(...) gdy miałam 6 lat, ciężko zachorowałam; modliła się za mnie cala rodzina. Pewnego dnia matka powiedziała mi, żebym w czasie modlitwy obiecała Bogu, że gdy mnie uzdrowi i będę dorosła, to pójdę do zakonu i sama też to w trakcie modlitwy obiecywała – że odda mnie do zakonu. Wyzdrowiałam po kilku miesiącach choroby, od tamtej pory minęło wiele lat, dziś mam lat 20 i nie czuję powołania do zakonu. Czuję, że odpowiednie dla mnie jest życie z mężczyzną a nie zakon, jednak problem w tym, że nie mogę sobie ułożyć życia osobistego, zawsze gdy kogoś poznaję, coś stoi na przeszkodzie, żeby z tym kimś być.
Czy moje niepowodzenia w życiu partnerskim to kara boska za to, że nie dotrzymałam obietnicy danej Bogu? Czy zgrzeszyłam tym, że do zakonu nie poszłam i teraz muszę pokutować niepowodzeniami w życiu osobistym?
Sandra
Bóg, który objawił nam swe miłosierne oblicze w Jezusie z Nazaretu, nie zsyła na nas odwetowej kary, gdy nie spełniamy Jego oczekiwań względem nas. Życiowe niepowodzenia nie mogą być interpretowane jako kara boska. Owszem, także przez trudności i cierpienia możemy spotkać i głębiej zrozumieć Boga, jednak nie wprost, przez sam fakt ich zaistnienia. Bóg dopuszcza czasem na człowieka próbę, jednak „nie cieszy się ze zguby żyjących” (Mdr 1, 13). Wiara rozumiana jako powierzenie się Bogu pozwala odnaleźć nadzieję także w trudnościach.
Wolność, którą Bóg obdarzył i wyróżnił człowieka, pozwala nam na dokonywanie wyborów i ponoszenie za nie odpowiedzialności. Wybór dokonywać się może jednak jedynie w klimacie dojrzałej wolności (wewnętrznej i zewnętrznej). W Twojej sytuacji o wolnym postanowieniu nie może być mowy. Z uwagi na dziecięcy wiek nie miałaś możliwości podjęcia wolnego zobowiązania odnośnie do przyszłego życia. Do tego dochodzi ograniczenie wolności przez chorobę i sytuację zagrożenia, a także przez presję ze strony mamy. Można więc powiedzieć, że ta obietnica złożona Bogu nie obowiązuje.
Czasem rodzice chcą niejako kupić zdrowie swego chorego dziecka, składając je Bogu w ofierze. Trzeba powiedzieć, że takie zobowiązania są niepotrzebne i nieważne. Nie można bowiem decydować za nikogo (nawet za własne dziecko) o wolnym oddaniu się Bogu na wyłączną służbę. Rodzice mogą decydować jedynie o swojej przyszłości. Mogą więc podejmować zobowiązania jedynie w swoim imieniu i w swojej sprawie.
Warto nie podejmować „duchowej partyzantki” i przed podjęciem jakiegokolwiek tego typu zobowiązania skonsultować je z duszpasterzem. Pozwoli to uniknąć dylematów w przyszłości.
Jezus postawił tę sprawę radykalnie: „Słyszeliście, że powiedziano: Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie” (Mt 5, 33).