Odziany w świecki strój francuskiego libertyna, w otoczeniu dwóch luterańskich kobiet, arcybiskup Gabriel Podoski, nie zamierzał uczestniczyć w jednym z najważniejszych wydarzeń roku liturgicznego.
Prymas masonem
Znajdował natomiast czas na aktywną działalność w lożach masońskich, gdzie pojawiał się bądź incognito, bądź też jawnie – jako „znakomity członek”. Swą aktywność wolnomularską, traktowaną zapewne jako elitarny snobizm, abp Podoski wiódł w loży „Pod cnotliwym Sarmatą na Wschodzie Warszawy”. Jej założycielem był starosta warszawski, dyplomata, syn słynnego ministra króla Augusta III, bohater jednej z powieści Józefa Ignacego Kraszewskiego – Alojzy Fryderyk Józef von Brühl. Z rodziną von Brühl prymasa Podoskiego łączyły szczególne więzy, nie tylko wolnomularskie. Wcześniej jeszcze, przyszły arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski, był stronnikiem Augusta III Sasa i zwolennikiem jego rządów w Rzeczypospolitej, a także kanclerzem królewskich synów – książąt Franciszka Ksawerego i Karola Krystiana. Jednak to nie za sprawą stronnictwa saskiego Gabriel Podoski doszedł do najwyższej w Kościele w Polsce godności…
Gdy w 1767 zmarł prymas Władysław Łubieński, interrex po śmierci Augusta III, a przed elekcją Stanisława Poniatowskiego, rozpoczęły się starania o wybór nowego arcybiskupa gnieźnieńskiego. Zarówno Polacy, jak i dwory ościenne zdawały sobie doskonale sprawę, jak to kościelne stanowisko ważne jest w polityce Rzeczypospolitej. Dlatego też rozliczne stronnictwa przystąpiły do forsowania miłych sobie kandydatur. Zrazu największe szanse na nominację miał brat króla – Michał Poniatowski. Sposobiony od najmłodszych lat do stanu kapłańskiego książę miał jednak jeszcze poczekać na prymasowską mitrę. Do gry wkroczył bowiem bardzo aktywnie Petersburg. Wszechwładna imperatorowa Katarzyna, miała w Warszawie swego zaufanego zausznika, słynącego z zamiłowania do intryg i knowań, ambasadora Repnina. Książę Nikołaj Repnin ma w historii Rzeczypospolitej swą bardzo wyrazistą a niechlubną kartę. Dość powiedzieć, że to on był autorem aktu abdykacji, jaki w 1795 roku, w Grodnie podpisał Stanisław August. W 1767 roku szeptano, że to Repnin stoi za śmiercią prymasa Łubieńskiego – rosyjski dyplomata miał zlecił otrucie purpurata, który nie chciał się zgodzić na rosyjskiej proweniencji ustawy dysydenckie przygotowane dla Polski.
Nominacja i szantaż
Gdy tron gnieźnieński został opuszczony, rozpoczęły się intensywne zabiegi o to, by stolicę prymasowską osadzić wygodnym dla Rosji kandydatem. Tym był według Repnina Gabriel Podoski, nazywany protekcjonalnie przez rosyjskiego księcia jego „sekretarzem”. Planom tym opierał się początkowo król, na którym jednak Repnin wymusił szantażem nominację dla Podoskiego. Zostało to przyjęte z oburzeniem przez ówczesnego nuncjusza apostolskiego w Warszawie Antonia Eugenia Viscontiego, przyszłego kardynała, który jednak szybko opuścił Warszawę i nie musiał oglądać opłakanych skutków podejmowanych wówczas decyzji. Sprawa królewskiej prowizji natrafiła też na poważne problemy w Stolicy Świętej. Aż pięć posiedzeń partykularnych stosownej kongregacji radziło nad tym trudnym problemem. Tymczasem z Warszawy Podoski i Repnin słali do Rzymu kolejne „referencje”, które miały uwiarygodnić kandydata do prymasostwa. Nie przekonywały one jednak papieża Klemensa XIII, który napisał do nominata „że z zatwierdzeniem należy poczekać, aż uczynki potwierdzą składane obietnice”. Coś ważnego musiało wydarzyć się na Watykanie, skoro zaledwie w dwa tygodnie po tych dystansujących ruchach papieskich, 31 sierpnia 1767 roku Klemens XIII podpisał ostatecznie bulle prekonizacyjną dla Podoskiego. Przypuszcza się, że ten nagły ruch spowodowany był obawą Klemensa XIII, że niezgoda na wybór Podoskiego może spowodować rozłam w Kościele w Polsce, albo próbę powołania kościoła narodowego, czym aluzyjnie straszył Repnin.
Zgorszenie i plany schizmy
Po nominacji Podoskiego tryumfowała Katarzyna II, Repnin i sam nowy arcybiskup. Uczty i biesiady, jakim się oddał, nie pozwoliły mu na odwiedzenie Gniezna i ingres do katedry – nie pojechał tam nigdy, zresztą mówiono kąśliwie, że jedyną Mszą św., jaką odprawił była Prymicja. Podoskiemu towarzyszyły niemal przez cały czas dwie kobiety – Oemichenowa, wdowa po liwerancie saskim, niegdyś zaopatrująca kuchnie dworką ministra Brühla, oraz jej krewna – Weyrauchowa. Obie panie, podejrzanej - jak zapisali im
współcześni – konduity, były luterankami, co - jak się uważa - miało niebanalny wpływ na prodysydencką orientację abp Podoskiego. Zaangażowanie prymasa w przyznanie dysydentom równi praw w Rzeczypospolitej z katolikami, było zadziwiające i okazało się większe niż jego nieomal nieprzezwyciężona skłonność do pogrążania się lenistwie i równie silne zamiłowanie do sybarytyzmu.
Najpierw Podoski próbował złamać opozycję przeciwko sprawie dysydenckiej w samym Kościele. Po tym, jak nie udało się Podoskiemu nakłonić do zgniłych kompromisów biskupa krakowskiego Kajetana Sołtyka – który notabene udzielił Podoskiemu sakry – Podoski wraz z Repninem doprowadzili do uwięzienia niepokornego biskupa Sołtyka przez Rosjan i deportowania go do Kaługi, skąd wrócił dopiero po sześciu ciężkich latach. Repnin, znawca ludzkiej psychiki, sprytnie wykorzystywał próżność prymasa, obiecując mu kardynalat, a nawet „papieską tiarę”, dzięki czemu Podoski i urząd, jaki piastował stawał się coraz bardziej zależny od Rosji. Ta odwdzięczała się prymasowi pustymi gestami – za sfinalizowanie sprawy dysydenckiej, abp Podoski otrzymał „list dziękczynny” od carycy Katarzyny oraz sobolową szubę wartą 10 tysięcy rubli!
Ucieczka i hańba śmierci
Tymczasem Podoski snuł wizje kolejnych awansów, przyjmował ordery od Katarzyny II, oraz stałe pensje z dworów w Petersburgu i Dreźnie. Zaangażowany w wydarzenia polityczne, dystansował się wobec konfederacji barskiej, choć poduszczał do detronizacji Poniatowskiego, z którym żył w niezgodzie, proponując osadzenie na tronie polskim elektora Fryderyka Augusta. Wreszcie skompromitowanego i coraz bardziej niemile widzianego w Warszawie prymasa opuścili nawet jego możni protektorzy. Gdy ambasadorem rosyjskim został Kasper von Saldern, stosunki Podoskiego z dyplomacją Katarzyny II stały się tak napięte, że prymas pod pretekstem poratowania zdrowia, zbiegł w atmosferze skandalu do Elbląga i Gdańska, gdzie schronił się na 4 lata. Choć w czasie sejmu rozbiorowego próbował niespodziewanie demonstrować patriotyzm, nie miał odwagi wrócić do Warszawy. Wreszcie, za przyzwoleniem królewskim, opuścił Polskę, by udać się do Paryża. Jednak nawet tam jego tryb życia gorszył. Przeniósł się więc do Marsylii, gdzie pod fałszywym nazwiskiem przebywał przez kilka miesięcy. Kupował liczne meble, fajanse, srebra i porcelanę, zadłużając się coraz bardziej. Zmarł nagle 3 kwietnia 1777 roku. Według jednej wersji zgon nastąpił po zbyt sutej kolacji; według innej – prymas zginął przypadkiem, podczas próby egzekucji długów. Jego ciało zabalsamowano i złożono w kaplicy opactwa Saint-Victor de Marseille. Kilkanaście lat później trumnę ze szczątkami prymasa rewolucjoniści francuscy wrzucili do wód Zatoki Lwiej.
Ponury żywot Gabriela Podoskiego jest wyjątkiem pośród wielu świetlanych i bohaterskich postaci, które przez stulecia zasiadały na prymasowskim tronie w Gnieźnie. Jest też jednocześnie przykładem na to, jaki bieg mają sprawy, które były efektem wtrącania się polityki w sprawy Kościoła.