Wiele razy zastanawiałam się nad tymi słowami z Ewangelii – co było w tym spojrzeniu Jezusa? Czego doświadczali ci, którzy mieli szczęście Go zobaczyć?
Myślę, że czegoś podobnego doświadczyłam w tym roku w Manoppello, sanktuarium Najświętszego Oblicza Pana Jezusa. Pojechałam tam z okazji tradycyjnej już pielgrzymki klas drugich liceum do Włoch. Większość odwiedzanych przez nas miejsc widziałam już wcześniej i prawdę mówiąc, męczył mnie tłum ludzi zwiedzających wszystko co możliwe, uliczni sprzedawcy pamiątek i ciągły szum pielgrzymów i turystów wlewający się do kościołów i bazylik Wiecznego Miasta. Tęskniłam za ciszą.
I wreszcie dotarliśmy do cichego, niepozornego miejsca – Manoppello. Czytałam wcześniej o wizerunku twarzy Pana Jezusa utrwalonym na przezroczystym batyście i bardzo byłam ciekawa, jak to wygląda. Doświadczyłam jednak czegoś nieoczekiwanego.
Weszliśmy do kościoła – chwilę później mieliśmy tam Mszę św., więc chciałam przygotować z młodzieżą śpiewy na liturgię. Odwróciłam się w stronę moich uczniów i wtedy zobaczyłam coś, co długo będę pamiętać. Znam ich dość dobrze i wiem, jak trudno czasem zachęcić ich do skupienia i milczenia w szkolnej kaplicy! A teraz jedni siedzieli, inni klęczeli, ale nikt nie rozmawiał – wpatrzeni w Oblicze Pana Jezusa, jakby zapomnieli o całym świecie, trwali w ciszy, a twarze mieli tak piękne!
Pomyślałam wtedy, że właśnie spotkali Jezusa, który spojrzał na nich z miłością. Wydobył to, co zachwyca, odsłonił piękno, którego czasem nie widzą nasze oczy, bo przysłania je zmęczenie, zniechęcenie i brak miłości. Ale spojrzenie Tego, który jest samą miłością, może wyzwalać tylko piękno!
Była to dla mnie wyjątkowa chwila, jakbym zobaczyła odbicie Najświętszego Oblicza w twarzach moich uczniów. A przecież tak właśnie jest! Każdy z nas kryje w sobie Jego obraz, potrzeba tylko otwarcia się na Jego miłość, by stać się dla innych przezroczystym…