Jakiś czas temu w mediach emitowano reklamę pewnego leku. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie wzmianka o jego przeciwdziałaniu negatywnym skutkom stosowania środków antykoncepcyjnych. Okazuje się, że nie tylko środowiska kościelne dostrzegają ich zgubny wpływ na nasze zdrowie.
Seksualność to bardzo intymna sfera ludzkiego życia. Jej najpiękniejszym kontekstem jest miłość, czyli bycie dla drugiej osoby. Z aktywizacją płciowości oczywiście wiąże się płodność. Dlatego człowiek, różniąc się od zwierząt rozumnością i wolitywnością, musi brać odpowiedzialność za poczęte życie. Jest ono wielkim darem, szczęściem, ale by móc je godnie przyjąć, potrzebna jest świadoma decyzja rodziców. Gdy takowe okoliczności nie zaistnieją, a ciąża jest wynikiem jedynie emocjonalnego „uniesienia”, wówczas mogą się pojawić problemy, którym trzeba stawić czoło.
Lek przeciw niespodziankom
Z powyższych względów podkreśla się obecnie potrzebę szeroko zakrojonej edukacji seksualnej, by dzięki niej zminimalizować ryzyko wystąpienia tego rodzaju „niespodzianek”. Szczególnie kładzie się nacisk na promocję antykoncepcji, zwracając przede wszystkim uwagę na jej skuteczność. Producenci środków antykoncepcyjnych starają się je wciąż udoskonalać, by tzw. wskaźnik Pearla danego specyfiku był jak najniższy, a więc ryzyko zajścia w ciążę jak najmniejsze.
Ponieważ farmakologia ciągle się rozwija, wyniki prac i badań na tym polu są coraz bardziej zadowalające. I tak do rąk konsumentów trafia kolejny środek, który ma im zapewnić komfort i bezpieczeństwo. Nazywa się go lekiem, choć nie stosuje się go z przyczyn zdrowotnych, a wręcz przeciwnie – z powodu naturalnej zdolności organizmu kobiety. Jak większość środków farmakologicznych, tak i ten niesie z sobą ryzyko wystąpienia skutków ubocznych. Ich szczegółowe opisy znajdują się na ulotkach dołączonych do opakowań, z tym że o ile czymś etycznym jest zgoda na wystąpienie niepożądanych reakcji w przypadku podania np. antybiotyku, gdy chodzi o zdrowie czy nawet życie pacjenta, o tyle trudno od tej strony wytłumaczyć zasadność stosowania antykoncepcji hormonalnej, chemicznej czy mechanicznej. A trzeba przy tym widzieć zależność pomiędzy skutecznością środka antykoncepcyjnego a stopniem jego inwazyjności. A ta z kolei wiąże się z możliwością wystąpienia głębszych i trwalszych powikłań psychosomatycznych.
Afirmacja kochanej osoby
Dla chrześcijanina racje medyczne nie są jedynym, a tym bardziej ostatecznym argumentem etycznym. Tym bardziej że być może zostanie w przyszłości wynaleziony środek antykoncepcyjny, którego stosowanie nie będzie wiązało się z żadnymi skutkami ubocznymi. Chodzi tu o sprawy zgoła zupełnie innego gatunku.
Akt płciowy nabiera swojego najgłębszego sensu, gdy zostaje zainicjowany pomiędzy dwojgiem kochających się osób. Jest cudownym wyrazem miłości, czułym przyjęciem i afirmacją drugiego człowieka. Kościół z całą mocą podkreśla jego ukierunkowanie na kontynuację Bożego dzieła stworzenia poprzez powołanie do życia nowego człowieka. Z drugiej zaś strony dostrzega się kwestię świadomej regulacji płodności.
W encyklice „Humanae vitae” papież Paweł VI napisał: „Ci małżonkowie realizują odpowiedzialne rodzicielstwo, którzy kierując się namysłem i wielkodusznością, decydują się na przyjęcie liczniejszego potomstwa, albo też, dla ważnych przyczyn i przy poszanowaniu nakazów moralnych, postanawiają okresowo lub nawet na czas nieograniczony, unikać zrodzenia dalszego dziecka” (HV, 10). W tym drugim przypadku godziwe moralnie jest zastosowanie tzw. naturalnych metod regulacji płodności. Obecnie są one bardzo wnikliwie opracowane od strony naukowej, stąd we wspomnianej wcześniej skali Pearla osiągają coraz niższy współczynnik. Ale dla oceny moralnej przecież nie to jest najważniejsze. Ponad wszystko trzeba w owych metodach widzieć te cechy, które przyczyniają się do wzrostu człowieczeństwa w duchu miłości.
Z pewnością o wiele łatwiej użyć sztucznego środka antykoncepcyjnego, ale tak przeżywana natychmiastowa przyjemność nie mieści się w kryteriach etyki chrześcijańskiej. Natomiast wśród nich szczególne miejsce zajmuje odpowiedzialność za bliźnich i traktowanie ich w sposób podmiotowy.
Wartości typu „mieć” czy „chcieć” w tym kontekście jawią się de facto jako antywartości. Taki punkt widzenia raczej nie cieszy się aprobatą we współcześnie promowanych „filozofiach szczęścia”. Wierni uczniowie Chrystusa zawsze mają na względzie dobro kochanych osób oraz chcą z własnej płciowości uczynić dar. Temu celowi podporządkowują swój rozum i wolę, potwierdzając tym samym własny potencjał twórczy.
„Wybór rytmu naturalnego bowiem, pociąga za sobą akceptację cyklu osoby, to jest kobiety, a co za tym idzie, akceptację dialogu, wzajemnego poszanowania, wspólnej odpowiedzialności, panowania nad sobą. Przyjęcie cyklu i dialogu oznacza następnie uznanie charakteru duchowego i cielesnego zarazem komunii małżeńskiej, jak również przeżywanie miłości osobowej w wierności, jakiej ona wymaga. W tym kontekście para małżeńska doświadcza, że ich wspólnota małżeńska ubogaca się takimi wartościami, jak czułość i serdeczność, które są czynnikami głęboko ożywiającymi płciowość ludzką również w jej wymiarze fizycznym. W ten sposób płciowość zostaje uszanowana i rozwinięta w jej wymiarze prawdziwie i w pełni ludzkim, nie jest natomiast «używana» jako «przedmiot», który burząc jedność osobową duszy i ciała, uderza w samo dzieło stwórcze Boga w najgłębszym powiązaniu natury i osoby”.
Jan Paweł II, „Familiaris consortio”, 32