Logo Przewdonik Katolicki

Maria, Marta, Łazarz i ja?

ks. Sylwester Warzyński
Fot.

Jednym z ostatnich miejsc, które odwiedziliśmy w czasie naszej pielgrzymki po Ziemi Świętej, była Betania. Ta niewielka miejscowość znajdowała się niegdyś na wschodnim zboczu Góry Oliwnej, zaledwie trzy kilometry od Jerozolimy. Dziś nazywa się Al-Ajzarija, liczy przeszło 20 tys. mieszkańców i leży już za murem na Zachodnim Brzegu w Autonomii Palestyńskiej. Choć w niczym nie przypomina małej wioski, jaką była w czasach Jezusa, to właśnie tu mieszkali Maria, Marta i Łazarz.

Jednym z ostatnich miejsc, które odwiedziliśmy w czasie naszej pielgrzymki po Ziemi Świętej, była Betania. Ta niewielka miejscowość znajdowała się niegdyś na wschodnim zboczu Góry Oliwnej, zaledwie trzy kilometry od Jerozolimy. Dziś nazywa się Al-Ajzarija, liczy przeszło 20 tys. mieszkańców i leży już za „murem” na Zachodnim Brzegu w Autonomii Palestyńskiej. Choć w niczym nie przypomina małej wioski, jaką była w czasach Jezusa, to właśnie tu mieszkali Maria, Marta i Łazarz.


Euzebiusz, historyk żyjący na przełomie III i IV w., pisze, jak wielu chrześcijańskich pielgrzymów przybywało do tego miejsca. Święty Hieronim w IV w. wspomina o wzniesionym na grobie Łazarza kościele. W średniowieczu miały być nawet dwa. Jeden zbudowany nad grobem Łazarza i drugi w miejscu, gdzie stał dom przyjaciół Jezusa lub, według innej tradycji, dom Szymona Trędowatego (Mt 26, 6).

Dziś o wszystkich tych miejscach, a właściwie o wszystkim, co się tu wydarzyło, przypomina kościół św. Łazarza. Razem z przylegającym do niego klasztorem został zbudowany przez franciszkanów w połowie XX w. na ruinach poprzednich kościołów. Jest prosty, ale i bardzo wymowny.

Patrzę na piękne mozaiki znajdujące się we wnętrzu tej świątyni, przedstawiające opisane w Ewangelii sceny. Stoję tu, gdzie Maria w zachwyceniu słuchała słów Jezusa, a Marta została przez Niego serdecznie pouczona: „Marto, Marto…” (Łk 10, 41). Słyszę słowa: „Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie” (J 11, 25). Widzę Jezusa, który płacze, i Łazarza, który wychodzi z grobu (J 11, 35.44). Wyobrażam sobie, jak tuż przed męką urządzono dla Niego ucztę, „Maria zaś wzięła funt szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi i włosami swymi je otarła” (J 12, 2–3).

Ile w tych scenach prawdziwych ludzkich emocji, uczuć, lęków, rozgoryczenia czy nawet zawodu: „Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł” (J 11, 21). Ile tu prawdziwej radości, entuzjazmu, zachwytu i wdzięczności. Ile tu, w Betanii, człowieka. Może dlatego to miejsce jest mi tak bliskie. Tutaj czuć atmosferę domu, przyjaźni, bardzo ludzkich, pięknych więzi, głębokiej zażyłości. Tu Jezusa kochano, czekano na Niego, cieszono się Jego obecnością. On sam mógł czuć się tutaj jak w domu.

Czy w mojej życiowej Betanii też?

To dobrze, że przyjechaliśmy tu na koniec naszej pielgrzymki, by po tym wszystkim, co zobaczyliśmy, przeżyliśmy, czego doświadczyliśmy, zapytać w ciszy tego miejsca o przyjaźń, o prawdziwe żywe relacje, zapytać o moje bycie człowiekiem i moje bycie człowiekiem wierzącym.

Ta pielgrzymka nie była przecież zwykłą wycieczką.

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki