Jeśli ktoś liczył na to, że raport z weryfikacji WSI będzie zawierać jakieś mrożące krew w żyłach historie, ten musiał poczuć się nieco rozczarowany opublikowanymi materiałami. Nie ma w nich żadnych specjalnych sensacji, bo najzwyczajniej w świecie nie mogło ich tam być. Jeśli bowiem takie sprawy rzeczywiście istniały, to wojskowe specsłużby już dawno zdążyły je odpowiednio „zabezpieczyć”.
Ponad wszelką wątpliwość raport pozwala jednak na stwierdzenie jednej rzeczy: Wojskowe Służby Informacyjne nie działały tak jak powinny i w celach, do jakich zostały powołane.
Lech Kaczyński, który upublicznił raport na stronach internetowych Kancelarii Prezydenta, powiedział, że WSI stanowiły „zagrożenie i samo przez siebie zaprzeczenie demokracji”, ale nie rządziły Polską.
– To teza absurdalna, choćby z jednego punktu widzenia. Gdyby WSI rządziły Polską, to nie miałbym zaszczytu tutaj z państwem rozmawiać, jako prezydent RP – podkreślił Kaczyński.
Raport zawiera 64 nazwiska tajnych współpracowników oraz oficerów „drugiej linii” WSI wykraczających poza zadania związane z obronnością. Wśród doniesień komisji weryfikacyjnej do prokuratury znalazły się m.in. zarzuty „penetracji rosyjskiej” WSI, wprowadzenia w błąd polskich organów państwowych i nielegalnej inwigilacji partii politycznych.
Według raportu, po roku 1990 w administracji państwowej i aparacie handlu zagranicznego WSI dysponowały ponad 2,5 tysiącem współpracowników i oficerów służb.
Dokument wymienia kilkadziesiąt nazwisk dziennikarzy i osób związanych z mediami, przy pomocy których WSI „pośrednio wpływały na politykę wydawniczą i linię programową redakcji lub nadawców”.
W raporcie znalazły się też m.in. informacje na temat ok. 300 oficerów przeszkolonych w ZSRR, w tym trzech szefów WSI (gen. Marek Dukaczewski, gen. Bolesław Izydorczyk i kontradm. Kazimierz Głowacki) i ich zastępców. „Zajmowali oni w WSI kluczowe stanowiska, dzięki czemu decydowali o kierunkach ich działania”. Co więcej, przypadki szkolenia oficerów WSI w Rosji odnotowywano jeszcze w 1992 i 1993 roku. Zdaniem autorów dokumentu tłumaczyłoby to dlaczego wojskowe specsłużby były niezdolne do prowadzenia efektywnej pracy kontrwywiadowczej na kierunku wschodnim, a wszystkich szpiegów rosyjskich w Polsce zatrzymywały cywilne służby specjalne. Kontrwywiad WSI miał też tolerować, a nawet ochraniać działania Rosji zmierzające do opanowania polskiego sektora energetycznego.
Z raportu wynika także, że na początku lat 90. szefostwo WSI dążyło do udziału służb w handlu bronią i kontroli nad tym rynkiem. Taki handel prowadzono m.in. z mafią z państw nadbałtyckich i arabskim terrorystą. Zyski z tego nielegalnego procederu miały być „pozabudżetowymi źródłami finansowania” WSI, nieujawnianymi przed władzami państwa.
Oficerowie wojskowych specsłużb brali też udział w działaniach mafii paliwowej w Polsce i współtworzyli główne ogniwa tej mafii.
Raport wymienia również „czarną listę” osób, które ponoszą „szczególną odpowiedzialność” za nieprawidłowości i zaniechania w WSI. Znaleźli się na niej: byli prezydenci Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski, kolejni szefowie MON (bez Jana Parysa) i kolejni szefowie WSI (bez Tadeusza Rusaka). Żaden z „obwinionych” nie zgadza się z tezami raportu. Większość zapowiada też skierowanie pozwów sądowych przeciwko autorom dokumentu.
Jeden z byłych szefów WSI gen. Marek Dukaczewski twierdzi, że raport jest jedynie „interpretacją przedstawioną przez pana Antoniego Macierewicza w oparciu o bardzo nierzetelnie prowadzone działania”. Jego zdaniem wraz z opublikowaniem raportu polskie służby wywiadowcze przestały istnieć i długo nie powstaną.
Szef komisji weryfikacyjnej WSI Antoni Macierewicz odpiera zarzuty twierdząc, że wszystkie tezy sformułowane w raporcie mają twarde dowody i jest to materiał, który „zawsze można zweryfikować sądownie”.