Logo Przewdonik Katolicki

Moda na Gruzję

Jędrzej Majka
Fot.

Tegoroczne wakacje spędzimy w Gruzji. Co nam polecasz? w ciągu tygodnia takie pytanie zadało mi kilka osób. W ostatnich latach zapanowała moda na państwa Kaukazu, szczególnie zaś na Gruzję. Co przyciąga turystów do tego kraju? Czy oprócz osławionej gościnności, uroczych plaż Batumi i wspaniałej kuchni Gruzja ma do zaoferowania coś jeszcze?

– Tegoroczne wakacje spędzimy w Gruzji. Co nam polecasz? – w ciągu tygodnia takie pytanie zadało mi kilka osób. W ostatnich latach zapanowała moda na państwa Kaukazu, szczególnie zaś na Gruzję. Co przyciąga turystów do tego kraju? Czy oprócz osławionej gościnności, uroczych plaż Batumi i wspaniałej kuchni Gruzja ma do zaoferowania coś jeszcze?

 

W powietrzu unosił się zapach kolendry. Pani Nino postawiła przede mną głęboki talerz z czachochbili. Był to mój pierwszy posiłek w Tbilisi. Zatrzymałem się tu na kilka dni. Gospodyni była uroczą panią w średnim wieku. Nosiła dość popularne w Gruzji imię. Jej patronką była święta Nino, misjonarka, dzięki której Gruzja uznała chrześcijaństwo za religię państwową. Było to w czwartym stuleciu po Chrystusie. W kościołach prawosławnych święta czczona jest na równi z apostołami. Jedni twierdzą, że była niewolnicą z Kapadocji, inni, że należała do świty cesarzowej Heleny, matki Konstantyna Wielkiego. Co do jednego wszyscy są zgodni: miała dar od Boga, uzdrawiała chorych.

– Co to za krzyż? – spytałem, wskazując na ścianę.

– To krzyż świętej Nino – odpowiedziała gospodyni. – Krzyż o opadających ramionach święta zrobiła z dwóch gałązek winnego krzewu i związała własnymi włosami. 

 

Dżwari i chinkali

Znużony ulicznym gwarem, postanowiłem wybrać się poza miasto. Podróż busem do Mcchety, duchowej stolicy Gruzji, trwała zaledwie 30 minut. Tu, w czwartym stuleciu, król Mirian III przyjął chrzest. W miejscu, w którym święta Nino i król Mirian postawili z okazji chrztu wielki drewniany krzyż, 200 lat później wzniesiono monaster Dżwari, po gruzińsku krzyż. Kamienna budowla zachwyca ascetycznym wnętrzem.

Po całodziennej wycieczce, pełen wrażeń, wróciłem do Tbilisi. Na kolację moja gospodyni przyrządziła chinkali, pierogi z mieloną baraniną, cebulą i sporą ilością świeżej kolendry. Wyglądem przypominały sakiewki na pieniądze. Pani Nino przyniosła także drewniany młynek do pieprzu. Przed jedzeniem chinkali należy posypać świeżo zmielonym pieprzem. – Chwyć palcami za górę sakiewki i delikatnie nadgryź – tłumaczyła. – Lekko przechyl sakiewkę i wypij z niej rosół.

Tak też uczyniłem. Od tej pory wielokrotnie zamawiałem to danie. Jako nowe hobby potraktowałem liczenie zakładek robionych przy skręcaniu sakiewki z ciasta. Ponoć im takich zakładek więcej, tym lepsza jest gospodyni czy kucharz. Rekord w mojej prywatnej statystyce to 14 zakładek. Było to w Telawi na wschodzie Gruzji.

 

Nowa Jerozolima

Kolejnym przystankiem w mojej podróży było Kutaisi, drugie pod względem wielkości miasto Gruzji. Pojechałem tam ze względu na dwie budowle: katedrę Bagrata i monaster Gelati. Monaster został ufundowany w 1106 r. przez króla Dawida IV Budowniczego. Król łączył w sobie rycerskość i mądrość ze skromnością i pobożnością. Chciał w Gruzji stworzyć Nową Jerozolimę i Nowe Ateny. Pragnął zbudować wielki ośrodek monastyczny wraz z akademią. Na miejsce budowy wybrał wzgórze wznoszące się nad doliną rzeki Ckal-Citela, niedaleko królewskiej siedziby w Kutaisi. Sprowadził najlepszych ówczesnych budowniczych i rozpoczął budowę cerkwi Narodzenia Matki Bożej, monasteru i akademii. Początkowo, od greckiego słowa „rodzić”, monaster nazwano Genati. Z czasem jednak nazwa przekształciła się w Gelati. Klasztor i akademię wyjęto spod jurysdykcji biskupa i podporządkowano bezpośrednio królowi. Na rzecz monasteru władca ofiarował ziemie, zdobyte skarby muzułmańskich władców, ikonę Matki Boskiej Chachulskiej, którą namalował sam święty Łukasz, oraz zamówioną dla ikony drogocenną szatę. W ten sposób uczynił z monasteru świątynię narodową. Wiedząc, że nie doczeka końca budowy, Dawid poprosił swojego syna o kontynuowanie dzieła. Nakazał również, by w tym monasterze pochowano i jego, i jego następców. Dzięki temu klasztor zawsze miał znajdować się pod opieką władców.

 

Pochówek w bramie

Tak też się stało. Dawida Budowniczego, na jego własną prośbę, nie pochowano, jak przystało na króla, czyli w głównej świątyni, lecz w przejściu bramy. Na płycie grobowej widnieje napis: „Tu jest mój odpoczynek na wieki, tu zamieszkam, gdyż tego pragnąłem”.

Jego syn Dymetriusz ukończył budowę, ozdobił świątynię mozaikami i freskami, dobudował klasztor i akademię, wzniósł kapliczkę nad bijącym tuż przy cerkwi źródłem, a za murami wybudował szpital. Akademia stała się prężnym ośrodkiem naukowym chrześcijaństwa.

W XVI w. zamieszkał tu patriarcha zachodniej Gruzji, a monaster pełnił funkcję jego katedry i rezydencji. Od XVIII w. Gelati nie słynie już jako naukowy ośrodek, ale jako zabytek wielkiej wagi. Przyjeżdżali tu podróżnicy, znawcy sztuki i architekci z całego świata, prowadzili wykopaliska. Ostatni gruzińscy królowie Salomon I i Salomon II pod koniec XVIII i na początku XIX w. odnawiali najważniejsze budowle. Jednak monaster już nigdy nie dźwignął się do stanu sprzed paruset lat. Niedługo po przejściu Gruzji pod panowanie Rosjan, w roku 1821, w Gelati zlikwidowano niezależne biskupstwo i przyłączono je do cerkwi rosyjskiej. Dopiero w 1943 r. Kościół gruziński odzyskał swoją autonomię.

Dziś w monasterze mieszka niewielu mnichów. Ich zadaniem jest obsługiwanie pielgrzymów. Mimo ciągłej obecności ludzi panuje tu cisza i spokój. Wierni zapalają przy ikonach świece, prosząc o zdrowie dla żywych i wieczny odpoczynek dla zmarłych. Każdy pielgrzym odwiedza także źródło, pije świętą wodę i obmywa nią twarz. Podobno woda ta ma właściwości odmładzające.

 

Gościnność Gruzinów jest wielka, kuchnia wspaniała, a plaże zachęcają do lenistwa. Będąc jednak w Gruzji, warto odwiedzić monastery i poznać bliżej tutejsze chrześcijaństwo. Gruzja to kraj bezpieczny. W razie jakichś problemów Gruzini zawsze przyjdą nam z pomocą. Z komunikacją nie ma problemu. Starsi, pamiętający czasy radzieckie, rozmawiają po rosyjsku, młodsi – po angielsku, którego uczą się obowiązkowo w szkole. Trudniej zrozumieć słowo pisane. Napisy przypominają poskręcane nitki makaronu. Alfabet gruziński powstał w czwartym stuleciu. Żartobliwa legenda głosi, że Gruzini poganiali ormiańskiego mnicha Mesropa Masztoca, by jak najszybciej stworzył dla nich alfabet. Poganiali tak nachalnie, że mnich nie mógł skończyć jeść obiadu. – Oto wasz alfabet – powiedział, strącając miskę z makaronem na ziemię.

 

 

Blog autora na www.jedrzejmajka.pl.

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki