Choć w dziedzinie mody, stylu ubierania wydaje się panować całkowity liberalizm, to jednak zasady dobrego wychowania wyraźnie nakazują dobieranie stroju stosownie do okoliczności, w jakich będziemy występować. Pomijając nakazy dotyczące doboru stroju na galowe czy oficjalne uroczystości, przyjęło się, że osoby pracujące w biurach, urzędach i tym podobnych zakładach pracy powinny ubierać się w sposób, który można określić jako „skromną elegancję”. Ubiór urzędniczki czy pracownicy banku tworzy bowiem klimat miejsca pracy i wyraża szacunek bądź przeciwnie – lekceważenie wobec interesantów. Szef ma więc prawo oczekiwać od swoich podwładnych, że – w zależności od charakteru pracy – nie przyjdą do pracy w startych dżinsach i rozciągniętym swetrze, ale raczej w spodniach czy koszuli, kostiumie, garsonce czy nawet garniturze. Aby uniknąć konfliktowych sytuacji i upokarzania pracowników, pracodawca powinien wyraźnie i szczegółowo określić oczekiwania wobec stroju czy wyglądu pracownika, w momencie zawierania z nim umowy o pracę albo nawet w trakcie procesu rekrutacji. Jeśli pracownik zaakceptuje wtedy taki warunek zatrudnienia, nie będzie mógł później kierować do pracodawcy pretensji.
Gorzej jeśli pracownik nie odpowiada wyobrażeniom swego szefa, będąc już od dawna zatrudnionym. Pracodawca może wtedy – w przypadkach szczególnie rażących – zwrócić delikatnie pracownikowi uwagę. Wypada robić to dyskretnie i z wyczuciem, by nie urazić pracownika. Sytuacja pani Hanny, której szef zwrócił uwagę demonstracyjnie wobec innych pracowników, w ogóle nie powinna się przydarzyć. Nie można też zwracać pracownikowi uwagi na te cechy jego wyglądu, na które nie ma wpływu; będzie to nie tylko uznane za nietakt towarzyski, ale może też dać pretekst do oskarżeń o mobbing. Ponieważ rozmowy na takie tematy są w większości przypadków niezręczne dla obu stron, pracodawcy coraz częściej wprowadzają „urzędowy” strój na stanowiskach wymagających kontaktu z klientem.