„Obywatelu Cieplaku! Najwyższy Sąd Rosyjskiej Republiki Sowieckiej skazuje was na najwyższy wymiar kary – rozstrzelanie! Czy rozumiecie?”
Między 21 a 25 marca 1923 r. w Moskwie odbyła się rozprawa sądowa przed Sądem Najwyższym Rosyjskiej Socjalistycznej Republiki Sowieckiej. Na ławie oskarżonych zasiadło 16 mężczyzn: arcybiskup Kościoła rzymskokatolickiego, 14 kapłanów oraz jeden świecki mężczyzna. Bolszewicki prokurator zarzucił podsądnym, że sprzeciwili się „unarodowieniu mienia kościelnego”, „osłabiali dyktaturę klasy robotniczej i przeciwdziałali zdobyczom rewolucji październikowej” oraz „szerzyli wśród mas robotniczych kościelne zabobony”. Wszystkie wyjaśnienia i zeznania złożone przez oskarżonych w trakcie procesu zostały wykorzystane przez sąd przeciwko nim, co doprowadziło do skazania „winnych” na najwyższy wymiar kary – rozstrzelanie oraz więzienie z zastosowaniem surowej izolacji w czasie od 6 miesięcy do 10 lat. W ten sposób władze Związku Radzieckiego rozprawiły się z „katolickim spiskiem księżowskim” w Piotrogrodzie, przemianowanym zresztą niebawem na Leningrad. Zwierzchnikiem owego „spisku” był według bolszewickiego prokuratora i sądu katolicki arcybiskup Jan Cieplak, administrator apostolski diecezji mohylewskiej z siedzibą w Petersburgu, który – co gorsza – był Polakiem! Jak doszło do wykrycia owego „tajemniczego” spisku, oskarżenia arcybiskupa i postawienia go przed sądem?
Prawdziwy pasterz
Pochodzący z Polski, bo urodzony w 1857 r. w polskiej rodzinie w Dąbrowie Górniczej na Śląsku, Jan Cieplak był kapłanem od 1881 r. Związany z czasem na swej duchownej drodze ze wschodnimi rubieżami Kościoła katolickiego ks. Cieplak bardzo szybko zdradził wyjątkowe talenty intelektualne i zalety ducha, które sprawiły, że już krótko po święceniach został profesorem katedry w Akademii Duchownej w Petersburgu. Zapewne niełatwo było działać katolickiemu kapłanowi, Polakowi, w zaborczej i prawosławnej Rosji carskiej. Przyszłość miała jednak dopiero zgotować ks. Janowi Cieplakowi nowe trudności. Od 1908 r. ks. Jan Cieplak był biskupem pomocniczym archidiecezji mohylewskiej. Gdy w trudnym z racji wybuchu Wielkiej Wojny roku 1914 z godności arcybiskupa metropolity mohylewskiego ustąpił abp Wincenty Kluczyński, tamtejsza kapituła wybrała na administratora archidiecezji właśnie bp. Jana Cieplaka. Przejął więc on rządy w rozległej archidiecezji w trudnym czasie wojennych zmagań, nie przewidując zapewne do końca dramatu najbliższych lat: wybuchu bolszewickiej rewolucji, zamordowania carskiej rodziny Romanowów i zaprowadzenia ateistycznej dyktatury bolszewickiej, znanej wkrótce na całym świecie pod nazwą Związku Radzieckiego.
Jedynie gorliwość pasterska bp. Cieplaka i jego oddanie dla spraw swych wiernych – katolików rozproszonych na ogromnych połaciach ziem białoruskich i rosyjskich – sprawiły, że ten biskup polskiej narodowości, będący formalnie obywatelem Rosji, a wkrótce także Związku Radzieckiego, szybko został uznany przez bolszewików za „wroga ludu” i jedną z najbardziej niebezpiecznych osób na terenie Rosji Sowieckiej. Bolszewicy nie mogli wybaczyć Janowi Cieplakowi, którego w marcu 1919 r. Ojciec Święty Benedykt XV wyniósł do godności arcybiskupa tytularnego, wielu działań o symbolicznej wymowie. Jak choćby zorganizowanych 3 maja 1917 r. po raz pierwszy w Petersburgu obchodów polskiego święta narodowego – rocznicy uchwalenia Konstytucji 3 maja. „Tłumy wiernych garnęły się do ołtarzy Pańskich, prosząc Boga o zmiłowanie nad umęczonym narodem, któremu dopiero ukazywać się zaczynały pierwsze blaski wyzwolenia” – zapisał kronikarz o Polakach zamieszkujących Petersburg, którzy wzięli udział w zorganizowanych przez bp. Jana Cieplaka uroczystościach. Jeszcze większą nienawiść bolszewików do biskupa spowodowało wydarzenie, do którego doszło rok później – 30 maja 1918 r. Po raz pierwszy (i jak się później okazało – po raz ostatni) w dziejach Petersburga katoliccy mieszkańcy tej ogromnej metropolii mogli przeżyć radosną i uroczystą chwilę. Bp. Janowi Cieplakowi udało się uzyskać zezwolenie na przeprowadzenie ulicami miasta procesji Bożego Ciała! Kronikarz relacjonował: „Chrystus utajony pod postacią chleba, w blaskach majestatu jako tryumfator wyszedł z błogosławieństwem pokoju. Procesja zmierzała z kościoła św. Katarzyny przez słynny Newski Prospekt i dalej Litiejnym Prospektem do kościoła na cmentarzu Wyborskim”. W procesji wzięło udział kilka tysięcy petersburskich katolików, podobno przyłączali się też prawosławni. Pod baldachimem szedł ówczesny metropolita mohylewski abp Edward von Ropp, a obok jego biskup pomocniczy – Jan Cieplak. Jak się później okazało, bolszewicka Moskwa nie pozostała na to obojętna.
Walka z relikwiami
W tym samym czasie komisariat sprawiedliwości w Moskwie wydał bowiem pierwszy dekret o konfiskacie mienia wszystkich Kościołów. Był to jednak dopiero jedynie bolszewicki papierek lakmusowy, za pomocą którego nowe sowieckie władze Rosji chciały się przekonać o sile bądź słabości Cerkwi i Kościoła katolickiego na swoim terenie. Równolegle prowadzono innego rodzaju represje.
W latach 1919–1922 władze bolszewickie wydały wojnę katolickim relikwiom. Uchwalając dekret o wolności sumienia i wyznania, Sowieci jednocześnie cynicznie przystąpili do uderzania w największe tajemnice i świętości wiary jednego z wyznań, obecnych na terytorium ich nowego, z gruntu ateistycznego państwa. Pod pretekstem badania „autentyczności” relikwii i sprawdzania „stanu ich rozkładu” odpowiednia, sterowana z góry grupa „krasnoarmiejców – kursantów z Połocka”, a więc elewów będących kandydatami do bolszewickiej Czerwonej Armii, wystąpiła z propozycją „zbadania” relikwii św. Andrzeja Boboli. Do profanacji doszło w kościele w Połocku, gdzie przechowywano relikwie. Wbrew protestom abp. Cieplaka, kursanci zniszczyli plomby i dokonali „oględzin” relikwii, sporządzając nawet z tego barbarzyńskiego zdarzenia osobliwy protokół. Władze bolszewickie zachęcały nawet miejscową ludność do asystowania przy tym procederze, rozwieszając w kilku głównych punktach miasta plakaty „zapraszające” na ów ponury spektakl barbarzyństwa, co jednak spotkało się z reakcją odwrotną – „przeciwko profanacji protestowali miejscowi katolicy, a nawet prawosławi i żydzi”! Następnie władze sowieckie postanowiły przenieść relikwie do specjalnego muzeum w Moskwie, gdzie miały być one prezentowane jako „przykład guseł i zacofania obcego klasie robotniczej i świadomości rewolucyjnej”. Tylko niełatwa, ale uparta i intensywna akcja sprzeciwu, prowadzona przez abp. Jana Cieplaka, zapobiegła dalszej profanacji, a historyczne relikwie świętego dotarły ostatecznie – po wielu karkołomnych zabiegach dyplomatycznych – do Polski.
Areszt i proces
Postawa arcybiskupa nie mogła – z punktu widzenia bolszewickich knowań – zostać zaakceptowana. Otwarta i śmiała obrona wiary, bohaterskie reprezentowanie mniejszości katolickiej i jej interesów wobec barbarzyńskiej, autorytarnej i zbrodniczej władzy politycznych troglodytów, jakimi byli bolszewicy, przysporzyły arcybiskupowi wrogów.
Abp Jan Cieplak został aż trzykrotnie aresztowany przez czekistów – w 1920, 1922 i 1923 r. Za każdym razem jego los był poważnie zagrożony, tym bardziej że w 1919 r. z Rosji deportowano arcybiskupa mohylewskiego Edwarda von Roppa, skazanego uprzednio przez Sowietów na karę śmierci, której wykonania udało się uniknąć tylko dzięki zmasowanej akcji dyplomatycznej w Europie. Ostatecznie jednak – zarówno w 1920, jak i w 1922 r. – udało się uwolnić abp. Cieplaka z aresztu. Doszło do tego za sprawą licznych protestów, wizyt w urzędach sowieckich, memoriałów i innych form „obywatelskiego sprzeciwu”, jakie przedsiębrali prości katolicy w Rosji. Jednak w marcu 1923 r., gdy abp. Jana Cieplaka aresztowano po raz trzeci, jego los był już przesądzony. Gdy stawił się – zgodnie z wezwaniem – w Moskwie, okazało się, że czeka tam już 14 innych duchownych i świecki katolik – wszyscy solidarnie mieli stanąć przed sowieckim trybunałem, by odpowiedzieć za swą wiarę, która w Związku Radzieckim była niewybaczalną przewiną.
Proces arcybiskupa i pozostałych oskarżonych rozpoczął się 21 marca 1923 r. i miał charakter pokazowej farsy politycznej. Jego efektem miała być nie tylko likwidacja konkretnych podsądnych, ale też zastraszenie katolików w Rosji i w ogóle ludzi wierzących. Rok 1923 miał być w Związku Radzieckim, za sprawą procesu abp. Cieplaka, cezurą, po której życie religijne w sowieckim raju szybko obumrze. Głównymi „bohaterami” sądowego przedstawienia byli: prezes składu orzekającego sędzia Gałykin, sędziowie pomocniczy – Niemcow i Czełyszyn, a także prokurator Nikołaj Krylenko, który był najagresywniejszą postacią w tym tragicznym spektaklu. Sędzia Gałykin, jak zapamiętali naoczni świadkowie procesu, „wykazał zdumiewający analfabetyzm” i „nie mógł dać sobie rady z odczytaniem aktu oskarżenia”. Zirytowany własnym jąkaniem przekazał wreszcie dokument do odczytania drugiemu z sędziów, a sam oddał się „mistrzowskiemu puszczaniu kółek z dymu papierosa, z prawdziwą lubością śledząc, jak unosiły się one w górę”. Z kolei sędzia Niemcow „robił wrażenie niewykwalifikowanego robotnika”, z zapałem rywalizował z sędzią głównym w paleniu papierosów i przez całą rozprawę „rysował figurki na kartce papieru”. Trzeci sędzia, towarzysz Czełyszyn „śmiał się, kiedy sala się śmiała i czuł się zupełnie wytrącony z równowagi, gdy nie było powodu do śmiechu”. Najgorszą personą w tej surrealistycznej tragifarsie był chyba jednak prokurator Mikołaj Krylenko. Ów niezrównoważony osobnik, w agresywny sposób obrażający podsądnych, był sprężyną całego procesu. Do arcybiskupa zwracano się w drugiej osobie liczby mnogiej lub „obywatelu Cieplaku”.
Tak skompletowany czerwony trybunał po pięciu dniach procesowania skazał abp. Jana Cieplaka i ks. prałata Konstantego Budkiewicza na karę śmierci przez rozstrzelanie, a pozostałych na kary od 6 miesięcy do 10 lat ciężkiego więzienia. Jedyną „winą” skazanych, dowiedzioną przez półanalfabetów w prawniczych togach na podstawie dowolnie i fikcyjnie dobranych przepisów sowieckich, była obrona praw katolików do swobody sumienia i wyznania.
Wyzwolenie
Paradoksalnie dzięki temu, że proces miał charakter pokazowy, dowiedziała się o nim opinia publiczna nie tylko w Rosji, ale i w całej Europie. Wprawdzie bolszewicy spędzili na salę sądową komunistyczny motłoch, to jednak przebieg procesu-farsy znalazł też obiektywnych obserwatorów, którzy zaalarmowali świat o odbywającym się w Moskwie barbarzyństwie.
Dzięki intensywnej akcji dyplomatycznej, w którą szczególnie zaangażowała się Polska i Stolica Apostolska oraz osobiście – w bardzo odważnych wystąpieniach – sam papież Pius XI, udało się uratować abp. Jana Cieplaka. Niestety, wcześniej wykonano karę śmierci na ks. prałacie Budkiewiczu. Wycieńczony ciężkim więzieniem w Butyrkach i pobytem na Łubiance, abp Jan Cieplak wiosną 1924 r. został przez Sowietów odstawiony na granicę radziecko-łotewską i przez Łotwę dostał się do Polski. Owacyjnie witany przez rodaków jako pasterz męczennik, arcybiskup doświadczył też dłuższej gościny w rezydencji prezydenta Rzeczypospolitej Stanisława Wojciechowskiego w Spale. W następnych miesiącach odwiedził też rodzinne strony na Śląsku oraz Rzym, gdzie traktowany był z należnymi bohaterowi walki za Kościół honorami. Jeszcze później arcybiskup odwiedził Polonię w Stanach Zjednoczonych Ameryki, gdzie dotarła do niego wiadomość o papieskiej nominacji na nowego arcybiskupa metropolitę wileńskiego. Mówiło się też o możliwości kreacji kardynalskiej arcybiskupa. Niestety, śmierć abp. Jana Cieplaka przed 85 laty – 16 lutego 1926 r. – przyspieszona zapewne wyniszczeniem organizmu w sowieckich więzieniach – przerwała jego ziemskie życie, uniemożliwiając pasterzowi odbycie ingresu do wileńskiej katedry. W 1952 r. w Rzymie rozpoczęto proces przygotowawczy do beatyfikacji abp. Jana Cieplaka.
Wykorzystałem m.in. biografię abp. Jana Cieplaka pióra ks. Franciszka Rutkowskiego, Abp Jan Cieplak, Szkic biograficzny, Warszawa 1934.