Logo Przewdonik Katolicki

Święta potrzebują bohatera

Jadwiga Knie-Górna
Fot.

Z dr. Remigiuszem T. Ciesielskim, prodziekanem Wydziału Nauk Społecznych UAM w Poznaniu, rozmawia Jadwiga Knie-Górna

Z  dr. Remigiuszem T. Ciesielskim, prodziekanem Wydziału Nauk Społecznych UAM w Poznaniu, rozmawia Jadwiga Knie-Górna

 


Spotkałam się ze stwierdzeniem, że upadek komunizmu nie tylko otworzył nasze granice na Zachód, ale także przyniósł pragnienie poznania tego wszystkiego, co dotychczas dla nas było niedostępne, w tym także różnorakich świąt…

- Pewnie jest w tym wiele racji, jednak myślę, że jest to mimo wszystko bardzo uproszczone spojrzenie na problem importu świąt kojarzonych z wrażliwością Zachodu. W środowisku, przynajmniej tym, w którym dorastałem, pod wpływem niektórych seriali telewizyjnych zaczęto rzeczywiście myśleć o przyjęciu świąt, które nie miały dotąd miejsca w naszej kulturze. Uważam, że dużo wcześniej, zanim upadł komunizm, mieliśmy pragnienie poznania tego wszystkiego, co było na tzw. Zachodzie Europy. Od momentu, kiedy zaczęliśmy mieć dostęp do źródeł tamtejszej kultury, okazało się, że istnieje inna wrażliwość, inny sposób wyrażania uczuć czy sposób funkcjonowania tak ważnych kategorii jak zaufanie i lojalność.

 

Zdaniem psychologów człowiek lubi żyć w oparciu o jakiś cykl. Czy zatem pragnie świętować także dlatego, że święta wytyczają mu upragniony rytm?

- Nie zgodziłbym się z pojęciem cyklu, ponieważ ono zwraca nas ku kulturze ciągłego powtarzania, a nie o to w święcie w naszej stechnicyzowanej cywilizacji chyba chodzi. Mówiąc współczesnym językiem kultury, pojawiłaby się nuda, czyli święto byłoby wszystkim, tylko nie przestrzenią święta. O świętach w naszej kulturze powiedzieć można bardzo wiele, jednak jedno jest pewne, zagubiliśmy rytm świąt.

Aby zaistniało święto, musi je poprzedzić wigilia, czyli czas oczekiwania, a tak już nie jest. Z przykrością możemy stwierdzić, że nie mamy Świąt Bożego Narodzenia, gdyż nie przeżywamy już czasu Adwentu. Nie ma Adwentu, ponieważ już od początku listopada słyszymy w supermarkecie kolędy! Utraciliśmy potrzebę odnawiania świata, jaka była w tych świętach, tak jak utraciliśmy cały sens święta, które zostało li tylko kategorią czasu wolnego i pewnie niczym więcej.

To jest problem, nad którym nie chciałbym jednak rozpaczać, bo pewnie czas wolny też jest nam potrzebny. Jednak ważne jest, byśmy nie utracili tego, co w święcie jest najważniejsze, czyli wysiłku święta. Tego, do czego owo święto ma nas odnosić. Mam wrażenie, że chyba przestało ono odnosić się do czegokolwiek…

 

Czy jest temu winna wszechobecna komercja, która nasze polskie święta skutecznie zabija, a inne sprawnie wprowadza w nasze życie?

- Komercja jest tylko jedną z przyczyn. Wydaje mi się, że w naszej życiowej przestrzeni zaczyna istnieć coś takiego, jak brak chęci na przeżywanie świąt. Wynika to z lęku przed świętem. Na przykład w czasie Wigilii musimy dzielić się opłatkiem z kimś, z kim nie chcemy tego robić, w czasie wielkanocnym musimy iść do spowiedzi, a możemy wcale nie chcemy tego uczynić. Pewnie świetnie sobie poradzimy w gabinecie psychologa czy psychoanalityka, ale idziemy tam, ponieważ mamy problemy, które sygnalizują nam inni. Przy konfesjonale musimy przejść do przestrzeni, która jest sacrum. Jest to przestrzeń mało przyjazna, gdyż wokół niej pojawiły się sprawy, które zaczęły nam przeszkadzać. Sacrum zaczęło nam przeszkadzać.

Święto wymaga wysiłku, podczas jego trwania musimy czegoś dokonać. Ono zawsze związane jest z rytuałem, a rytuał wymaga od nas pewnego wysiłku, który z kolei wiąże się z naszą zmianą na lepsze. Dla nas to zbyt duże wyzwanie.

 

Czyli święta, które wymagają od nas konkretnego wysiłku, wolimy zastąpić „świętami” typu Halloween czy walentynki, ponieważ sprawiają nam chwilową, niewymagającą trudu przyjemność. I to nam wystarcza?

- Tak. Nam wystarczy chwila. I to jest czas spotkania. Mimo to musimy też pamiętać, że możemy się zachwycać wszystkim: nową religią, kulturą, świętami, jednak nie zapomnimy tego, czym nasiąknęliśmy w dzieciństwie. Choć przeważnie przypominamy sobie o tym zawsze chwilę za późno, kiedy upłynęło tyle czasu, że zwyczajnie wstyd nam wracać do tego, co było najpiękniejsze w przeszłości, w tym także prawdziwego świętowania.

 

Wstydzimy się zatem tradycji?

- Wstydzimy się zacofania. Wstyd nam się przyznać, że to wszystko, co przekonstruowaliśmy w naszym życiu, nie sprawdza się. Wstydzimy się przyznać, że chcielibyśmy powrócić do tego, co było dla nas ważne w przeszłości.

 

Niedawno w Internecie znalazłam stwierdzenie, że świętujemy, ponieważ święta kojarzą nam się z radością, a my lubimy się nią dzielić…

- Radość winna być efektem święta! Pamiętam pierwszą książkę brata Rogera z Taizé, wydaną w języku polskim. Jej tytuł jest znamienny: „Niech twoje święto trwa bez końca”. To jest jasne przesłanie, że święto ma być radością. Jest przecież po to, aby się nim cieszyć. Jednak święto jest również po to, abyśmy umieli świadczyć. Gdyby święto było przeznaczone tylko do przeżywania radości, nie do końca byłoby świętem, gdyż ono przede wszystkim ma na celu nasze odrodzenie.

 

Wydaje mi się, że w świętowaniu zmieniło się również to, że wolimy świętować gdzieś w pubach, w towarzystwie niekoniecznie znanych nam osób. Uciekamy od świętowania w domu, z rodziną…

- Niestety, chyba ma pani rację, uciekamy z przestrzeni domu. Może dlatego, że przestrzeń publiczna jest mniej wymagająca od tej domowej. Być może dlatego, że w tej przestrzeni nie uchodzi rozmawiać na poważne tematy, bo jest to raczej czas na zakrzyczenie wielu spraw. Dom postrzegamy nie jako schronienie, lecz jako zadanie. Tam przede wszystkim trzeba rozmawiać, a my już chyba nie bardzo potrafimy to robić.

To nie jest chyba problem kultury, ale problem istniejący w nas. Wynika to zapewne z wychowania: nie potrafimy zarówno rozmawiać, jak i naprawdę być w dialogu. Wolimy ciszę zapełnić czymkolwiek, niż zostać i pomilczeć przy jednym stole.

 

Zapożyczamy różne święta, uciekając od naszych polskich, pięknych świąt, jak chociażby puszczanie wianków na wodzie w wigilię św. Jana. A może jednak nasza słowiańska natura odezwie się i na tyle zatęskni, że powrócimy do rodzimych świąt?

- My już za nimi tęsknimy. Proszę zauważyć, jak wiele osób udaje się, choćby do Muzeum Rolnictwa w Szreniawie koło Poznania, by zobaczyć, jak w przeszłości przygotowywano potrawy, obejrzeć rzeczy codziennego użytku, przekonać się, jak wyglądały uroczystości weselne, pogrzebowe, jak i życie codzienne naszych przodków. Obserwujemy ową tęsknotę również w odrodzeniu bractw rycerskich, które przy okazji większych świąt chcą zademonstrować sztukę rycerską.

Myślę, że w każdej kulturze potrzebny jest bohater, który tę kulturę odradza. To jest kategoria kulturowa, która mówi o kimś ważnym dla danej wspólnoty, kto po przezwyciężeniu czegoś do niej powraca. Mieliśmy takiego bohatera, który był jednocześnie naszym autorytetem. Oczywiście mam na myśli Ojca Świętego Jana Pawła II. Proszę sobie przypomnieć, jak cały świat zamarł, przeżywając jego odejście. To było odchodzenie prawdziwego bohatera. Problem w tym, że po nim nie przyszedł następny, a nam niestety dobrze się z tym żyje. Bohater bowiem otwarcie wytyka nam błędy. On nie musi być silny fizycznie, ale powinien być jak kompas wyznaczający odpowiedni kierunek. Może też być miernikiem poczucia smaku.

Trudno byłoby mi teraz wskazać kolejnego bohatera i to jest chyba nasz dramat. Zachłystujemy się wszystkim, tylko nie naszą przeszłością. Pożegnaliśmy naszego bohatera, wypowiedzieliśmy wiele słów, wykonaliśmy wiele gestów i nic po nich nie pozostało. A święto także potrzebuje bohatera.

 

 

 

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki