Przez 72 lata, najpierw w eremie krakowskim na Bielanach, a później w pustelni bieniszewskiej, br. Leonard dążył do zjednoczenia z Bogiem przez życie ściśle kontemplacyjne. Tak jak inni ojcowie i bracia kameduli, przestrzegał surowych reguł życia zakonnego. W odosobnieniu i w milczeniu modlił się i pracował (Ora et labora).
W dniu pogrzebu furtę klasztorną w Bieniszewie uchylono dla krewnych zmarłego i okolicznych mieszkańców. Eucharystii przewodniczył i żałobną egzortę wygłosił o. Ambroży Białucha, przeor wspólnoty. Liturgię celebrowali ojcowie kameduli i kapłani diecezji włocławskiej, między innymi ks. prałat Wojciech Kochański, wikariusz biskupi na rejon koniński. Po Mszy św. ciało przeniesiono do klasztornych katakumb, gdzie zostało zamurowane. Requiscat in pace...
Wiele osób zapamięta br. Leonarda jako mnicha pracowitego, pogodnego i życzliwego. W zakonie pełnił funkcję furtiana, znane było jego zamiłowanie do pszczelarstwa (pochodził z rodziny pszczelarzy). Różańce, które wykonywał, sprzedawał przy furcie podczas dorocznych odpustów w Bieniszewie (8 września). Niektórzy mieli szczęście taki różaniec dostać od zakonnika w prezencie.
W gronie uczestników pogrzebu był Adam Bujak. Znany fotografik poznał o. Ambrożego i br. Leonarda w ich „czasach krakowskich”. Zyskawszy zaufanie mnichów, przebywał przez jakiś czas m.in. w eremie bieniszewskim. Towarzyszył im i obserwował ich życie; plonem pobytu jest wydany w 2009 r. album pt. Legenda białych braci. Teraz, w rozmowie z dziennikarzami, wspominał pożegnanie zakonników ze śp. konfratrem: – Wczesnym świtem odbyła się procesja wokół kościoła. Wiał silny wiatr, padał deszcz. Na czele, z krzyżem w dłoniach szedł ojciec przeor. Trumnę nieśli mnisi; w lustrach kałuż odbijały się ich postacie. Panowała zupełna cisza.
Część zdjęć wykonanych przez A. Bujaka w Bieniszewie trafi do jego albumu pt. Krzyż polski (t. III, Krajobraz i sacrum).