Pierwsza Komunia Święta to wielkie wydarzenie w życiu każdej rodziny, ale jest chyba tak, że sakrament udzielany dzieciom chorym wymaga zaangażowania nie tylko ich krewnych, ale również wielu ludzi dobrej woli, wielkiego serca… Powstaje swoista „grupa wzajemnej pomocy”.
Wiesława Janczarska (W.J.): – Tak, człowiek człowiekowi przekazuje na początku wieść o tym, że dzieci niepełnosprawne, również umysłowo, mogą we własnym gronie przystąpić do stołu Pańskiego. Uaktywniają się wspaniali ludzie. W naszych oczach głównym motorem tego, co mogliśmy niedawno tak podniośle przeżywać, była katechetka z poprzedniej szkoły, do której uczęszczała Weronika. To szkoła specjalna przy ul. Fordońskiej w Bydgoszczy. Tam właśnie poznaliśmy katechetkę, która już od lat organizowała dziecięce pielgrzymki do kościołów, rozmaite spotkania, m.in. te z diecezjalnym biskupem, aranżowała wydarzenia będące zawsze blisko Kościoła. Życie duchowe, religijne zaczyna stopniowo łączyć dzieci, ich rodziców, opiekunów, przyjaciół.
Adam Janczarski (A.J.): – Sam sakrament Pierwszej Komunii Świętej dzieciom niepełnosprawnym udzielany jest w Bydgoszczy co roku, względnie co dwa lata, jeśli akurat roczniki dzieci nie są zbyt liczne. My już wcześniej zainteresowaliśmy się ideą, byliśmy na takiej Komunii, aby zobaczyć, jak dzieci z zespołem Downa reagują na szczególny wymiar tego dnia – uroczystość bardzo nas wzruszyła, przełamaliśmy wszelkie dotychczasowe wątpliwości.
W.J.: – Komunijna grupa i tym razem składała się z podopiecznych aż trzech bydgoskich szkół specjalnych – mogliśmy obserwować, jak trzy panie katechetki całe serce wkładają w to, aby do dnia Pierwszej Komunii Świętej stworzyć zgraną, serdeczną dla siebie, lubiącą się grupę. Wielki cel.
Przygotowania duchowe oraz organizacyjne trwały długo?
A.J.: – Mieliśmy spotkania przygotowawcze od października Raz w miesiącu spotykaliśmy się w kościele Matki Bożej Królowej Męczenników na specjalnej Mszy św. – w tej świątyni zostaliśmy przyjęci niezwykle serdecznie. Pamiętam te dni modlitwy. Mimochodem dzieci wzajemnie się oswajały, przełamywano strach, nieufność. No i zapamiętałem jeszcze porywającą oprawę muzyczną – znów oto pojawiają się ludzie, którzy dla naszych dzieci poświęcili wiele czasu, służyli im i nam z niesamowitym oddaniem. Należą się im słowa wielkiej wdzięczności. Wiele dobra zaznaliśmy podczas tych spotkań i przygotowań, bardzo nas one pokrzepiały i integrowały. Właśnie przy kościołach powstają naprawdę prężne i otwarte środowiska przyjazne osobom niepełnosprawnym. Nie oszukujmy się, do powszechnej integracji, ducha pełnej tolerancji dla wszelakiej ułomności, jest jeszcze u nas spory kawałek. Najważniejsze jednak, że osoby chore wychodzą z ukrycia, dla nich parafia może być jednym z tych szczególnie „przyjaznych światów”.
W.J.: Na tych Mszach św. z początku niepokoiliśmy się, bacznie obserwując, jak dzieci w takiej złożonej grupie znoszą godzinny pobyt w kościele, jak wzajemnie się postrzegają. Z każdą Eucharystią byliśmy spokojniejsi, radośniejsi. Niektóre niepełnosprawne dzieci zostały włączone w liturgię – niewidomy chłopiec mógł na przykład śpiewać. To bardzo podnosiło dzieci na duchu.
Aż wreszcie nadszedł szczególny, majowy dzień, gdy dzieci spotkały się już w innym bydgoskim kościele – w świątyni garnizonowej.
W.J.: – Wcześniejsze Msze św. to nie były do końca klasyczne próby, ale dzieci znały już dobrze swoje miejsca, kolejność zdarzeń, które miały nastąpić. Dlatego w dniu Pierwszej Komunii Świętej wszystko poszło bardzo planowo, naprawdę niezwykle spokojnie, dostojnie. Nawet fotograf, który po raz trzeci uczestniczył w takiej uroczystości, powiedział, że tegoroczne dzieci pierwszokomunijne były nadzwyczaj skupione, szczególnie opanowane. My oczywiście najbardziej wnikliwie obserwowaliśmy własne dziecko i stwierdzamy z pełną odpowiedzialnością, że Weronika przeżyła swój uroczysty dzień o wiele silniej, niż w ogóle mogliśmy się spodziewać. Nagle jakby wydoroślała, stała się poważna, czuła się nie tyle bohaterką dnia, ile jego gospodynią.
A.J.: – Potwierdzam to w pełni. I w kościele, i podczas rodzinnej uroczystości Weronika była bardzo świadoma wyjątkowości przeżywanej chwili. Obserwujemy ją przecież każdego dnia – wtedy była inna niż zwykle.
I dla Państwa był to zatem czas niezwykłego, silnego przeżycia duchowego?
W.J.: – Oczywiście. Ks. Janusz Tomczak, od lat opiekujący się duchowo dziećmi niepełnosprawnymi intelektualnie, zawsze zaskakiwał nas niezwykłymi pomysłami duszpasterskimi, które w bardzo prosty sposób przybliżały dzieciom Pana Boga. Znajdował niezwykle słowa trafiające wprost do serc. Ale nie tylko dzieci, również opiekunowie mogli się czuć otoczeni szczególną kapłańską opieką.
W.J.: – To, co zaobserwowałem i to co czułem, było niezwykłe. Przyznaję, że dużo wcześniej sam dyskutowałem ze znajomą naszej rodziny, również mającą niepełnosprawne dziecko, o tym, jak wiele Weronika będzie w stanie zrozumieć z tak wielkich tajemnic wiary. Miałem wątpliwości. Tymczasem tamta osoba powiedziała mi: „Nie bój się, zobaczysz, że pojmie wszystko, okaże ci to”. I tak rzeczywiście było.
Czy Pierwsza Komunia Święta zamyka losy tejże nieformalnej grupy rodziców i dzieci, którzy wspólnie przygotowywali się do ważnego dnia?
W.J.: – Nie, to nie koniec. Niebawem nasza grupa rusza na pielgrzymkę do Lichenia, co stanowić będzie jakby duchowe przedłużenie majowej Komunii. Dalej chcemy modlić się w naszym gronie, ale też po prostu być razem. Środowisko ludzi związanych z osobami niepełnosprawnymi z czasem naprawdę tworzy rodzinę pomagającą sobie w razie potrzeby nawet materialnie.
A.J.: Ukułem kiedyś taką myśl, która do mnie często powraca: gdyby nasze dziecko było w pełni zdrowe, pewnie nigdy nie spotkalibyśmy tylu wspaniałych ludzi na własnej życiowej drodze.
W.J.: Ta rozmowa nie mogłaby się jednak zakończyć bez specjalnych podziękowań dla trzech pan katechetek, które wspominaliśmy w naszej opowieści. Serdecznie pozdrawiamy panie: Olę Semrau, Martę Borzych, Agnieszkę Wasąg.