Już nawet pierwsze dni listopada ulegają komercjalizacji. Komercję tę widać nie tylko po rosnącej każdego roku liczbie zniczy, ale nawet po kształtach, w jakich są produkowane. Nawet w tej dziedzinie obowiązuje swoista moda i konieczność pozyskiwania, a nawet walki o klienta, aby się nie przyzwyczaił i nie znużył jednym wzorem.
Znacznie poważniejszy jest jednak problem całkowicie bezrefleksyjnej obecności wielu chrześcijan na cmentarzach, przy grobach swoich bliskich. Jeszcze jeden spacer, okazja do rozmowy z rodziną. Oczywiście nie jest to złe, ale z całą pewnością daleko niewystarczające, aby przeżyć ten okres z duchowym pożytkiem. Trzeba więc stawiać przy tej okazji pytanie, jaki jest cel polskiej masowej wędrówki na cmentarze, czy idzie za tym w ogóle jakaś refleksja, czy to „aż taka”, a zarazem „tylko” pamięć o zmarłych, troska o ich groby.
Oprócz komercji pojawiają się od kilku lat zupełnie obce naszej kulturze i tradycji, a przeciwne chrześcijaństwu zwyczaje. Co więcej, mamy w gruncie rzeczy do czynienia z próbą zaszczepiania na naszym gruncie zwyczajów pogańskich. Obecny Papież, jeszcze jako kardynał, określił kiedyś Halloween jako „pogaństwo pochrześcijańskie”. To spostrzeżenie dedykuję pod refleksję tym wszystkim, zwłaszcza nauczycielom i rodzicom, którzy nie widzą w tym niczego złego ani niebezpiecznego dla swoich dzieci. No, ale jeśli rodzice katoliccy przyszłość swoją i swoich dzieci wyczytują w horoskopach, to trudno się dziwić, że nie przeszkadza im – jako sposób oswajania czy drwiny ze śmierci – przebieranie się ich pociech za czarownice i stawianie dyni ze świeczką nawet już w przedszkolach.
W ostateczności więc pytamy o wiarę, bo w odpowiedzi na to pytanie zawiera się odpowiedź na to, jak przeżywamy te listopadowe dni. Chrześcijanin wierzy i oczekuje wskrzeszenia umarłych. Bez zmartwychwstania ciała nasza wiara byłaby niczym, a życie chrześcijańskie pozbawione sensu. Dlatego też chrześcijańskie wychowanie i przepowiadanie (katecheza, homilia) powinny wpajać człowiekowi ufne przeświadczenie, że przez śmierć zbliżamy się do życia. I to w ten sposób, a nie przez postawienie dyni ze świeczką, można pomóc człowiekowi przezwyciężać lęk i zrodzić spokój w obliczu śmierci.