do którego nasze dziecko ma absolutne prawo także, a może właśnie przede wszystkim podczas zmagania się z ciężką chorobą – tłumaczy mama. - Magda ma być zadowolona, spokojna, radosna, ma dobrze się bawić. A to w najwyższym stopniu zależy właśnie od nas i emocji jakie jej przekazujemy. Psychika dziecka ma bardzo duży wpływ na to jak się ono leczy.
 
Nie od razu chorowała
Dziewczynka urodziła się zdrowa i przez pierwsze siedem miesięcy życia rozwijała się zupełnie normalnie. - Pod koniec lutego zaczęła budzić się w nocy z płaczem. Było to niepokojące, bo wcześniej przesypiała już prawie całe noce – rozpoczyna historię choroby Madzi mama. -  Był to czas kiedy wydawało się, że lada chwila przebiją jej się ząbki, dlatego postanowiliśmy nie panikować.
Po dwóch tygodniach nagle te nocne płacze całkiem jej przeszły. Za to zaczęła grymasić przy jedzeniu. Jednego dnia jej apetyt był dobry, a innego dnia musiałam się namęczyć, żeby zjadła jakąś przyzwoitą ilość pokarmu. To już mnie bardzo martwiło. Ponadto po pewnym czasie zauważyłam malutki guzek pod skórą Madzi na pleckach. Była to ledwie widoczna zmiana, którą najlepiej można było zaobserwować, gdy Magda siedziała. W innych pozycjach guzek znikał z oczu. Gdy go zobaczyłam po raz pierwszy bardzo się wystraszyłam. Ale zaraz potem pomyślałam, że okropnie panikuję i że to niemożliwe, żeby nasza Madzia mogła być tak okropnie chora. Postanowiłam pokazać guzek przy okazji wizyty u lekarza.
Jakiś czas potem Madzia zachorowała na zapalenie ucha. Przepisany antybiotyk w ogóle nie pomagał i po dwóch dniach pojechaliśmy z córeczką do szpitala dziecięcego w Prokocimiu. Tam potwierdzono zapalenie ucha i zostawiono nas na oddziale. Przy badaniu został też podjęty temat małego guzka na plecach. Pani ordynator powiedziała, że to kawałek bioderka tak się układa, gdy dziecko siedzi. Było to 18 marca.
 
Jakby jajko pod skórą
Ucho udało się wyleczyć po tygodniu, jednak Madzia czuła się coraz gorzej, coraz gorzej jadła i coraz gorzej poruszała się. W nocy często się budziła i musiałam długo uspokajać ją na moich rękach, nigdy wcześniej tak nie było. Lekarze próbowali szukać przyczyny, jednak nie widzieli jej w rosnącym na pleckach guzku. Po ponad miesiącu wezwano do Madzi onkologa, który nie miał żadnych wątpliwości... Madzia wówczas już gorączkowała do 40 stopni, miała biegunkę, okropne bóle, prawie nic nie jadła, zaczynała tracić możliwość poruszania nóżkami. Pod skórą widoczne były dwa duże guzki i jeden olbrzymi, który wyskoczył dosłownie w przeciągu kilkunastu godzin przed wizytą pani onkolog. Wyglądało to tak, jakby ktoś naszej malutkiej córeczce włożył pod skórę jajko. Plecki były z wielką gulą, wręcz zdeformowane. Widząc, co się dzieje z naszym dzieckiem ledwie żyłam z przerażenia.
 
Ani godziny do stracenia
Na oddziale onkologicznym zajęto się Madzią troskliwie i kompetentnie. Natychmiast wykonano tomografię całego ciała i wszystkie potrzebne badania. Wynik był miażdżący. Masa guzowata zajmowała ogromną część ciałka Madzi. Zaczynała się w szyi, gdzie uciskała na tętnicę, dalej biegła wzdłuż całego ciała przykręgosłupowo z wnikaniem w 4 miejscach do rdzenia kręgowego. Na wysokości brzuszka i miednicy była jeszcze mocniej rozrośnięta – tam guzy były najpotężniejsze. Następnie schodziły aż do prawej  pachwiny. Dodatkowo były dwa malutkie nacieki w główce, komórki nowotworowe widoczne były również w jednym płucku, obu nerkach, wątrobie. Zajęty był także szpik. Rak był wszędzie.
Pani doktor podjęła natychmiast chemioterapię ratunkową. Nie było godziny do stracenia! Okazało się, że naszą córeczkę zaatakował mięsak, bardzo agresywny i niesamowicie szybko rozrastający się nowotwór złośliwy.
 
Guzy zmalały
Madzia bardzo cierpiała. Przez pierwsze dwa tygodnie leczenia była na morfinie. Sytuacja wyglądała dramatycznie. Guzy były ogromne i dosłownie wszędzie. Nie było mowy o operacji, a chemioterapia mogła już nie zadziałać…
Magda jednak zaczęła odzyskiwać siły i uśmiech na buźce. Poprawa była widoczna gołym okiem. Za to guzy, które było widać pod skórą szybko malały. To cud, ale po kilku chemiach nawet gigantyczny guz deformujący plecki zniknął! Madzia znów zaczęła się bawić, śmiać, brykać i jeść. Kontrolna tomografia wykazała, że wszystkie guzy bardzo zmalały.
Kolejne chemioterapie, które Madzia przyjęła sprawiły, że obecnie ta gigantyczna masa guzowata jest mniejsza aż o 70 procent, a komórki nowotworowe z narządów wewnętrznych poznikały. Madzia ma także zdrowy szpik, nie tylko wolny od komórek nowotworowych, ale i bardzo dobrze funkcjonujący. Jej nerki i wątroba też bardzo dobrze działają. Wszystko to zasługa mądrych lekarzy, siły ciała i charakteru naszej maleńkiej córki, ale ponad wszystko Matki Bożej Nieustającej Pomocy, której powierzyliśmy pod opiekę naszą Madzię. To Ona tak cudownie opiekuje się naszym dzieckiem i wysłuchuje naszych codziennych modlitw o wyzdrowienie Magdy.
 
Apel o pomoc
Niebawem Madzia musi przejść bardzo skomplikowane operacje, od których będzie bardzo wiele zależało. Trzeba jak najprecyzyjniej usunąć każdy milimetr guzów, żeby choroba dała się całkowicie zwalczyć i nigdy nie powróciła. Przypadek Madzi jest wyjątkowo ciężki, ona jednak zdrowieje, jest coraz bliżej wygrania walki o życie! Dlatego musi zostać zoperowana przez zespół chirurgów onkologów, który często i z sukcesami usuwa najcięższe nawet przypadki mięsaka. Tu bardzo liczy się doświadczenie i najlepszy sprzęt. Dlatego musimy zabrać Madzię na operację do specjalistycznej kliniki w Niemczech – w Munster lub Tubingen. Magda jest niesamowicie dzielna, waleczna i silna. Już tak wiele z siebie dała w niezwykłej walce o życie jaką toczy. Zasługuje na szansę, jaką daje ta operacja. Niestety żeby to było możliwe musimy zebrać około 300 tys. zł do stycznia. Sami nie damy rady…
Prosimy z całego serca o pomoc materialną, a także o modlitwę o powrót do zdrowia naszej córeczki. Za każdą złotówkę i każdą modlitwę już teraz z serca dziękujemy!

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki